Ostatnia szansa na prawdziwą deregulację

Jarosław KrólakJarosław Królak
opublikowano: 2025-02-20 20:00

Jeżeli nie teraz, to już nigdy polscy przedsiębiorcy nie wywalczą wycięcia absurdalnych, niejasnych i najbardziej utrudniających działalność gospodarczą przepisów.

Posłuchaj
Speaker icon
Zostań subskrybentem
i słuchaj tego oraz wielu innych artykułów w pb.pl
Subskrypcja

Każdy kolejny rząd epatował społeczeństwo wizją zderegulowania biurokracji pętającej przedsiębiorczość oraz eliminacji bzdurnych i blokujących prowadzenie biznesu przepisów. Jednak zawsze okazywało się, że „im bardziej Puchatek zaglądał do środka, tym bardziej Prosiaczka tam nie było”.

Im więcej było szumnych zapowiedzi deregulacyjnych, wspaniałych pakietów na rzecz przedsiębiorczości, tym sytuacja firm stawała się coraz trudniejsza. Gdy wyrzucono jakieś złe regulacje, zazwyczaj drobne, tym bardziej w kolejnych latach przyrastała biurokratyczna magma. Zaczęło się w 2007 r. od słynnego pakietu Kluski, który ogłosił ówczesny premier Jarosław Kaczyński. Najważniejszą propozycją było ograniczenie uciążliwości kontroli firm. Pakiet ten w rzeczywistości okazał się kapiszonem, od którego po niedługim czasie odżegnywał się sam Roman Kluska, niegdyś symbol sukcesu w biznesie. Jego nazwisko wykorzystał rząd PiS do PR-owych celów. Resort finansów zablokował dwa najważniejsze pomysły: okiełznanie kontroli firm oraz możliwość zawieszania działalności gospodarczej. Z pakietu Kluski pozostało wspomnienie.

Później powstał tzw. pakiet Szejnfelda, wiceministra gospodarki w latach 2007-09 (pierwszy rząd Donalda Tuska). Rzeczywiście był to ambitny projekt, zakładający zmiany w dziewięciu ustawach gospodarczych. I w tym przypadku wielkim hamulcowym okazało się Ministerstwo Finansów, które zablokowało korzystne dla podatników zmiany w ordynacji podatkowej. Wśród wprowadzonych ułatwień mniejszego kalibru było jedno istotne: usunięcie natychmiastowej wykonalności decyzji organu skarbowego.

Niedługo potem okazało się, że biurokracja i nadmiar regulacji tak bardzo przygniatają firmy, że odpalono kolejną deregulację, której twarz dał ekscentryk Janusz Palikot. Niezapomniane są te wypełnione dziennikarzami sale sejmowe, w których ówczesny szef nadzwyczajnej komisji Przyjazne Państwo stawał na górze papieru i pokazywał, jak wysoka jest wieża z ułatwień, które zamierza wprowadzić. Pakiet zakładał 100 zmian w ustawach. Nadzieje okazały się płonne. Niewielkie zmiany nie dokonały przełomu w walce z biurokracją.

Niedawno na czele kolejnej deregulacyjnej krucjaty stanął premier Mateusz Morawiecki. Miesiącami wymachiwał tzw. konstytucją biznesu, która miała stworzyć raj dla biznesu nad Wisłą. Do tego dorzucił tzw. polski ład. Te buńczuczne akcje okazały się kompromitacją. Obecna koalicja próbuje sprzątać po "reformach" Morawieckiego.

Dlaczego wszystkie dotychczasowe pakiety deregulacyjne nie przyniosły efektów? Bo nie było woli politycznej do wdrożenia naprawdę istotnych, przełomowych zmian. Projekty, nawet dobre, trafiały w uzgodnieniach międzyresortowych do sieczkarni urzędniczej. Instytucje i organy państwowe, szczególnie te o uprawnieniach kontrolnych, broniły się przed ograniczeniem swej władzy nad firmami i torpedowały zmiany.

W czasie dwóch kadencji rządów PiS pobito wszelkie rekordy inflacji prawa. Wyprodukowano horrendalne ilości regulacji prawnych, a przy tym psuto prawo na potęgę, do tego niszcząc tzw. praworządność i konstytucyjne usytuowanie Sądu Najwyższego, Trybunału Konstytucyjnego, Krajowej Rady Sądownictwa, prokuratury i sądów.

I w tej najtrudniejszej w historii III RP sytuacji polskiego prawa, w tym gospodarczego, kolejnej misji deregulacji podjął się Rafał Brzoska, szef InPostu. Dlaczego uważam, że jego misja jest skazana na sukces? Rafał Brzoska nie jest politykiem ani urzędnikiem. Swą misję traktuje, przynajmniej na razie, niezwykle poważnie ale też entuzjastycznie. Zadanie powierzył mu w świetle kamer i na oczach całego kraju premier Donald Tusk, jeden z najsilniejszych polityków w III RP. Decyzja o oddaniu przygotowania deregulacji w ręce człowieka świetnie radzącego sobie w biznesie nie jest przypadkowa. Szef InPostu jest na topie, a styl jego działania zyskał uznanie. Człowiek sukcesu, od dawna zabierający głos w ważnych społecznie sprawach, nie może zawalić zadania otrzymanego od szefa rządu. To kwestia wizerunku, a przede wszystkim wiarygodności.

Rafał Brzoska już dokonał niezwykłej rzeczy - w ciągu pierwszego tygodnia działania zjednoczył całe środowisko przedsiębiorców. Do współpracy skutecznie zaprosił szefów wszystkich najważniejszych organizacji przedsiębiorców, także tych, którzy się za bardzo nie lubią lub mają odmienne interesy. Do współpracy z nim przystępują również związki zawodowe, samorządowcy, a także zwykli obywatele, którzy mogą zgłaszać swoje pomysły poprzez specjalną stronę internetową. Front deregulacyjny jest najszerszy z możliwych. Zapewne wkrótce pakiet Brzoski będzie gotowy i zostanie przekazany do kancelarii premiera, gdzie ma być przekuty w projekty aktów prawnych. A czy historia się nie powtórzy i pakiet Brzoski nie skończy podobnie jak pakiety Kluski, Szejnfelda, Palikota i Morawieckiego?

To już polityczna odpowiedzialność premiera Donalda Tuska, aby tak się nie stało. Szef rządu dał jasno do zrozumienia wszystkim instytucjom państwa, organom, urzędnikom, politykom, że chce prawdziwej deregulacji. 20 lutego wsparcie dał też wicepremier Władysław Kosiniak-Kamysz, szef PSL. Zapowiedział powołanie specjalnej sejmowej komisji ds. deregulacji, która ma zająć się zarówno propozycjami zespołu Rafała Brzoski, jak i zespołu deregulacyjnego przy ministrze rozwoju.

Gdyby jednak duet premier Tusk i wicepremier Kosiniak-Kamysz jakimś dziwnym trafem przegrał z urzędniczym lobby, to już nigdy nikt w Polsce nie uwierzy w hasło „deregulacja” i nie zaangażuje się w jej przeprowadzanie.