O'Leary chce dzięki temu zlikwidować niezależne porównywarki cen, takie jak Google Flights czy Expedia. Nie ujawnił, do których linii zwrócił się Ryanair, ale kiedyś w „wielkiej piątce” europejskiej oprócz własnej spółki wymienił IAG, Air-France KLM, easyJet i Lufthansę.
- Myślę, że to jest coś, co duże linie mogą i powinny razem zrobić, bo uważam, że nie ma sensu aby jakaś trzecia strona miała oferować tą usługę – mówił o wzajemnej publikacji cen biletów prezes linii Ryanair. - Jeśli linie są konkurencyjne i mają właściwą ofertę cyfrową ten rodzaj stron internetowych nie powinien istnieć – dodał O'Leary.
Przyznał, że choć Ryanair ma najniższe ceny, to często nie ma także wolnych miejsc, więc zainteresowani mogliby korzystać z ofert konkurentów.

Multiwyszukiwarka, taka jak Google Flight, Kayak czy SkySkanner, agreguje i pokazuje w wynikach wyszukiwania ceny biletów w liniach lotniczych, a także ceny w serwisach turystycznych. Dzięki temu klienci mogą porównać, gdzie ten sam bilet kupią w najniższej cenie. W wyszukiwarce nie kupimy biletu — zarabia ona na umowach z tymi, których oferty pokazuje. Serwis turystyczny (pośrednik) agreguje i pokazuje w wynikach wyszukiwania bilety linii lotniczych, w cenach i terminach, które udostępniają im linie lotnicze. To u niego potem kupujemy bilet, a serwis zarabia na prowizji. Serwisy często wzbogacają stronę o informacje i podpowiedzi turystyczne dla niezdecydowanych.