Międzynarodowy Fundusz Walutowy (MFW) jak zwykle jesienią podzielił się z nami zestawem rekomendacji dotyczących tego, co należałoby zrobić w Polsce, by uniknąć trwałego spowolnienia wzrostu gospodarczego. Na tej liście znajdują się standardowe punkty — np. przywrócenie równowagi w budżecie państwa, podnoszenie podaży pracy przez reformy emerytalne czy wzmocnienie edukacji ustawicznej. Pod wszystkim się podpisuję.
Ale jest jeden punkt, który wybrzmiał znacznie mocniej niż w poprzednich takich analizach i który wzbudza w Polsce kontrowersje: rynek kapitałowy. Ekonomiści MFW uważają, że jesteśmy za małym krajem i rynkiem, by sfinansować ekspansję naszych dużych i innowacyjnych przedsiębiorstw. Mamy za mało oszczędności, za mało płynności na giełdzie. Dlatego priorytetem polityki gospodarczej Polski powinno być poparcie stworzenia unii oszczędności i inwestycji w ramach Unii Europejskiej, której celem ma być ujednolicenie rynków kapitałowych.
W skrócie chodzi o to, by polskie firmy mogły łatwiej pozyskiwać kapitał na rynkach europejskich. Podobnie zresztą jak firmy włoskie, szwedzkie, niemieckie czy czeskie. Nie chodzi zresztą tylko o pozyskiwanie nowego kapitału, ale też możliwość upłynnienia inwestycji przez właścicieli. Duża płynność rynku może zwiększać apetyt na ryzyko wśród przedsiębiorców, bo daje im pewność, że będą mieli ścieżkę wyjścia z inwestycji.
Przykładem może być InPost, jedna z najbardziej dynamicznych i innowacyjnych firm w Polsce, której inwestorzy kilka lat temu upłynnili swoje akcje na giełdzie w Amsterdamie. Choć firma jest notowana na zagranicznej giełdzie i zwiększa operacje biznesowe w całej Europie, to jej siedziba jest w Polsce i tutaj ulokowane są najbardziej wartościowe elementy łańcucha wartości.
MFW napisał tak: „Naszym zdaniem tylko paneuropejskie rynki kapitałowe mogą zapewnić finansowanie dużych lub ryzykownych inwestycji. Rynki krajowe, zwłaszcza w krajach z niskimi oszczędnościami — takich jak Polska, prawdopodobnie nie zapewnią odpowiedniej skali i kosztu finansowania do budowy paneuropejskich marek. Dlatego nadal uważamy unię oszczędności i inwestycji za kluczową dla Polski. Priorytetem w najbliższym czasie jest reforma zwiększająca uprawnienia nadzorcze Europejskiego Urzędu Nadzoru Giełd i Papierów Wartościowych (ESMA)”.
Teoretycznie brzmi to bardzo fajnie, ale w praktyce idea integracji rynków kapitałowych wzbudza w Polsce, podobnie jak w innych krajach, duży opór. Z moich rozmów wynika, że zarówno w urzędach państwowych, jak też instytucjach prywatnych idea budzi bardzo sprzeczne emocje.
Integracja oznacza budowę większych centrów finansowych na zachodzie Europy, co rzeczywiście może dać europejskiej gospodarce więcej finansowania na innowacje. Jednocześnie może jednak prowadzić do wysysania kompetencji z rynków lokalnych — takich jak rynek polski. Mniejsze rynki mogą zostać sprowadzone do roli dystrybutora produktów inwestycyjnych. Jeżeli miałoby to prowadzić wyłącznie do obniżenia cen tych produktów, to nie ma problemu — byłaby to bardzo pozytywna zmiana. Natomiast istnieje też ryzyko, że bez rozwoju lokalnych kompetencji ostatecznie mniejsza będzie także zdolność do korzystania z rynków kapitałowych przez firmy i inwestorów krajowych.
Nie pisałbym o tym, gdyby w tym miejscu jak w soczewce nie była widoczna jedna z największych zmian następujących w myśleniu o polityce i gospodarce. Efektywność ustępuje miejsca bezpieczeństwu. Niecałkowicie, ale przynajmniej trochę musi się posunąć. Chodzi o bezpieczeństwo w bardzo szerokim rozumieniu — jako posiadanie zróżnicowanych kompetencji w ważnych elementach łańcucha wartości w gospodarce. Integracja rynków i firm na skalę międzynarodową bardzo podnosi efektywność rozumianą wąsko jako najlepsza możliwa alokacja zasobów w krótkim okresie. Ale może zmniejszać bezpieczeństwo rozumiane jako zdolność do utrzymania stabilności i rozwoju w różnych warunkach. Jesteśmy w erze szukania nowej równowagi.
