Trwa ostatni rok, w którym można odliczyć od podatku wydatki poniesione na remont. Jednak w składach budowlanych na razie oznak ożywienia nie widać.
Dzięki uldze remontowej można odliczyć od podatku 19 proc. wydatków związanych z remontem i modernizacją mieszkania. Limit odliczeń przypadających na remont domu wynosi 5 tys. 670 zł, w przypadku mieszkania jest to 4 tys. 725 zł.
Niestety, czas trwania ulgi dobiega końca. Ci, którzy chcą z niej jeszcze skorzystać, muszą się więc pospieszyć z zakupami do końca tego roku.
Boomu nie ma
Na razie nie widać jednak, by z powodu końca ulgi Polacy szturmowali budowlane hurtownie i hipermarkety.
— Zainteresowanie klientów jest spore, ale nie większe niż zwykle o tej porze roku — ocenia Agnieszka Montycz z hipermarketu Obi.
Zdaniem Bogdana Panhirsza, dyrektora handlowego Polskich Składów Budowlanych (PSB), większość Polaków już skorzystała z ulgi.
— Spóźnialscy prawdopodobnie będą robić ostatnie zakupy jesienią i dopiero wtedy na rynku nastąpi prawdziwe ożywienie — uważa dyrektor PSB.
Jednak jego zdaniem, na duży wzrost zakupów nie ma raczej co liczyć.
— Asortyment towarów, które można zakupić w ramach ulgi remontowej, jest wąski i dotyczy głównie artykułów wykończeniowych. Chodzi o wydatki związane z zakupem farb, glazury, terakoty, armatury sanitarnej, a także koszty robocizny. Dla hurtowni budowlanej to zaledwie margines oferty — mówi Bogdan Panhirsz.
Innego zdania jest Małgorzata Walczak, dyrektor projektu ASM Centrum Badań i Analiz Rynku. Jej zdaniem, ulga remontowa cieszyła się dużą popularnością, a jej likwidacja może utrudnić sytuację w całej branży.
Z badań ASM przeprowadzonych blisko rok temu wynika, że do końca ubiegłego roku z ulgi skorzystało 78 proc. podatników, a co najmniej 18 proc. planowało zrobić to w najbliższej przyszłości. Jednak faktyczne prace remontowe zostały przeprowadzone tylko w 38,5 proc. gospodarstw domowych.
Dużo do zrobienia
To kropla w morzu potrzeb. Ze spisu powszechnego wynika, że pilnych remontów wymaga dziś co najmniej 30 proc. istniejących budynków.
Niestety, główną przeszkodą w ich rozpoczęciu jest brak środków na takie inwestycje. Nie sprzyja to ogólnej sytuacji w budownictwie mieszkaniowym.
— Obecne ożywienie dotyczy głównie dużych inwestycji deweloperskich, tymczasem budownictwo indywidualne tkwi w zastoju — uważa Bogdan Panhirsz.
Potwierdzają to dane GUS. Inwestorzy indywidualni rozpoczęli w pierwszym kwartale tego roku budowę tylko 6,4 tys. domów jednorodzinnych. To o 38 proc. mniej niż w tym samym okresie przed rokiem. Liczba pozwoleń zmalała o 9 proc., do 3 tys. zł (dane do końca maja).
Złe wskaźniki dotyczące budownictwa jednorodzinnego odbijają się też na producentach i przedsiębiorcach handlujących materiałami budowlanymi, którzy skarżą się na zastój w sprzedaży.
— Entuzjastyczne dane GUS o 30-proc. wzroście produkcji budowlanej w czerwcu nie wyglądają tak dobrze, jeśli weźmie się pod uwagę punkt odniesienia. W czerwcu ubiegłego roku po podniesieniu stawki VAT na materiały budowlane zapanowała zapaść w całej branży. Ci, którzy planowali zakupy, zrobili je przed podwyżką. Jeśli więc porównamy tegoroczne wyniki z tymi sprzed roku, to wzrost wydaje się oczywisty, chociaż niewiele z tego wynika. To tak, jakby spadł mały deszcz po wielkiej suszy — uważa Ewa Pira, dyrektor ds. rynku grupy Atlas.
Jej zdaniem, Polacy starają się budować i remontować jak najtaniej. Nie stać ich na drogie materiały, coraz częściej budują więc systemem gospodarczym. Często kupują też materiały kiepskiej jakości, produkowane nielegalnie, bez rachunków i faktur.
— Z taką sytuacją będziemy borykać się jeszcze przez kilka najbliższych lat, dopóki sytuacja materialna rodaków się nie poprawi, ale to zależy od kondycji całej gospodarki — podkreśla Ewa Pira.
Stolarka ma się dobrze
Powody do radości mają natomiast producenci branży okiennej. Po chwilowym zastoju Polacy znów zaczynają kupować okna i drzwi.
— Kłopoty z szacowaniem popytu związane były z niezwykłym wzrostem popytu wiosną ubiegłego roku. Wówczas Polacy masowo kupowali materiały budowlane, w tym także okna i drzwi. Do czerwca 2004 r. sprzedano ponad 60 proc. całej produkcji rocznej. Jednak trzeci i czwarty kwartał ubiegłego roku był już okresem zastoju w sprzedaży. Na szczęście ta tendencja się odwraca — mówi Robert Klos z Polskiego Związku Okna i Drzwi.
Od kwietnia tego roku wyraźnie rośnie liczba zamówień. Robert Klos jest więc optymistą. Jego zdaniem, sprzedaż okien i drzwi będzie systematycznie rosła. Rynek jeszcze się nie nasycił, a potrzeby w tej dziedzinie są ogromne.
Podobnego zdania jest Christian Voicu, prezes zarządu Aluplastu.
— Zakładamy, że obecny rok będzie rokiem wzrostu. Jednak kulminacja sprzedaży nastąpi jesienią. Być może pod koniec roku sytuację podgrzeje fakt, że będzie to ostatni rok odpisów remontowych — prognozuje Christian Voicu.