PARK W PUSZCZY BIAŁOWIESKIEJ POZBAWI PRACY 2000 OSÓB
Rozszerzenie parku narodowego zlikwiduje przemysł drzewny, nie sprzyja też rozwojowi turystyki pobytowej
Kontrakt dla Puszczy Białowieskiej, ogłoszony przez Ministerstwo Ochrony Środowiska, Zasobów Naturalnych i Leśnictwa, nie zachwycił miejscowej ludności, lokalnych samorządów, przedsiębiorców ani nadleśnictw. Stowarzyszenie Gmin Puszczy Białowieskiej szacuje swoje podstawowe potrzeby na ponad 443 mln zł. Kontrakt przewiduje 20 mln rocznie — głównie na utrzymanie powiększonego Białowieskiego Parku Narodowego.
Pod względem administracyjnym Puszcza Białowieska należy do gmin: Białowieża, Hajnówka i Narewka. Żadna nie dysponuje pełną infrastrukturą komunalną ani bazą przystosowaną do potrzeb masowego najazdu turystów. Wszystko wskazuje na to, że także Białowieski Park Narodowy temu nie podoła. A kontrakt dla Puszczy Białowieskiej, mimo zapewnień, że objęcie ochroną całej puszczy nie może oznaczać pogorszenia warunków życia ludności, innych korzystnych rozwiązań nie przewiduje.
W łapciach i kożuchu
— Jednym z naszych największych problemów jest wysoki poziom bezrobocia, odpływ młodych, lepiej wykształconych ludzi do większych miast i starzenie się lokalnej społeczności — sygnalizuje Włodzimierz Pietroczuk, starosta powiatu Hajnówka
Na terenie puszczańskich gmin oraz tych bezpośrednio sąsiadujących z puszczą bezrobocie sięga 14 proc. ludności zawodowo czynnej, a ponad 18 proc., jeśli brać pod uwagę ludność nie zatrudnioną w rolnictwie. Tymczasem Puszcza Białowieska stanowi bezpośrednie miejsce pracy dla ponad 600 osób, a dodatkowo około 2300 pracuje w przemyśle drzewnym oraz usługach związanych z turystyką i leśnictwem. W Hajnówce ulokowały się trzy największe przedsiębiorstwa: Oddział Furnela, Zakłady Maszynowe Hamech i Gryfskand, a nadto duża spółka Runo i kilka mniejszych. Na terenie gmin puszczańskich funkcjonuje wiele zakładów stolarskich zatrudniających od kilku do kilkunastu osób. Niemal w każdej wsi ktoś zajmuje się przerobem drewna. Dla kilku tysięcy osób puszcza stanowi dodatkowe źródło dochodu (prace sezonowe, zbieranie runa leśnego). Szacuje się, że w wyniku rozszerzenia parku narodowego pracę straci około 2000 osób. Gminy zaś zubożeją o podatki ściągane od podmiotów gospodarczych, a także o podatek leśny.
Plany przekwalifikowania miejscowej ludności, od pokoleń zajmującej się pozyskiwaniem i przerobem drewna, w ekipy profesjonalnie zajmujące się ruchem turystycznym wydają się, łagodnie mówiąc, nierealne.
— Ludzie widzą w tej chwili tylko jedną perspektywę — utworzenie z całego tego terenu skansenu, gdzie jedną atrakcją będzie Puszcza Białowieska, a drugą ludność miejscowa chodząca w łapciach i kożuchu, żyjąca w chatach bez wodociągów — mówi Eugeniusz Saczko, przewodniczący Rady Miejskiej Hajnówki.
Z taką opinią zresztą można się zetknąć niemal na każdym kroku. Wrosła w krajobraz, jak miejscowa śpiewna mowa i puszczańskie dęby. I nic dziwnego. Ostateczne zakończenie procesu poszerzania parku, lub tylko jego pierwszego etapu, przewiduje się na koniec 1999 r., realizację pozostałych zostawiając na kolejne 2-3 lata. To za mało czasu na zrobienie czegokolwiek, poza zakupem owych łapci i kożuchów. No może jeszcze co bardziej przedsiębiorczy załapią się na trochę gotówki za opracowanie stosownych programów.
Jeszcze na ten rok jest przewidziane m.in. „przygotowanie programu promocji turystyki w obrębie puszczy, realizacja podstawowej infrastruktury turystycznej poza obecnym parkiem, przygotowanie i realizacja programów szkoleniowych dla ludności puszczańskiej z uwzględnieniem przyszłych funkcji puszczy”.
Nikt nie pieści turysty
Tymczasem największy do niedawna w Białowieży obiekt turystyczno-gastronomiczny Iwa (120 miejsc noclegowych) idzie do remontu, a wraz z nim zamykane jest Muzeum Przyrodniczo-Leśne. Na razie głośno tu o tym, że 70 osób straciło z tego tytułu pracę, a Muzeum Kultury Białoruskiej w Hajnówce okazało się niegodne przechowania eksponatów, które zostały wypożyczone do Muzeum PAN w Krakowie. No cóż, niech krakusi też zobaczą, jak wygląda las.
Podobno oba obiekty będą oddane do użytku późną jesienią 2000 r. Do tego momentu muszą turystom wystarczyć cztery placówki oferujące od 21 do 62 miejsc noclegowych, ewentualnie Schronisko Młodzieżowe i kilka kwater prywatnych. Ma swoją bazę hotelowo-gastronomiczną pobliska Hajnówka z eleganckim hotelem Orzechowski na czele oraz okoliczne miejscowości, ale turyści na razie walą głównie do Białowieży.
— Szacuje się, że Białowieżę odwiedza rocznie około 80 tys. osób, z czego trzy czwarte to wycieczki szkolne. Wpadają na jeden dzień obejrzeć żubry i już ich nie ma. Po oddaniu w 1996 r. przez nasze nadleśnictwo 5400 ha Białowieskiemu Parkowi Narodowemu, miejscowość Masiewo znalazła się tuż za jego płotem (dosłownie! — ku oburzeniu ludności). Liczyła na rozkwit turystyki. W ciągu roku pojawiło się 25 osób. To nie ma nic wspólnego z turystyką pobytową, która mogłaby wspomóc gminy puszczańskie — mówi Andrzej Jaworski, nadleśniczy Nadleśnictwa Browsk.
O tym, że Białowieski Park Narodowy nie stawia na turystów, mógł się przekonać Jerzy Kuczko, były kolarz kadry narodowej, właściciel Zajazdu Myśliwskiego w Zwierzyńcu. Chciał stworzyć centrum turystyczne — pensjonat, stadninę koni w Budach, u zbiegu ważniejszych szlaków turystycznych. Zgodziły się władze administracyjne, zgodziły się Lasy Państwowe — zarząd parku postawił weto. Ponoć pan Kuczka stracił na tym 200 tys. dolarów. Dopiął jednak swego i, jak mówi, pensjonat ruszy niebawem. Na razie uruchomił puszczańskie „wycieczki” balonem. Niektórzy wątpią w to, czy park narodowy w ogóle jest w stanie wytrzymać masowy napływ turystów.
Park czy przyroda
— Mam nadzieję, że rozszerzenie parku narodowego to jest tylko luźna propozycja i że nie pójdą za tym decyzje bez uwzględnienia opinii samorządów. Chcemy to odwlekać, aż będziemy przygotowani. Konieczne jest przestawienie przemysłu, stworzenie rzetelnego programu rozwoju turystyki, znalezienie inwestorów. Żeby to zrealizować trzeba kilkunastu lat — twierdzi Anatol Ochryciuk, burmistrz miasta Hajnówka.
Inni są bardziej zdesperowani. Budżety gmin, może z wyjątkiem bogatej i świetnie zarządzanej przez wójta Mikołaja Pawlicza Narewki, ledwo starczają na zaspokojenie bieżących potrzeb. Nad wieloma wiszą kredyty do spłacenia. Ludzie mówią więc, że jeśli Europa chce mieć te swoje zielone płuca, to niech wyasygnuje na to fundusze. Tymczasem specjalne konto utworzone w maju 1998 r. przez Komitet Sterujący „Białowieża Forest”, powołany z inicjatywy Jana Szyszko, ministra ochrony środowiska, zasobów naturalnych i leśnictwa, jak twierdzą miejscowi, do marca świeciło pustkami.
— Nikt nie dyskutuje z nami o tym, co zrobić, żeby w optymalny sposób ochronić przyrodę, a jedynie o tym, jak w najszybszym tempie poszerzyć park narodowy, jakby zmiana szyldu była panaceum na wszystkie bolączki — mówi Wojciech Niedzielski, prezes Fundacji Puszczy Białowieskiej, zastępca nadleśniczego w Nadleśnictwie Białowieża.
Zwolennicy powiększenia parku, białowieskie placówki naukowe, podejrzewane są o chęć skorzystania z grantów na badania. Mają przeciwko sobie lokalne samorządy, lokalny biznes i nadleśnictwa. Jedni nie widzą szans na realizację tego zamierzenia z przyczyn ekonomicznych i społecznych, drudzy nie widzą takiej potrzeby.
— Puszczy nie jest potrzebny park narodowy, a racjonalna gospodarka. Trzeba zapewnić jej przetrwanie w jak najlepszym stanie. To nie dzieje się samo. Puszcza wymaga pielęgnowania drzewostanu, zalesiania, troski o odnowę szlachetnych drzew i zagwarantowania, że przetrwają wszystkie gatunki roślin i zwierząt. Osiągamy lepsze wyniki niż ktokolwiek inny w kraju. Przyczyniamy się też do poprawy bytu ludzi mieszkających w naszych gminach, czego parki narodowe na pewno nie czynią. Poza tym nie sądzę, żeby w parku narodowym drzewa szybciej rosły. Są dowody na to, że bywa przeciwnie — mówi Andrzej Jaworski.
WSPÓLNY INTERES: Jeśli leśnik nie zbierze żołędzi przed dzikiem, nie wysadzi w szkółce, by potem przenieść młode dęby do odpowiedniego dla nich siedliska, wyprą je drzewa pionierskie: brzoza, osika, grab. Konieczne są także sanitarne wycinki i odstrzały. Użytki ekonomiczne nie zubożą puszczy, ale wzbogacają państwo i ludzi tu żyjących — zapewnia Wojciech Niedzielski, prezes fundacji Puszczy Białowieskiej.
JESZCZE NIE CZAS: Białowieski Park Narodowy robi wszystko, żeby ograniczyć turystykę wyłącznie do kwalifikowanej. A ludzie przecież muszą z czegoś żyć. Turyści ze Szwajcarii uważają, że ich kraj jest za biedny na utrzymanie takiego obiektu. Czyżbyśmy my byli bogatsi — snuje refleksje Stanisław Kujawiak, wójt gminy Białowieża, były leśniczy, były dyrektor BPN, przewodnik po puszczy.
MAŁYMI KROKAMI: Jestem zakochany w Puszczy Białowieskiej. Popularyzuję ją wśród zamożnych Polaków i turystów zagranicznych. Jest wielu chętnych, choć dwudniowa wycieczka kosztuje 950 zł od osoby. Niebawem chcemy uruchomić tu, podobnie jak na Mazurach, wycieczki rowerowe. To może być wzór dla innych — podpowiada Piotr Kamiński, szef Agencji Kampio.
NIEZALEŻNI: Mamy w ofercie wiele atrakcyjnych wyrobów z drewna. Kupują je wielcy hurtownicy z Niemiec, Holandii, ale ta firma w tej chwili żyje głównie z ziół, pozyskiwanych z czystych ekologicznie regionów na wschód od Wisły. Dzięki temu uniezależniliśmy się od puszczy — mówi Jarosław Krowiranda, współwłaściciel spółki Runo z Hajnówki.
ZŁE PRZYKŁADY: Parki narodowe nie zawsze gwarantują utrzymania ekosystemów leśnych. Brak odnowień w parku magurskim spowodował, że dominuje tu grab. Park tatrzański niszczy kornik. Brak kontroli nad nim doprowadził do wycięcia 30 tys. mkw. świerka na Węgrzech i 16 tys. mkw. w Czechach, a to drzewo stanowi ponad 20 proc. drzewostanu — przestrzega Andrzej Jaworski, nadleśniczy nadleśnictwa Browsk.