Rynek tkanin rzemieślniczych jest duży, ale wciąż chłonny. Miejsce na nim znajdują kolejni młodzi projektanci, którzy chcą dzielić się z odbiorcami pomysłami na oryginalne tkaniny użytkowe i dekoracyjne. Wielu z nich zleca produkcję w Indiach lub Nepalu, co znacząco obniża koszty produkcji. Są jednak i tacy, którzy swój biznes opierają na produkcji polskiej, prowadzonej z poszanowaniem środowiska i odpowiedzialnej społecznie. Tak właśnie działa łódzka pracownia tkacka Tartaruga.

Z pomocą inkubatora
Pomysłodawczynie Tartarugi — Wiktoria Podolec i Jadzia Lenart — wytwarzają tekstylia w technice kilimu. Wyprodukowane tkaniny mogą służyć jako wykładzina podłogowa lub dekoracja ścienna. Wszystkie produkty wykonują ręcznie, przy użyciu tradycyjnych rzemieślniczych przyrządów i technik, z polskiej wełny pochodzącej od żywych owiec. Aspekt etyczny jest dla nich bardzo istotny.
— Materiały, których używamy, zostały wyprodukowane w sposób zrównoważony lub pochodzą z recyklingu. Przędze farbujemy nieszkodliwymi barwnikami, staramy się też ograniczać odpady poprodukcyjne — podkreśla Wiktoria Podolec.
Dziewczyny od początku postawiły na biznes zaangażowany społecznie. Dwa procent dochodu ze sprzedaży wszystkich tkanin przeznaczają na fundację Refugee.pl, działającą na rzecz budowy otwartego i obywatelskiego społeczeństwa. W swojej działalności chcą nawiązywać do bogatej tradycji włókienniczej miasta, w którym tworzą, czyli Łodzi. Dlatego nie tylko tkają i sprzedają swoje tkaniny, ale też edukują. Prowadzą warsztaty, dzięki którym każdy może poznać temat tkanin od strony praktycznej. Pracownię otworzyły w maju 2017 r. Działalność prowadzą w ramach łódzkiego Art_Inkubatora, który pomaga przedsiębiorcom z sektora kreatywnego.
— Otrzymałyśmy pracownię w pięknej postindustrialnej przestrzeni, za którą płacimy preferencyjny czynsz. Ponadto możemy nieodpłatnie korzystać ze wszystkich przestrzeni na terenie inkubatora, takich jak sale warsztatowe i konferencyjne, studio fotograficzne czy pracownia komputerowa. Mamy też wsparcie w zakresie księgowości, prawa, marketingu itd. — wylicza Wiktoria Podolec, która na uruchomienie działalności przeznaczyła 20 tys. zł.
Na podbój obcych rynków
— „Tartaruga” po portugalsku znaczy „żółw”. Żółw jest powolny, ale długowieczny i wyjątkowy. Dokładnie taki jak nasze tkaniny — mówi Jadzia Lenart, opisując nietypowy charakter ręcznej, niezwykle pracochłonnej produkcji.
Dziewczęta wspólnymi siłami wytwarzają średnio osiem kilimów miesięcznie. Tyle też sprzedają, przy czym cena jednego waha się między 850 a 1200 zł. Jednak niebawem będą musiały zmienić biznesplan i zwiększyć produkcję — a to z powodu rozmów handlowych z zagranicznymi sprzedawcami detalicznymi, zapoczątkowanych na London Design Fair, oraz planowanej współpracy z architektami wnętrz i dużymi portalami sprzedażowymi z Niemiec i Australii.
Plany na rozwój są szeroko zakrojone. Chodzi przede wszystkim o zwiększenie sprzedaży w Polsce, a także wyjście na rynki zagraniczne — w obszarze zainteresowania tkaczek są głównie Anglia, Niemcy, Niderlandy i Australia. Na nowych rynkach chcą oferować więcej niż do tej pory — do ich oferty dochodzą wegańskie i niepowodujące alergii tkaniny bawełniane. W Polsce konkurencję mają niewielką, ale na nowych rynkach będą musiały zmierzyć się z działającymi prężnie firmami amerykańskimi i portugalskimi. Pomysłodawczynie Tartarugi zamierzają konkurować z zagranicznymi producentami jakością i oryginalnym wzornictwem, które łączy nowoczesne, abstrakcyjne wzory z tradycyjną techniką. Już zapowiadają powstanie kolejnych kolekcji.