To największa inwestycja w historii ogrodu. W ponad trzy lata zbudowano kompleks, w którym prezentowana jest fauna i flora Azji Południowo-Wschodniej. Orientarium powstało na ponad 7,5 ha. Otworzyło się dla zwiedzających 29 kwietnia.
– Zdecydowaliśmy o wyborze Azji Południowo-Wschodniej nie tylko ze względu na atrakcyjność żyjących tam zwierząt, lecz także dlatego, że ten rejon jest poddany szczególnej presji człowieka. Wiele gatunków jest ekstremalnie zagrożonych – wyjaśnia Arkadiusz Jaksa, prezes łódzkiego zoo.

Cztery strefy
W pierwszej strefie Orientarium, słoniarni, zamieszkali Aleksander – największy słoń indyjski w Europie – i jego młodszy towarzysz Taru, a nad głowami zwiedzających latają azjatyckie ptaki. W drugiej strefie zwanej Celebes osiedliły się m.in. wyderki orientalne, kura bankiwa i makaki. W 26-metrowym tunelu podwodnym można podziwiać ponad 1300 ryb, w tym płaszczki i żarłacze rafowe. W czwartej strefie, którą są Wyspy Sundajskie, mieszka Kraken – krokodyl gawialowy – z partnerką Penelopą. Można też spotkać orangutany sumatrzańskie, gibony i niedźwiedzie malajskie.
Oprócz części wystawienniczo-hodowlanej w Orientarium funkcjonuje też komercyjna strefa konferencyjno-edukacyjna z salą na 300 osób, salkami edukacyjnymi, restauracją dla ponad 200 osób i strefą gastronomiczną obliczoną na 18 lokali. Standardowa cena za wstęp do ogrodu wyniesie 70 zł, osoby mające aktywna Kartę Łodzianina zapłacą 40 zł. Jeden bilet umożliwi zwiedzenie całego ogrodu zoologicznego.
– Biorąc pod uwagę doświadczenia wrocławskiego Afrykarium, szacujemy, że rocznie możemy obsłużyć strumień około 1,5 mln zwiedzających, który zapewni samofinansowanie obiektu. Wrocław udowodnił, że taki obiekt nie tylko może powstać w polskich warunkach, lecz także cieszyć się bardzo dużą popularnością. Myślę, że nasze oferty nie będą konkurencyjne, raczej komplementarne – wskazuje Arkadiusz Jaksa.










Aleksander, herkommen!
Prace przy realizacji Orientarium rozpoczęły się we wrześniu 2018 r. Termin otwarcia kompleksu, zbudowanego za ponad 260 mln zł, był kilkakrotnie przesuwany – nie tylko pandemia utrudniła dostawy materiałów budowlanych, ale okazało się, że nowi mieszkańcy, którzy trafili do Łodzi z innych ogrodów zoologicznych, potrzebowali długiej aklimatyzacji.
– Dla człowieka przeprowadzka to stres, dla zwierzęcia również. Robimy wszystko, by go zminimalizować, dlatego opiekunowie poszczególnych zwierząt najpierw jechali do ich rodzinnych ogrodów, poznawali nowych podopiecznych i warunki ich życia. Gdy zwierzę przyjeżdżało do Łodzi, opiekun był już kimś znanym – wyjaśnia prezes łódzkiego zoo.
Uljana Kałążny z wykształcenia jest hydrobiologiem, w Orientarium została kierowniczką jednej z sekcji hodowlanych.
– Pochodzę z Syberii, wyszłam za mąż za Polaka, mieszkam tu od prawie 15 lat. Praca w ogrodzie zoologicznym to moja pasja. O tej inwestycji dowiedziałam się z prasy, bardzo chętnie dołączyłam do zespołu. Niektóre zwierzęta szybko się przyzwyczajają do nowego miejsca, inne potrzebują więcej czasu. Przede wszystkim staramy się, by czuły się bezpiecznie – mówi opiekunka.
A do tego przydatna okazuje się… znajomość języków obcych. Wprawdzie dla zwierząt słowa to po prostu sekwencja dźwięków, ale ważne, by była znajoma, rozpoznawalna.
– Gdy przyjechał do nas orangutan Joko z zoo na zachodzie Francji, trzeba było się z nim porozumiewać po francusku. Teraz stopniowo przechodzimy na język polski – śmieje się opiekunka.

Pierwszy lokator Orientarium, słoń Aleksander, przez lata mieszkał w ogrodzie zoologicznym w Münster. Do Aleksandra opiekunowie zwracają się po niemiecku. Gdy dołączył do niego Taru – przyzwyczajony do porozumiewania się po angielsku i węgiersku – zagadką dla opiekunów było to, jak się będzie układało ich wspólne życie.
– Tworzenie tzw. grup kawalerów to wielkie wyzwanie. Słonie tak funkcjonują w naturze – gdy młode samce zaczynają dorastać, są mniej lub bardziej elegancko wypraszane z rodzin przez dominującą samicę i dołączają do męskich stad. Tu różnica wieku jest ogromna – Aleksander ma 44 lata, Taru w sylwestra skończy 9. To dwa różne żywioły, młodszy jest w wieku, gdy jeszcze się bawi. Widać to podczas codziennej kąpieli w basenie, którą publiczność może oglądać przez szklaną szybę. Młodszy prawie fika koziołki, Aleksandra trzeba zachęcać do wejścia do wody przysmakami – opowiada Ireneusz Dąbrowski, opiekun słoni.
To ktoś więcej niż osoba zajmująca się karmieniem i sprzątaniem. Opiekun dba też o wyższe potrzeby zwierząt, ich dobrostan psychiczny, o to, by czuły się dobrze na ograniczonej przestrzeni.
– Prowadzimy treningi medyczne, które uczą współpracy. W bezpieczny sposób nawiązujemy ze zwierzętami kontakt niezbędny do akceptacji przez nie pewnych zabiegów – tłumaczy Michał Krause zajmujący się orangutanami i niedźwiedziami malajskimi. – Samiec orangutana jest sześć razy silniejszy od człowieka. Wszystkie małpy człekokształtne same sobie wybierają opiekunów, poznają ich, bardzo się do nich przyzwyczajają. A jeśli kogoś nie zaakceptują, jest właściwie niemożliwe, by taka osoba z nimi pracowała. Potrafią to zamanifestować, rzucając w człowieka wszystkim, co znajdą, również odchodami…
– Trening medyczny pozwala sprawdzić, czy słonie mają zdrowe nogi, kopyta, skórę, zęby, ciosy, ogon, uszy. Uczymy zwierzęta akceptacji ludzkiego dotyku, co służy bezpiecznej pracy opiekunów – słoń waży 6 ton, wydaje się spokojny i powolny, ale potrafi biec szybciej niż człowiek. Jego trąba to wyłącznie mięśnie, które mogą zrobić krzywdę. A akceptacja dotyku pozwala, w razie potrzeby, np. pobrać krew do badań – dodaje Ireneusz Dąbrowski.
Na ratunek ginącym gatunkom
Jeszcze w latach 60. do ogrodów zoologicznych trafiały zwierzęta odłowione z natury. Teraz pozyskiwanie nowych mieszkańców bazuje na wymianie między ogrodami, większość zwierząt jest objęta programami hodowlanymi. Mają swoich koordynatorów populacyjnych, którzy wiedzą np., które osobniki są ze sobą spokrewnione, a jakie można łączyć, by dały silne i zdrowe potomstwo. Gdyby nie działalność ogrodów i funkcjonowanie programów hodowlanych, części gatunków nie udałoby się już uratować.
Najmniejsze niedźwiedzie świata – biruangi malajskie – ze swoim wybiegiem oswajają się od kilku miesięcy. Samiec ma 22-23 lata, przyjechał do Łodzi z Holandii.
– Samiec Somnang (Szczęściarz) urodził się na wolności, jednak padł ofiarą nielegalnego handlu zwierzętami. W 2004 r. został odebrany przez Free the Bears Fund osobom, które traktowały go jak zabawkę. Trafił do ośrodka rehabilitacji w Kambodży, potem do europejskich ogrodów zoologicznych, gdzie jako cenny genetycznie samiec odnawiał populację niedźwiedzi malajskich. W 2010 r. Somnang został przeniesiony z ogrodu w Edynburgu do zoo w Arnhem – opowiada Michał Krause.
To bardzo rzadki gatunek narażony na wyginiecie w naturalnym środowisku głównie przez wycinkę lasów i niszczenie ich ekosystemu. W Azji ten proces przebiega bardzo szybko, nawet w parkach narodowych. Dlatego tak ważne jest, by ogrody zoologiczne były miejscami, w których zachowuje się pulę genetyczną zagrożonych gatunków. W Łodzi Somnang zamieszkał z czteroletnią samicą Batu. Opiekunowie liczą, że w przyszłości para doczeka się potomstwa, bo narodziny każdego nowego przedstawiciela tak zagrożonego gatunku są bezcenne. Mają też nadzieję na potomstwo pary orangutanów, które przybyły z zoo w Bazylei. Samica Ketawa ma 8 lat i waży około 30 kg. Samiec Budi to 17-letni osobnik ważący około 80 kg.

– Na wybiegach wewnętrznych mają około 1000 m kw. do dyspozycji, na zewnątrz – kolejnych kilka tysięcy, które będziemy stopniowo przygotowywać. Orangutany to bardzo inteligentne zwierzęta, które od razu pokazują nam, co trzeba poprawić. W naturze przetrwało raptem 13 tys. osobników, to ogromny spadek populacji w ostatnich latach. Powodem jest głównie wycinka lasów tropikalnych związana z produkcją oleju palmowego - tłumaczy Michał Krause
Prezes zoo podkreśla, że nowoczesne ogrody nie służą niewoleniu zwierząt, tylko są próbą rewanżu za niszczenie przyrody, zabieranie zwierzętom domów, zabijanie ich dla piór, futer, rogów.
– Pamiętajmy, że zniszczenie jednego gatunku pociąga za sobą śmierć kolejnych, a my jesteśmy elementem tego łańcucha. Dlatego ważną częścią naszych działań będzie nie tylko pokazywanie zagrożonych gatunków, lecz także głośne mówienie o tym, co możemy zrobić, żeby je wspólnie ratować. Taka jest też misja łódzkiego Orientarium – konkluduje Arkadiusz Jaksa.