We wrześniu do oferowanych przez krajowe towarzystwa funduszy obligacji napłynęło o 2,3 mld zł więcej kapitału, niż z nich odpłynęło. W ubiegłym miesiącu ta grupa funduszy odpowiadała za około 95 proc. całości napływów netto do wszystkich funduszy inwestycyjnych. Choć rentowności obligacji są bliskie historycznemu minimum, to wśród 15 funduszy o najwyższym saldzie napływów aż 13 rekrutowało się spośród funduszy obligacji i gotówkowych. Liderem pod względem napływów był NN Krótkoterminowych Obligacji, którego wrześniowe saldo wyniosło 280 mld zł (od początku roku napłynęło do niego ponad 1,2 mld zł).
Niechęć do strat
Zdaniem Karola Paczuskiego, zarządzającego funduszami dłużnymi w AXA TFI, nie jest to efekt wzrostu popularności inwestowania w obligacje czy polityki TFI dążącej do promowania określonych funduszy. Mamy do czynienia raczej z konwersją oprocentowanych w okolicach zera depozytów na fundusze dłużne. Potwierdza to fakt, że największe napływy notują fundusze z TFI należących do grup wielkich banków, zauważa specjalista.
— To nie jest tak, że doradcy namawiają klientów na fundusze obligacji. Polscy klienci szukają bezpiecznych rozwiązań inwestycyjnych i jeśli w ankiecie MIFID klient zaznacza, że nie godzi się na ryzyko strat, to doradca ma w tym przypadku związane ręce — zauważa Karol Paczuski.
Wówczas zwykle całość portfela lokowana jest w funduszach obligacji. Jednak zdaniem zarządzającego bardziej optymalne byłoby przeznaczenie choć niewielkiej części inwestowanej kwoty na fundusze akcji. Przy obecnych rentownościach obligacji portfel złożony tylko z nich ma szanse co najwyżej na pokrycie inflacji.
— Obligacje zareagowały wyraźnym umocnieniem na wybuch pandemii COVID-19 i późniejsze tego konsekwencje, czego odzwierciedleniem był spadek rentowności polskich obligacji 10-letnich z 2,3 proc. do około 1,3 proc. Dalszy potencjał umocnienia funduszy papierów dłużnych na kolejne 12 miesięcy szacowałbym na około 1,5 proc. — deklaruje specjalista.
Jego zdaniem obligacje mają szanse przynosić dodatnie stopy zwrotu, dopóki będzie się utrzymywała niepewność związana z przebiegiem pandemii COVID-19 i jej wpływem na koniunkturę. To może oznaczać utrzymywanie się rekordowo niskich rentowności, zabezpieczających przed przeceną obligacje rządów jeszcze przez ponad rok.
— W krótkim i średnim terminie rentowności mogą jeszcze lekko opadać. To będzie wspierało ceny obligacji przy jednocześnie zmiennych nastrojach na rynkach akcji. Jednak w dłuższym horyzoncie poprawa koniunkturybędzie musiała doprowadzić do wzrostu rentowności i wyprzedaży obligacji — przewiduje Karol Paczuski.
Szukając alternatywy
Według niego szukający bezpieczeństwa inwestorzy powinni w obrębie funduszy obligacyjnych szukać możliwości dywersyfikacji. Ciekawą propozycją są chociażby fundusze obligacji korporacyjnych o wyższym oprocentowaniu (tzw. high yield). W przeciwieństwie do papierów skarbowych tracą w warunkach pogorszenia koniunktury gospodarczej, jednak rekompensują to wyższym potencjałem wzrostu w czasie ożywienia.
— Scenariusz gwałtownego spowolnienia gospodarczego rynek uwzględnił w cenach już wiosną i od tamtego czasu notowania obligacji korporacyjnych odrobiły praktycznie całość strat — ocenia Karol Paczuski.
Obecna fala pandemii COVID-19 nie jest już takim szokiem jak ta pierwsza, a inwestorzyliczą, że powtórki pełnego lockdownu nie będzie. Dlatego jego zdaniem w obecnym otoczeniu obligacje korporacyjne high yield powinny wykazać odporność. Ich potencjał umocnienia w perspektywie 12 miesięcy jest 2-3-krotnie wyższy niż chociażby w przypadku obligacji skarbowych z rynków europejskich. Jednocześnie nawet najbardziej ostrożnie nastawieni inwestorzy powinni rozważyć ulokowane w akcjach 10-20 proc. portfela. Choć spadek stóp procentowych przyczynił się do zwiększenia aktywności inwestorów na rachunkach brokerskich, to wciąż nie widać napływu kapitału do funduszy akcji.
— Polscy inwestorzy wciąż unikają akcji. To może okazać się błędem, bo o ile obligacje mają szanse przynieść nieco wyższe zyski od lokat, to nawet mimo niepewnej sytuacji gospodarczej ich potencjał jest niższy niż w przypadku akcji — przyznaje Karol Paczuski.