O spadku zaufania do certyfikatów

Emil Górecki
opublikowano: 2006-06-14 00:00

Ten rynek też ma blaski i cienie

Zasady działania i uczciwej konkurencji, relacje między uczestnikami rynku i ochrona wizerunku — to sprawy pod rozwagę.

Na początku czerwca w siedzibie „Pulsu Biznesu” odbyło się spotkanie i debata przedsiębiorców działających na rynku jakościowym. Najliczniej reprezentowali swoje środowisko przedstawiciele jednostek certyfikacyjnych. Stawili się również szefowie podmiotów administracyjno-regulacyjnych Polskiego Komitetu Normalizacyjnego i Polskiego Centrum Akredytacji (PCA). Być może właśnie ta debata stanie się inkubatorem stowarzyszenia branżowego, choć mówiono o różnych ważnych dla zarządzania jakością sprawach.

O rynku certyfikatów, szacunkach i perspektywach

Roman Zadrożny, wiceprezes Dekra Polska

- Porównajmy: Hiszpania to około 40 tys., Włochy około 80 tys., Czechy, Węgry znacznie ponad 10 tys. Biorąc to jako bazę, możemy ocenić docelową głębokość naszego rynku na około 40 tys. certyfikatów, ale w długim, wieloletnim okresie.

Ryszard Jankowski, dyrektor Bureau Veritas Quality International

- Z naszych obliczeń wynika, że w Polsce mamy około 10 tys. certyfikatów.

Janusz Grabka, prezes TÜV Rheinland Polska

- Liczba certyfikatów w poszczególnych branżach nie odzwierciedla rzeczywistego stanu jakości w Polsce, dlatego że nie wszystkie jednostki działają wg wytycznych International Acreditation Forum (IAF), choć wszystkie powinny tak robić. Bywa, że jedna jednostka w danej firmie przeprowadziła 10 dni audytu, zgodnie z wytycznymi IAF, a w podobnej firmie inna jednostka — dwa dni. Te liczby nie odzwierciedlają poziomu jakości w Polsce.

Karol Hauptmann, dyrektor Polskiego Centrum Akredytacji

- Liczba certyfikatów określa rynek — tak jest z punktu widzenia jednostek certyfikujących. Ale temat liczby wydanych certyfikatów jest drugorzędny, istotne jest bowiem zbadanie, ile przedsiębiorstw w Polsce posługuje się certyfikatami wiarygodnymi. Jeśli statystyka ma służyć gospodarce, to właśnie te dane są bardziej potrzebne. Bo o sile polskiej gospodarki mówi liczba wiarygodnie certyfikowanych przedsiębiorstw w kraju. Różnica między liczbą certyfikatów wydanych przez jednostki akredytowane, a liczbą przedsiębiorstw w kraju, które je posiadają, może być znaczna. W Anglii 10 lat temu było certyfikowanych na ISO 9001 około 50 tys. przedsiębiorstw, w Polsce ich obecna liczba to 5-10 tys.

Ryszard Cedrowski, prezes Kema Quality Polska

- Rzeczywiście z punktu widzenia całej gospodarki najważniejszą wielkością jest liczba certyfikowanych firm. Wydaje mi się, że zmieniając nieznacznie sprawozdawczość GUS, można doprowadzić do tego, że to on zbierałby takie dane i mielibyśmy jedno wiarygodne źródło. Natomiast informację o liczbie wydanych certyfikatów musielibyśmy sobie, jako jednostki certyfikujące, zapewnić sami.

Karol Hauptmann

- Rynek w Polsce w dalszym ciągu wzrasta i mówić o jego załamaniu nie można. Natomiast faktem jest, że wiarygodność certyfikatów ISO 9001 spada. International Acreditation Forum zdiagnozowało ten stan i zastanawia się, jak temu przeciwdziałać. Nie ma jeszcze jasnej drogi, jak to naprawić, ale myśli się o tym, żeby wprowadzić między innymi kodeks etyczny audytora, ponieważ wiarygodność certyfikatów spada właśnie z powodów etycznych. Trzeba postawić sobie pytanie: ile firm, które posiadają certyfikat ISO 9001, spełnia wymagania normy?

Henryk Warkocz, członek zarządu TÜV Nord Polska

- To jest główny problem naszej branży. Ale główną przyczynę spadku wiarygodności certyfikatu widzę nie w działaniach audytorów, ale w tym, że jednostki certyfikujące nie przestrzegają reguł. To jest dziś nagminne i musimy się z tym jak najszybciej uporać. Jedna jednostka, stosując się do reguł, wylicza czas potrzebny na sprawdzenie, czy dana firma spełnia wymagania normy na 10 dni, a inna zrobi to w dwa dni. W dwa dni nie da się tego sprawdzić, ale wina nie jest po stronie audytora, lecz jednostki, która wysłała go tam na tak krótki czas. Pojawiają się więc firmy, które wydają niewiarygodne certyfikaty.

Roman Zadrożny

- Opowiem o sytuacji związanej z ISO TS, gdzie ten problem istnieje na znacznie mniejszą skalę. System ten też jest certyfikowany, akredytowany i działa pod nadzorem. I choć wydaje się, że z tym certyfikatem powinny być podobne problemy, tak nie jest. Nadzór jednostki akredytacyjnej w ISO TS jest znacznie silniejszy, nie tylko nad jednostką certyfikującą. Zaczynamy od procesu kwalifikowania audytorów, poprzez nadzór nad samą jednostką certyfikującą, aż do znacznie intensywniejszego robienia tzw. witness audytów. Znacznie skuteczniej eliminuje się wtedy czarne owce. Myślę, że ruch należy tu do jednostek akredytujących, żeby poddać nas bardziej intensywnej i skrupulatnej kontroli.

Krystyna Stephens, dyrektor BSI Management Systems

- Spadek zaufania do certyfikatów jest widoczny, ale nie we wszystkich krajach na tym samym poziomie. To zależy od państwa.

Janusz Grabka

- W krajach zachodnich certyfikaty są bardzo rozpowszechnione i nie ma, tak jak u nas, ciągle rosnącego zainteresowania na rynku. Wykorzystajmy szansę, żeby przywrócić wiarygodność certyfikatów, żeby wszystkie firmy posiadające je były na porównywalnym poziomie jakości i spełniały te same standardy. Nie pokazujmy najlepszego, a tylko tego najgorszego, który psuje pracę jednostek certyfikujących.

Henryk Warkocz

- Myślę, że potrzebny jest jakiś regulator rynku, po to żeby eliminować czarne owce. Chodzi o to, żebyśmy my, którzy potrafimy wymagać od siebie i utrzymywać wysoki standard, nie byli wykańczani i podgryzani w podwójny sposób — raz od strony biznesowej, a po drugie — od strony wizerunkowej, przez obniżanie rangi certyfikatów. Takim regulatorem rynku w moich oczach byłoby PCA, które jest organizacją w naturalny sposób powołaną do pilnowania porządku i monitorowania rynku. Nie musimy bać się audytów PCA, bać się powinni ci, którzy nie spełniają standardów.

Agnieszka Sosnkowska, menedżer operacyjny UL International Polska

- Niedawno moja organizacja przeszła audyt swojej jednostki akredytującej i byłam rozczarowana sposobem audytowania, bo tak naprawdę niczego on nie sprawdzał. Jeśli więc narzekamy, że spada nasza wiarygodność, to powinniśmy więcej wymagać od jednostek akredytujących. To one powinny być gwarantem dla naszych klientów.

Włodzimierz Biel, dyrektor certyfikacji Det Norske Veritas Polska

- Akredytacja u nas sprawdza dwie fazy: pierwsza to kwotowanie audytu, gdzie musimy dokładnie wyznaczyć, jakie są kryteria i dlaczego przydzielamy akurat tyle dni. Drugą rzeczą, jaką sprawdzamy, są kompetencje — to są dwa naturalne, najważniejsze czynniki, które świadczą o wiarygodności naszej usługi — czas i kompetencje.

Krystyna Stephens

- Słuchając propozycji wzmocnienia kontroli jednostki akredytującej, pomyślałam, że z jed- nej strony jest to potrzebne dla oczyszczenia rynku, ale z drugiej sami powinniśmy utrzymywać wiarygodność naszych certyfikatów. Certyfikaty mojej firmy są wiarygodne, dlatego że mamy ciągle wysokie wymagania: nie przyjmujemy do pracy ludzi bez doświadczenia w branży, bez określonego stażu audytów i trzymamy się bardzo mocno reguł. To znaczy też, że bardzo często przegrywamy przetargi. Nie jesteśmy firmą, która wydała najwięcej certyfikatów w Polsce. Nigdy nam o to nie chodziło. Każdy powinien popatrzyć na siebie i sam wyspowiadać się przed sobą.

Dagmara Żygowska, dyrektor branży S&SC w SGS

- Kwestia naszej wiarygodności zamyka się dziś tylko w jednym pytaniu: czy potrafimy powiedzieć „nie” przy ofertowaniu klienta, o którym wiemy, że nie spełnia wymagań, czy po prostu nie potrafimy tego powiedzieć i pomnażamy liczbę certyfikatów. W naszej dyskusji zapominamy o naszych klientach — przedsiębiorcach, czyli o tych, których te certyfikaty dotyczą. Niestety wielokrotnie nie wiedzą oni, czym jest dokument ISO Guide, nie mają świadomości, że audyt powinien trwać określoną liczbę dni, a ten czas powinien przynieść przedsiębiorcom konkretną wartość — poza kontrolą. Nasi klienci oczekują, że powiemy: jest wszystko dobrze, że nie ma uwag, poleceń, działań korygujących, obserwacji. Jesteśmy jeszcze wciąż na poziomie elementarnej edukacji, bez względu na liczbę certyfikatów i czasu, jaki działamy na rynku. Tak naprawdę brakuje publikacji, które mówią, czym są systemy zarządzania, po co jest ISO Guide, po co ten czas ustalony na audyt. Oczywiście chciałabym liczyć także na PCA, skoro państwo macie stać na straży jakości i sposobu jej realizacji na rynku, ale my wszyscy musimy mieć w tym udział. Będzie nam łatwiej wtedy namawiać klientów do wybierania ofert, które rzeczywiście niosą wartość dodaną.

Roman Zadrożny

- Bicie się w piersi, spowiedź i myślenie, że to coś zmieni, jest naiwnością. Dziś ustalimy, że liczymy wszystko zgodnie z ISO Guide, a jutro niestety kilkoro z nas policzy niezgodnie z tymi normami. Boli mnie, że konkurencja między naszymi firmami nie jest uczciwa. Bo jeśli jedna firma liczy dni audytu zgodnie z regułami, inna liczy ich mniej, to wówczas ta druga jest bardziej konkurencyjna. My, tutaj zebrani, możemy liczyć cały czas zgodnie z regułami, ale po jakimś czasie przestaniemy istnieć. A zostaną ci, którzy nie stosują się do tych reguł. Musi więc być ktoś, kto będzie ich pilnował.

Janusz Grabka

- Jednostka akredytująca powinna sprawować bardzo ścisłą pieczę nad tym, co reprezentują firmy, które zostały dopuszczone w jej imieniu i na jej odpowiedzialność. Przykład sprzed dwóch tygodni: jest firma, która chce certyfikować cztery systemy. Oferty składa sześć jednostek certyfikujących. Wychodzi około 70 dni audytu (zgodnie z wytycznymi IAF) i trzeba złożyć ofertę na trzy lata. 5 jednostek zgłasza oferty, gdzie rozbieżność jest między 160 a 200 tys. zł. A szósta jednostka składa ofertę za… 40 tys. zł. I to ta jednostka ma klienta. Jak tu mówić o wiarygodności systemu i znaczeniu certyfikatu? Dlatego uważam, że potrzebne są jednostki akredytujące, które może nie na całym rynku, ale wśród swoich firm pilnują wiarygodności.

Karol Hauptmann

- Mówienie, że potrzeba 70 dni audytu, to w tym przypadku nieporozumienie. Nie ma bowiem międzynarodowych przepisów stanowiących o tym, jak podchodzić do certyfikacji wielu systemów jednocześnie. Przewodnik mówi, jak podchodzić do certyfikacji ISO 9001 — w zależności od liczby personelu. Każda jednostka certyfikująca musi mieć ustalony swój sposób prowadzenia kalkulacji przy certyfikacji wielu systemów naraz. My sprawdzamy, czy prowadzi ją zgodnie ze swoimi ustaleniami. W Niemczech przyjęto rozwiązanie, że w przypadku audytowania dwóch systemów: ISO 9001 i ISO 14001 jednocześnie, ten drugi system będzie kalkulowany w wysokości 80 proc. pierwszego. W przewidywanym kodeksie audytora będzie napisane, że audytor musi sprzeciwić się swojemu kierownictwu, jeśli każe mu jechać na audyt, który będzie miał niewłaściwą liczbę dni. Jeśli jednostka akredytująca odkryje, że się zgodził, to dostanie wilczy bilet i nie będzie mógł w tym zawodzie pracować. Cała sprawa sprowadza się do etyki. Zadaniem jednostki akredytującej jest sprawdzanie kompetencji jednostki certyfikacyjnej, a nie kontrolowanie, czy ta jednostka postępuje etycznie. Dochodzą do nas różne sygnały o nieprawidłowych kalkulacjach. Jeśli to się odbywa w jednostce przez nas akredytowanej, to proszę o dowód. Jednostki różnie podchodzą do certyfikacji podmiotów, szczególnie z administracji państwowej. Mogą wystąpić sytuacje, że w dokumentach wpisano trzy dni audytu, a audytor jedzie na jeden dzień. Producenci chcą mieć papier i wygodniej im zapłacić za trzy dni, ale żeby audyt trwał jeden dzień. Kwestia edukacji jest fundamentalna, trzeba zatem prowadzić szerokie działania edukacyjne. Jeśli chcemy mieć wzrost gospodarczy, to liczy się jakość, a nie ilość. I nie tylko w liczbie dni audytowych tkwi zło. Złe jest też łączenie konsultacji i certyfikacji. Jeśli jednostka certyfikująca zatrudnia audytorów nie na etacie, to mogą oni i certyfikować, i konsultować, a między kolegami wzajemnie się wymieniać. Nikt ich nie sprawdzi, a to jest przecież konflikt interesów. PCA ma określone zadania i żadnych możliwości wnikania w sferę etyki. My nie jesteśmy od etyki. Uważam, że jednostki certyfikujące powinny się zrzeszyć i pilnować się wzajemnie.

Tomasz Słupek, dyrektor sprzedaży certyfikacji Det Norske Veritas Polska

- Tworzenie kodeksu audytora to robienie kolejnego dokumentu, który nie będzie przestrzegany. Wszystko zależy od hierarchii wartości każdej z firm. To jest kwestia etyki i zależy przede wszystkim od kierownictwa jednostek. Czy jakikolwiek kodeks coś zmieni?

Krystyna Stephens

- Słucham ze zdziwieniem, że to audytor decyduje o poziomie jakości i o tym, kiedy wydać certyfikat. To, co audytor pisze w swym sprawozdaniu/raporcie, to rekomendacja do wydania certyfikatu. Wymaga ona potwierdzenia przez komitet techniczny, przez osoby niezależne i kompetentne — tak jest w BSI MS. Nieraz wzywamy audytora, żeby tę rekomendację przedyskutować. Czasem zdarza się, że zmieniamy jego decyzję. Audytor nie może panować nad rynkiem. Certyfikat jest wydawany przez jednostkę certyfikującą, a nie przez audytora.

Karol Hauptmann

- Celem akredytacji nie jest kontrola czegokolwiek pod względem biznesowym, ale potwierdzanie kompetencji. Z teoretycznego punktu widzenia decyzję o przyznaniu certyfikatu podejmuje kierownik jednostki po zasięgnięciu opinii komitetu technicznego, który składa się z pracowników jednostki. Niestety najwięcej zależy właśnie od audytora. Jeśli on widzi, że jakiś punkt normy nie jest spełniony i mimo tego wystawi rekomendacje, to kierownik jednostki nie jest tego w stanie sprawdzić. To zależy, czy audytor chce to widzieć czy nie. Zależy to więc od tego, jaką politykę prowadzi kierownictwo jednostki: czy każe mu być ślepym czy nie. Ale etyka, którą możecie państwo kontrolować przez jakąś formę stowarzyszenia, jest rzeczą fundamentalną, od tego się nie odejdzie.

Dagmara Żygowska

- Jest różnica podejścia między jednostkami akredytującymi przy audytowaniu jednostek certyfikujących. Trzeba więc ustandaryzować kryteria weryfikacji, żeby były one takie same dla wszystkich jednostek akredytujących. Nie jest to łatwe, ale weryfikacja kompetencji i czasu pracy audytora ma miejsce w każdym przypadku. To powinno być sprawdzane, nawet jeśli żadne normy tego by nie wymagały. Konsekwencją powinno być to, że zawsze akredytację można utracić, tak jak można zebrać punkty karne w IAF i stracić akredytację. Nie wszystko, co złe, pochodzi od audytora. On nie przygotowuje ofert, on tylko jest realizatorem usługi.

O relacjach jednostek certyfikujących i konsultantów

Włodzimierz Biel

- Skoro mówimy o uczciwości konkurencji, o wyborze oferenta, o tym, co reprezentujemy, o wiarygodności certyfikatów, to warto poszerzyć perspektywę o produkt, który przyjmujemy do certyfikacji — wdrożenie prowadzone przez firmę konsultacyjną. Przeprowadziliśmy w zeszłym roku badanie na własne potrzeby. Jednym z pytań było: jaki jest współudział konsultanta w wyborze jednostki certyfikacyjnej. 25 proc. klientów odpowiedziało, że to konsultant wybrał certyfikatora, klient oddał cały proces wdrożenia i certyfikacji w ręce konsultanta. Kolejne 25 proc. odpowiedziało, że był to udział znaczący, czyli że rozważano inne oferty, ale dlatego, że wymagała tego procedura przetargowa. I tak wybrano jednostkę wskazaną przez konsultanta. Więc połowa klientów odpowiada, że decyduje głos konsultanta. Kolejne 25 proc. odpowiedziało, że zdanie konsultanta było brane pod uwagę, tylko 10 proc. odpowiedziało, że sami wybrali. Tak więc na nasze działania na rynku, oprócz reguł, które nas obowiązują, wpływa jeszcze dostępność do produktu, który jest nam dany do certyfikacji. Niestety, na reguły czystej konkurencji nakłada się jeszcze filtr bardzo głębokich powiązań formalnych i nieformalnych między światem certyfikacji a światem konsultingu. I to jest drugi element, który mocno destabilizuje uczciwą konkurencję — budowanie wizerunku i wiarygodności.

Jolanta Baj, dyrektor DAS Polska

- Klient chce mieć najczęściej kompleksową usługę, więc jeśli konsultant wskaże daną jednostkę certyfikującą, to klient najczęściej ją wybiera.

Ryszard Cedrowski

- Problem powiązania środowiska audytorów i konsultantów to nie tylko polska specjalność. Czytałem o bardzo dziwnej, centralistycznej propozycji indyjskiej... Firmy, które chciałyby poddać się certyfikacji, zgłaszałyby się do jakiegoś arbitralnego ciała i to ono rozdzielałoby je pomiędzy poszczególnych certyfikatorów.

O wzajemnych oczekiwaniach

Jolanta Baj

- Wracając do nacisku na jednostki akredytujące... Obawiam się, że wprowadzając dodatkowy nadzór ze strony kolejnej jednostki akredytującej, spotkamy się znów z indywidualną oceną danego audytora, bo przecież jednostka akredytująca też korzysta z audytorów. Jak wynika z dyskusji, organizacje, które mają stać na straży porządku organizacyjnego i właściwego zarządzania, nie zawsze się sprawdzają. Kiedyś potencjalny klient powiedział mi, że może sobie certyfikat kupić (na szczęście nie ma go do dziś). Być może zrzeszenie się i patrzenie jeden drugiemu na ręce sprawdzi się. Mam nadzieję, że tak jak np. w budownictwie, wykruszą się te nieuczciwe firmy. To źle, jeśli nawet w przetargach PARP wybiera się ofertę na podstawie tylko i wyłącznie ceny... Podkreślam znaczenie edukacji — zwłaszcza tych małych firm, bo duże i średnie są już w większości wyedukowane. Małe firmy chcą mieć certyfikat, ale nie patrzą na certyfikację jak na inwestycję w siebie i dla siebie.

Bogdan Szymański, audytor Europejskiego Centrum Jakości

- Ważne jest to, jakie są motywacje klientów do certyfikacji. Jeśli klient chce mieć certyfikat, to — przynajmniej w polskich warunkach — dąży do spełnienia wymagań na poziomie minimalnym. Konsultanci starają się doprowadzić do poziomu akceptowalnego, rzadko która firma w momencie uzyskania certyfikatu ma wyższy poziom. Myślę, że ocena audytorów i ich kompetencji jest prowadzona w sposób właściwy, jednak punkt, gdzie jest wyznaczone to minimum, zależy od nich samych. Firmy chcą bowiem mieć certyfikat ze względów prestiżowych, dlatego że ich kooperanci żądają tych dokumentów.

Ryszard Cedrowski

- Nadzór PCA wszystkiego nie załatwi. Instytucja ta ma już określony zakres działania, a poza tym wiele jednostek nie jest tam akredytowanych, więc nie ma przełożenia prawnego na jakikolwiek nadzór nad nimi ze strony PCA. Pół roku temu powstała koncepcja stworzenia czegoś na kształt samorządu jednostek certyfikujących. W Holandii takie stowarzyszenie działa już od lat. Mamy w Kemie gotowe dokumenty działania takiej jednostki. Jeśli uzgodnilibyśmy utworzenie czegoś takiego, to te dokumenty mogą być podstawą do podjęcia naszych działań. Dla PCA taki samorząd byłby rękojmią, drugim mechanizmem polepszenia rynku certyfikacyjnego.

Anna Gerymska, dyrektor UDT-CERT

- Podpisuję się pod ideą powołania takiego stowarzyszenia, które spowoduje, że konkurencja będzie uczciwa. Mam obawy co do obiektywizmu podczas procesów certyfikacji, prowadzonych przez te jednostki, które nie posiadają w Polsce akredytacji PCA, a które na swych stronach WWW oferują konsulting, doradztwo, wdrażanie. Gdybym była na miejscu niezorientowanego w zasadach certyfikacji klienta i chciałabym uzyskać certyfikat systemu zarządzania, to właśnie tak bym rozumiała najprostszą drogę do certyfikatu — wszystko w jednym. To, że posiadamy akredytacje PCA, powinno oznaczać te same reguły dla wszystkich jednostek. Można mówić o tworzeniu stowarzyszenia, ale prawdopodobnie pojawi się problem z jednostkami, które nie są akredytowane. Musimy pamiętać, że to nie jest nasz rynek, to rynek klienta. Można debatować, ale to i tak klient zadecyduje. Dlatego tak ważną rzeczą jest edukacja, wiedza o wymiernych korzyściach, jakie daje poprawnie wdrożony system zarządzania oraz certyfikacja przeprowadzona przez niezależną od wdrożeniowców jednostkę certyfikującą.

Henryk Warkocz

- Chciałbym sprostować jedną rzecz. Nie można generalizować. To nie jednostki zagraniczne psują rynek, tylko te, które stosują nieuczciwe metody działania. A są to niestety zarówno jednostki polskie, jak i zagraniczne. My jeszcze jako RWTÜV Polska — jako pierwsza z jednostek zagranicznych — uzyskaliśmy akredytację PCA. Jesteśmy corocznie bardzo dokładnie sprawdzani przez naszą jednostkę z Niemiec (GTA). Sami walczymy od dawna o to, aby propagować uczciwe postępowanie w naszej branży. Natomiast pomysł stworzenia samorządu, zrzeszenia jest bardzo dobry. To konkret. Mam też inny pomysł dotyczący ofertowania: żebyśmy tworzyli oferty dwuczęściowe, złożone z części merytorycznej i części handlowej. Część handlowa byłaby oczywiście umową między nami a klientem, a część merytoryczna, w której zawarta by była liczba dni audytu, nakład i ewentualnie ich uzasadnienie, mogłaby być między nami udostępniana.

Roman Zadrożny

- Widzę potencjalne zagrożenie w stowarzyszeniu. Zbierze się bowiem grupa jednostek, które chcą się trzymać ustalonych reguł, ale to nie z nimi jest problem, ale z tymi, którzy nie chcą. One do tego stowarzyszenia nie przystąpią i sytuacja będzie dokładnie taka sama jak dziś.

Karol Hauptmann

- Jasne wówczas będzie, że ten, kto nie chce się przyłączyć, nie chce działać według reguł.

Roman Zadrożny

- Albo wręcz odwrotnie — firmy, które nie będą się chciały stosować do ustalonych reguł i tak się zapiszą do tego stowarzyszenia.

Janusz Grabka

- W razie niespełnienia wymogów można taką jednostkę wykluczać, ale podobnie jest z jednostkami akredytującymi i jednostkami certyfikującymi. Czy ktoś słyszał, żeby na świecie jakakolwiek jednostka straciła akredytację?

Karol Hauptmann

- W razie niespełnienia wymogów my robimy audyt specjalny i jednostka musi nieprawidłowości usunąć. Nie wyrzuca się jej od razu.

Anna Gerymska

- Żeby naprawić rynek, potrzeba edukacji. Myślę, że to planowane stowarzyszenie jako główny cel powinno mieć pracę od podstaw, a nie pełnić funkcję policji branżowej. My, jako jednostki, powinniśmy zainwestować w edukację, żeby klient dokonując wyboru jednostki, decydował świadomie — nie tylko na podstawie ceny, ale także biorąc pod uwagę kompetencje jednostki.

Roman Zadrożny

- Problem edukacji jest nie do przecenienia, tylko że przyniesie ona nam efekt za kilka, kilkanaście lat, a my problem mamy dzisiaj i rozwiązania potrzebujemy dzisiaj.

Anna Gerymska

- Edukacja może nam przynieść efekty już za rok, półtora. Jest jeszcze spora grupa przedsiębiorców, którzy nawet dziś, dwa lata po wprowadzeniu przepisów unijnych, nie wiedzą o ISO 9001, o znakowaniu urządzeń znakiem CE. Duże przedsiębiorstwa są wyedukowane, problem jest z małymi firmami, rzemieślniczymi. Właśnie dlatego trzeba postawić na edukację.

Ryszard Cedrowski

- Powinniśmy stworzyć listę złych praktyk, po to by była zaczynem pracy stowarzyszenia i mogła być wprowadzona do niego jako podstawa działania.

Stanisław Pater, członek zarządu TÜV Nord Polska

- Trzeba pamiętać, że najważniejszym weryfikatorem jest sam klient. Może więc opierając się na takim stowarzyszeniu, poddajmy się weryfikacji rynku.