Obniża się rentowność radiowców
Dochodowość rynku radiowego w Polsce zaczyna upodabniać tę branżę do górnictwa. Istnieje wprawdzie 200 stacji, ale większość z nich egzystuje tylko dzięki temu, że właściciele stale dokładają do interesu z innych źródeł. Inwestują, biorą kredyty, a perspektywa odzyskania zainwestowanych środków wydaje się bardzo nikła. A jednak chętnych do robienia interesu na radiu nie brakuje. Kiedy tylko KRRiT ogłasza nowe rozdanie częstotliwości, tabuny radiowych „hurtowników” stają w szranki, licząc na wielkie pieniądze. Rzeczywistość okazuje się jednak bardzo blada. Agencje nie chcą umieszczać reklam w pojedynczych rozgłośniach, a ogłoszenia lokalne często nie wystarczają nawet na pokrycie bieżących opłat.
DO TEGO dochodzą konflikty nadawców z KRRiT. Właściciele prywatnych stacji mają pretensje, że po rozdaniu koncesji rola rady polega na utrudnianiu im życia. Nadawcy na każdym kroku podkreślają, że w Polsce istnieje na radiowym rynku zbyt dużo regulacji. Przydziela się koncesje, ustala udział kapitału zagranicznego, reguluje czas przeznaczony na reklamę. Dochodzi do komicznych sytuacji, kiedy to Departament Reklamy KRRiT wysyła do stacji pismo, w którym krytykuje fakt wyemitowania 17, a nie 14 dozwolonych reklam. Zdarza się także, że po awarii nadajnika radio musi czekać kilka miesięcy na jeden podpis, zezwalający na uruchomienie nowego.
WALKA o słuchacza przybiera na sile i wydaje się wątpliwe, aby małe stacje radiowe mogły na dłuższą metę utrzymać się na rynku. Będą musiały albo łączyć się w sieci, albo pozwolić się kupić silniejszym kapitałowo gigantom medialnym, na których powoli wyrastają Agora oraz Zjednoczone Przedsiębiorstwa Rozrywkowe. o