Na boisku się nie udało, to przynajmniej w księgowości odniesiono sukces — warszawska Legia, która w przedostatnim meczu sezonu na własne życzenie straciła niemal pewne mistrzostwo Polski, była najlepiej zarabiającą drużyną piłkarską nad Wisłą w 2011 r. W porównaniu z 2010 r. poprawiła się aż o 127 proc. Zdaniem ekspertów Deloitte, którzy przygotowali po raz szósty raport „Piłkarska Liga Finansowa”, to zasługa głównie dobrych występów w Lidze Europy. Rok temu stołeczna drużyna była w finansowym rankingu trzecia — za Lechem Poznań i czerpiącym z kiesy KGHM Zagłębiem Lubin.



— Dla nas kluczowe nie są przychody, ale zbalansowany budżet i pozytywny cash flow — mówi Piotr Zygo, prezes Legii.
Jego zdaniem, klub dąży do tego, by przychody nie spadły poniżej określonego poziomunawet w przypadku potknięć w europejskich pucharach. Lech Poznań, który rok temu miał 61 mln zł przychodów, teraz — gdy nie awansował nawet do Ligi Europy — miał o blisko dwie trzecie mniej (22 mln zł).
— Legia ma potencjał, by w ciągu kilku lat mieć budżet na poziomie 100 mln zł, nawet bez występów w Lidze Mistrzów.
Do osiągnięcia takich wyników wystarczy Liga Europy i przede wszystkim wykorzystanie potencjału nowoczesnego stadionu — uważa Piotr Zygo. Łączne przychody wszystkich drużyn ligowych przekroczyły 360 mln zł (wyników nie podały Górnik Zabrze, Widzew Łódź i Polonia Warszawa). To aż o 20 proc. więcej niż rok wcześniej — tyle że na europejskim tle Polacy wciąż prezentują się mizernie. Najpotężniejsza finansowo angielska Premiership miała przychody aż 29 razy większe. Walki nie udało się nawiązać też z mniejszymi ligami — przychody 16 najlepszych polskich klubów to tylko 48 proc. tego, co zarabia 12 drużyn w Szkocji i 57 proc. tego, co 10 zespołów austriackich.
— Liga traci przede wszystkim na tym, że jest źle zarządzana przez piłkarski związek.
Widać odejście prywatnych sponsorów od piłki, bo produkt — Ekstraklasa — nie jest dla nich atrakcyjny — uważa Janusz Filipiak, prezes Cracovii i Comarchu.
W ostatnich miesiącach z finansowania Polonii Warszawa wycofał się Józef Wojciechowski, wsparcie dla Śląska Wrocław zawiesił Zygmunt Solorz-Żak, a grupa PGE postanowiła skupić się na sponsorowaniu siatkówki, co może oznaczać wyrok na bełchatowski GKS. Nadzieję na poprawę sytuacji i lepszą promocję rozgrywek ma jednak prezes Legii.
— W Ekstraklasie zmienia się prezes [Andrzej Rusko zrezygnował w marcu, od września stery przejmie Bogusław Biszof — red.]. Spodziewam się dużych zmian, ale będzie to wymagało czasu — mówi Piotr Zygo.
Zdaniem ekspertów Deloitte, Ekstraklasa ma przed sobą „optymistyczne perspektywy”.
— Nowoczesna infrastruktura stadionowa stwarza szansę na osiąganie znacznie wyższych wpływów z dnia meczu. Większa liczba kibiców na stadionach oraz przed telewizorami to szansa na zachęcenie sponsorów i reklamodawców do zwiększenia przekazywanych klubom kwot — ocenia Marcin Diakonowicz, partner Deloitte.
8,8 tys. Taka była średnia frekwencja na meczu w polskiej lidze w minionym sezonie. To 0,19 proc. populacji. W Niemczech wynosiła 45,1 tys., czyli 0,5 proc. populacji.