Na ostrożną politykę banku skarżą się firmy, banki, pracownicy
Kto nie ryzykuje, ten pracuje w BGK. Bank ma tak mały apetyt na ryzyko, że programy poręczeniowe ledwie zipią.
Klapa — tak jednym słowem można podsumować rok działania funduszu poręczeń kredytowych dla przedsiębiorstw, udzielanych przez Bank Gospodarstwa Krajowego. Pod skrzydła BGK system gwarancyjny trafił z końcem lipca ubiegłego roku. Wcześniej kredyty poręczały trzy fundusze. W połowie 2009 r. Ministerstwo Finansów skomasowało je w jeden i oddało BGK. Od tamtego czasu wartość poręczeń dla firm wyniosła 38 mln zł. Dla porównania: od stycznia do maja 2009 r., kiedy system działał jeszcze na starych, dobrych zasadach, do gospodarki poszło ponad 250 mln zł poręczeń.
Dlaczego fundusz jest obecnie niewydolny? Dobre pytanie, na które odpowiedzi zażądał nawet Michał Boni, minister do specjalnych poruczeń, po tym jak informacje o totalnej niewydolności systemu dotarły do rządu. A był/jest on jednym ze sztandarowych programów antykryzysowych gabinetu Donalda Tuska. Przypomnijmy, że jesienią 2008 r. premier zapowiadał, że rząd stworzy taki system poręczeń, który wygeneruje akcję kredytową na 20 mld zł.
Odpowiedzi na pytanie, czemu system nie działa, są dwie. Pierwsza — fundusz w ogóle nie powinien trafić do BGK. Ktoś, pisząc ustawę o poręczeniach, przeoczył, że choć nie jest on bankiem komercyjnym, to musi działać zgodnie z prawem bankowym.
— Gwarancje obciążają kapitały BGK, których mu nie zbywa. Dlatego bardzo uważnie przygląda się każdemu wnioskowi — mówi przedstawiciel jednego z banków.
BGK obsługuje taką masę programów, że musi ważyć, w co angażować kapitał. Pytanie jednak, czy nie za bardzo się pilnuje? I tu dochodzimy do drugiej odpowiedzi. Ryzyko w banku jest tak wyskalowane, że firmy z trudem mogą przepchnąć się przez gęste sito weryfikacji. Selekcja jest ostra jak na egzaminie na prawo jazdy — odpada co trzeci wniosek. Do banku wpłynęło dotąd 159 wniosków na kwotę 206,9 mln zł, z czego pozytywnie rozpatrzono tylko 53 na sumę 38 mln zł.
Równo z trawą
Ryzyko ostro tnie również wnioski składane w ramach rządowego programu wspierania eksportu, który miał być odpowiedzi na posuchę kredytową w czasie kryzysu. W jego ramach na pożyczki dla importerów polskich produktów i usług BGK dostał 5,7 mld zł. Ponad 5 mld zł z tej kwoty miało trafić na kredyty długoterminowe. Chociaż popyt jest duży (starało się o nie blisko sto firm, a wartość ich wniosków dawno przekroczyła 1 mld zł), przedsiębiorcy odbijają się od drzwi banku. Od lipca 2009 r., kiedy ruszyły przygotowania programu, długoterminowe kredyty warte 1 mln EUR trafiły jedynie do dwóch firm.
Zdaniem osób związanych z programem większość transakcji utrąca dział ryzyka.
— Dotyczy to w szczególności transakcji projektowych, czyli takich, w których ryzyko wynika z ewentualnej niewypłacalności importera. Firmy skarżyły się w tej sprawie nawet Ministerstwu Finansów — twierdzi nasz rozmówca.
Ostrożność może dziwić, bo całe ryzyko kredytowe i tak bierze na siebie ubezpieczyciel — Korporacja Ubezpieczeń Kredytów Eksportowych (KUKE), którego polisa jest klasyfikowana jak obligacje skarbu państwa, czyli ma zerową wagę ryzyka.
— Każda instytucja ma własną metodologię oceny ryzyka. Są przypadki, w których przyznawaliśmy limity kredytowe mniejsze niż wnioski BGK, ale jest też wiele, w których bylibyśmy skłonni udzielić BGK istotnie wyższych limitów niż te, o które występował. Wynika to z faktu, że KUKE ma już wcześniejszą ekspozycję na wiele banków, jak i z tego, że współpracujemy nie tylko z BGK, ale i z bankami komercyjnymi — twierdzi Zygmunt Kostkiewicz, prezes KUKE.
Nasi rozmówcy twierdzą, że dla banku zbyt ryzykowne okazują się także niskie limity, które sam ustanowił.
— Po wyliczeniu limitów według przyjętej przez BGK metodologii bank często jeszcze je przycina, nawet o połowę. Pewności, że przedsiębiorca dostanie kredyt, nie ma nawet wtedy, gdy współpracuje z bankiem, któremu BGK przyznał kredytowy limit — mówi osoba związana z bankiem.
Dlatego niedawno bank przesunął pieniądze na instrumenty krótkoterminowe, które omijają dział ryzyka. Skorzystały z nich 34 firmy.
Interes skarbu państwa
Pionem ryzyka od jesieni ubiegłego roku, kiedy został wymieniony zarząd BGK, kieruje Piotr Bieniek, wcześniej menedżer w Millennium, gdzie odpowiadał za bankowość korporacyjną. Ma opinię sprawnego, skrupulatnego i wymagającego bankowca.
— Sprzedaż zawsze narzeka na ryzyko, którego rola bardzo wzmocniła się w kryzysie. Wspiera je nadzór. Ryzyko w BGK podchodzi do oceny wniosków bardzo restrykcyjnie, wychodząc z założenia, że skoro gwarancje są w jego aktywach, to trzeba dbać o ich najlepszą jakość — mówi pracownik banku komercyjnego współpracującego z BGK.
Nie tylko swoich aktywów.
— W programie eksportowym BGK nie ponosi żadnego ryzyka, ale ryzyko troszczy się także o interes skarbu państwa i dlatego chce prowadzić działalność ultrabezpiecznie, wbrew innym członkom zarządu banku. By utrzeć mu nosa, jedna z wartościowych transakcji została przepchnięta do realizacji, choć nie godził się na to dział ryzyka — mówi osoba pragnąca zachować anonimowość.
BGK odrzuca zastrzeżenia wobec pionu ryzyka.
— Bank działa, opierając się na własnej metodologii, na podstawie której szacuje dopuszczalny poziom ryzyka jakie może na siebie wziąć — mówi Piotr Stalęga, rzecznik BGK.
Z Piotrem Bieńkiem nie udało się nam porozmawiać.
206
mln zł Taka jest wartość 159 wniosków o poręczenia kredytowe złożonych w BGK
206
mln zł Taka jest wartość 159 wniosków o poręczenia kredytowe złożonych w BGK
38
mln zł A tyle poręczeń bank przyznał, rozpatrując pozytywnie 53 aplikacje
1
mld zł O taką kwotę starało się 100 firm zainteresowanych długoterminowymi kredytami wspierającymi eksport. Kredyt dostały dwie. Wartość — 1 mln EUR