Andrzej Sopoćko: oszczędności są źródłem finansowania inwestycji
MĄDRZY OSZCZĘDZAJĄ: Obecna reforma emerytalna i zdrowotna jest szansą na zwiększenie stopy akumulacji — uważa Andrzej Sopoćko. fot. Tomasz Zieliński
Spada, ale niesłusznie — tak można skwitować polskie oceny zmniejszającego się tempa naszego wzrostu gospodarczego. Opinia publiczna optymistycznie uważa, że jesteśmy dobrze wykształceni, dynamiczni, tani, a przede wszystkim — porządnie zreformowani.
TYMCZASEM w przeprowadzonej w połowie 1998 roku przez znany instytut IMD z Genewy klasyfikacji konkurencyjności gospodarek znaleźliśmy się na 43. miejscu. Biorąc pod uwagę liczbę państw na świecie — nie jest to może tak nisko. Pamiętajmy jednak, że o naszym sukcesie gospodarczym decyduje nie tyle miejsce na listach rankingowych, co pozycja wobec głównych partnerów gospodarczych.
PAŃSTWA UE znajdują się co najmniej o dwadzieścia miejsc przed Polską. Dzięki czemu? Lepszemu wykształceniu (odsetek osób z wyższym wykształceniem 1,5-2 razy większy), wyższej dynamice zmian strukturalnych (casus naszego górnictwa), znacznie lepszej infrastrukturze dla biznesu, wreszcie nieporównywalnie większej aktywności w promowaniu eksportu. Przebijamy natomiast kraje europejskie taniością siły roboczej, nie jest to jednak żadna pociecha.
WEDŁUG DANYCH opublikowanych 28 stycznia w „International Herald Tribune” — spośród państw zintegrowanej walutowo „jedenastki” najbliżej nam do Portugalii i Hiszpanii, gdzie średni koszt godziny pracy wynosi odpowiednio 7,51 i 13,32 euro, najdalej zaś do Niemiec i Belgii — 28,7 i 26,2 euro. Przeliczając wartość godziny pracy w Polsce otrzymujemy zaledwie oko- ło 3,1 euro. W tej sytuacji wypada zastanowić się, dlaczego do tej pory nie podbiliśmy Europy Zachodniej tanią produkcją...
OTÓŻ nie stało się tak, ponieważ tanio nie znaczy wydajnie. Dwu- i trzykrotnie wyższe dochody narodowe „per capita” nawet u mniej zasobnych krajów unii walutowej wskazują, że z jednego euro wydanego na pracownika otrzymuje się kilkakrotnie więcej wartości dodanej, niż w Polsce. Po prostu mają tam lepsze maszyny, lepsze zarządzanie i mniej czarnych dziur pochłaniających pieniądze podatników.
SKONCENTRUJMY SIĘ na sprawie lepszych maszyn, czyli zwiększeniu wydatków na inwestycje. Można to osiągnąć przez zaktywizowanie oszczędności oraz przyciąganie kapitału zagranicznego. Dotychczas w Polsce udział akumulacji w PKB wyniósł około 23 proc., podczas gdy na przykład u „tygrysów azjatyckich” w dwóch pierwszych dekadach ich rozwoju stopa akumulacji przekraczała 30 proc. Zwiększanie się kwoty oszczędności ma miejsce wówczas, gdy pojawia się istotny motyw oszczędzania. W wymienionych krajach Azji, wobec słabo rozwiniętej infrastruktury socjalnej, oszczędności okazywały się niezbędne dla przeżycia w okresach choroby czy po utracie sił do pracy. Polska natomiast była formalnie państwem opiekuńczym. Wysokość emerytury zależała od kilku ostatnich lat pracy, rozsądek podpowiadał więc omijanie obowiązku płacenia składek na ZUS. Choć bezpłatność służby zdrowia stawała się coraz bardziej iluzoryczna, jednak społeczeństwo cierpliwie oczekiwało, że system ochrony zdrowia zostanie zreformowany bezboleśnie zarówno dla pacjentów, jak i ich portfeli.
OBECNA REFORMA emerytalna i zdrowotna, a nawet — paradoksalnie! — bałagan w okresie jej wprowadzania, jest szansą na zwiększenie stopy akumulacji. Jaka będzie wysokość twojej emerytury i czy stać cię będzie na leczenie — zależeć będzie w znacznym stopniu od wysokości twojego konta w banku, funduszu emerytalnym czy instytucji ubezpieczeniowej. Trzeba jeszcze czasu, aby ta świadomość stała się powszechna, ale postęp jest widoczny. Nadzieja na możliwość finansowego wsparcia inwestycji ze źródeł krajowych ma więc uzasadnienie.
Andrzej Sopoćko jest profesorem Uniwersytetu Warszawskiego, doradcą prezesa PBK