Z kwartału na kwartał spada liczba udziałowców banków spółdzielczych, a wraz z nimi odpływają kapitały, na których sektorowi nie zbywa. W marcu 2012 r., kiedy Komisja Nadzoru Finansowego (KNF) po raz pierwszy zabrała się za liczenie spółdzielców, narachowała ich 1 068 202, z czego nieco ponad 4 tys. to były osoby prawne, reszta — osoby fizyczne. Od tamtego czasu ubyło z sektora ponad 78 tys. udziałowców. Na koniec czerwca, poinformowała właśnie KNF, liczba udziałów w bankach spółdzielczych spadła do 989 266, z czego 3,1 tys. to osoby prawne. Konsekwencje są takie, że — jak czytamy w raporcie o sytuacji w sektorze spółdzielczym w II kw. tego roku — od końca 2013 r. fundusz udziałowy opłacony został uszczuplony o 159,9 mln zł. „Jest to negatywny trend, który powinien zostać zatrzymany” — stwierdza KNF. Odpływ pewnie byłby większy, gdyby nie działania nadzoru czy raczej jego policyjne uprawnienia. Każdorazowe zmniejszenie funduszy własnych wymaga bowiem jego zgody. Dotyczy to jednak udziałów opłaconych do

Nie ma się czym dzielić
Przyczyny exodusu są złożone, ale jednym z czynników, jak informują same banki spółdzielcze, są „ograniczenia wynikające z polityki dywidendowej”. Udział w podziale zysku (w bankach spółdzielczych są to odsetki płacone od udziałów) był jedną z ważniejszych zachęt do inwestowania w sektorze do czasu, gdy zapewniał on niezłą stopę zwrotu. Spadek stóp procentowych mocno uderzył w branżę finansową, ale w banki spółdzielcze szczególnie. Wynik odsetkowy odpowiada aż za 74 proc. wyniku z działalności bankowej, podczas gdy w sektorze komercyjnym wynosi on 59,6 proc. Mniejsze przychody z odsetek przekładają się na mniejsze zyski, które na koniec 2015 r. wyniosły 444 mln zł wobec 756 mln zł rok wcześniej. Poza tym niezależnie od wyniku nie ma się czym dzielić. 551 banków (na 570) 95,5 proc. zysku za ubiegły roku przeznaczyło na fundusze własne. KNF nie pozwala na żadne dywidendowe ekstrawagancje i pilnie monitoruje, kto i w jakiej wysokości chce opłacić udziałowców. Trudno się dziwić — akumulacja zysku jest właściwie jedynym sposobem gromadzeniakapitału w sektorze spółdzielczym. Udziałowców nie przybywa, a inne instrumenty nie działają. Pewne nadzieje wiązano z obligacjami wieczystymi, które na rynek wprowadziła ubiegłoroczna nowela ustawy o obligacjach. Z punktu widzenia banków spółdzielczych jest to atrakcyjny papier, gdyż można go podporządkować do kapitałów pierwszej kategorii. Gorzej prezentuje się on z perspektywy nabywcy, gdyż wynagrodzenie za obligację jest powiązane z zyskiem emitenta, który się kurczy, a poza tym nadzór może w ogóle zakazać wypłaty odsetek.
— Musimy znaleźć inne rozwiązanie, atrakcyjne dla obligatariuszy. Potrzebny jest instrument zapewniający odpowiednie wynagrodzenie, ale również wiążący posiadacza obligacji z emitentem. Bankowość spółdzielcza ma sens tylko wtedy, gdy jest zakotwiczona w lokalnym środowisku, i to nie tylko poprzez powiązania biznesowe, ale przede wszystkim dzięki zaangażowaniu i wsparciu udziałowców — mówi Ryszard Lorek, prezes SGB-Banku, który zrzesza ponad 200 banków spółdzielczych.
Obligacja szyta na miarę
Przedstawiciele sektora rozmawiają z Ministerstwem Finansów i KNF o możliwych rozwiązaniach. Pole manewru jest ograniczone, gdyż wszystkie instrumenty, które mogłyby zostać zakwalifikowane przez KNF jako dług podporządkowany, muszą być zgodne z dyrektywą CRR/ CRDIV, która dość mocno ogranicza ich atrakcyjność z punktu widzenia nabywców. Wobec spadającej atrakcyjności udziałów w bankach spółdzielczych trzeba szukać sposobów, które przyciągną inwestorów do sektora — zgodnie twierdzą przedstawiciele sektora spółdzielczego. Ryszard Lorek sugeruje, że być może udałoby się wprowadzić do ustawy o obligacjach specjalny rodzaj obligacji szytej na miarę i potrzeby spółdzielców. Mógłby to być papier podporządkowany, którego kupon byłby niezależny od wyniku banku, lecz dawał oprocentowanie atrakcyjniejsze od lokaty. Według danych KNF, na koniec pierwszego półrocza fundusze własne banków miały wartość 11 mld zł, a łączny współczynnik kapitałowy sektora wyniósł 17,4 proc. wobec 15,9 proc. na koniec 2015 r. Istotny wzrost wskaźnika to w dużej mierze kwestia techniczna, wynikająca z utworzenia systemów ochrony instytucjonalnej (IPS), w ramach których banki wzajemnie gwarantują swoje zobowiązania. Prezes SGB-Banku zwraca jednak uwagę, że pojedyncze banki spółdzielcze to instytucje zazwyczaj niewielkie, podatne na wahania koniunktury i zawirowania na lokalnych rynkach, dla których solidna poduszka kapitałowa ma zasadnicze znaczenie.