Nu Skin, koncern kosmetyczny specjalizujący się w sprzedaży bezpośredniej, jest obecny w Polsce od 2002 r. Dopiero w ubiegłym roku grupa przebudziła się z długiego snu i zaczęła rozbudowywać struktury w naszym kraju. Zdaniem ekspertów, może dać się we znaki takim rywalom jak Avon czy Oriflame, zwłaszcza w segmencie preparatów przeciwzmarszczkowych. Spółka, notowana na amerykańskiej giełdzie NYSE w 2013 r. miała 3,2 mld USD przychodów. Jej kapitalizacja wynosi 4,3 mld USD.
— Wiążemy z Polską duże nadzieje. Liczymy na duże zwyżki sprzedaży w tym roku. W perspektywie średniookresowej polski rynek może być jednym z najszybciej rosnących w całym regionie EMEA (Europa, Bliski Wschód i Afryka) — uważa Kata Pál, wicedyrektor Nu Skin ds. sprzedaży w Europie Wschodniej.
Spółka, która ma w polskim portfelu 200 produktów, nie planuje inwestycji. Na większą pomoc koncernu mają liczyć tzw. regionalni liderzy sprzedaży pracujący w Polsce. Na czym to wsparcie ma polegać i jak to ma wpłynąć na wyniki — tego koncern nie ujawnia. Henryk Orfinger, prezes Dr Ireny Eris, jest zaskoczony szerszym wejściem Nu Skin na polski rynek.
— Wydawałoby się, że rynek sprzedaży bezpośredniej tłuste lata ma już za sobą. Polacy mają coraz grubsze portfele i lepszy dostęp do kosmetyków, tymczasem sprzedaż bezpośrednia ma się najlepiej w tych krajach, które są na początku drogi rozwoju. Co więcej, karty są u nas rozdane. Do czołówki firm specjalizujących się w sprzedaży bezpośredniej należy m.in. Avon oraz Oriflame — wymienia Henryk Orfinger.
Przedstawiciele Nu Skin nie zgadzają się z taką opinią. Ich zdaniem, Polska nadal ma potencjał. Po pierwsze, jest jednym z nielicznych krajów, które mimo globalnej recesji zanotowały wzrost gospodarczy. Po drugie, 38-milionowa populacja to magnes dla rynku sprzedaży bezpośredniej, a więc również dla Nu Skin.
— Według danych Euromonitora International, w 2012 r. sprzedaż bezpośrednia urosła o 5 proc., do 2,6 mld zł, co stawia Polskę na piątym miejscu w Europie pod względem wartości tego rynku — mówi Kata Pál.
Zdaniem Mirosława Lubonia, dyrektora Polskiego Stowarzyszenia Sprzedaży Bezpośredniej (PSSB), kryzys doszedł do branży z lekkim opóźnieniem. Ubiegły rok był jednym z najgorszych.
— Spodziewaliśmy się, że lekkie zahamowanie odczują przede wszystkim firmy sprzedające np. drogi sprzęt AGD, tymczasem to kosmetyki gorzej sobie poradziły, choć tutaj również nie ma reguły — uważa Mirosław Luboń. Kosmetyki mają 70-procentowy udział w polskim torcie sprzedaży bezpośredniej. Zdaniem PSSB, w ciągu kilku- -kilkunastu lat zmniejszy się on do poziomu europejskiego, czyli 30-40 proc.
— Nie oznacza to, że ich sprzedaż będzie spadała. Po prostu będzie więcej dostawców spoza tego segmentu — mówi Mirosław Luboń. Jego zdaniem, rynek sprzedaży bezpośredniej ciągle jest bardzo atrakcyjny. W Europie Zachodniej ma ona 3-6-procentowy udział w całym rynku detalicznym, podczas gdy w Polsce wynosi on niecały 1 proc.