Zygmunt Solorz, jeden z najbogatszych Polaków, znany jest z cierpliwości do swoich biznesów i jeśli spółka z rozległego imperium „jeść nie woła”, czyli nie przynosi strat, to może sobie egzystować. Przez wiele lat cicho siedział Plus Bank. To jeden z najmniejszych banków w branży, który od kilkunastu lat tkwi w formie przetrwalnikowej. W 1999 r., gdy kupił go Zygmunt Solorz (wtedy pod nazwą Invest Bank), miał portfel wartości 2 mld zł i taki ma dzisiaj. Od 2003 r. został dwa razy dokapitalizowany i w efekcie jego kapitały wzrosły z 261 mln zł do 331 mln zł. Mała skala działalności przekładała się na nikły zysk, który nie pozwalał na takie wzmocnienie, żeby bank nabrał życia. Jeść nie wołał, ale gdy przyszło co do czego, zrobiło się głośno na rynku.
Czyszczenie portfela
W 2016 r. Plus Bank, przez lata notujący niewielkie zyski, miał 11,8 mln zł straty. Na wiosnę 2018 r. Zygmunt Solorz ściągnął do niego profesjonalny zespół menedżerów, który miał tchnąć ducha w zmurszały biznes. Nowy zarząd przejrzał portfel kredytowy i zrobił odpisy na wątpliwej jakości ekspozycje. Uzbierało się 108 mln zł — suma poważna nawet jak na średniej wielkości bank, a cóż dopiero malucha z 2 mld zł sumy bilansowej. Za jednym zamachem zarząd na straty spisał niemal jedną piątą portfela kredytowego. Można by powiedzieć, że to standardowa procedura — zawiązać rezerwy na wyrost, żeby później część rozwiązać i podrasować wynik. Wydaje się jednak, że nie w tym przypadku. Sprawy zaszły za daleko, żeby bawić się w sztuczki księgowe.
Konsekwencją czyszczenia portfela kredytowego była strata w wysokości 110 mln zł za 2017 r. Kiedy Zygmunt Solorz dowiedział się, co się dzieje w banku, zdecydował się osobiście przejąć nadzór i w lipcu został szefem rady nadzorczej. Mimo że audytor zatwierdził sprawozdanie zarządu za pierwsze półrocze 2018 r., w którym wykazana została strata, rada zleciła ponowne badanie zewnętrznej firmie. Ta jednak nie miała zastrzeżeń w sprawie rezerw.
Po wykazaniu gigantycznej straty kwestią pierwszej potrzeby stało się dokapitalizowanie banku, żeby spełniać wymogi regulacyjne. Nie udało nam się ustalić dokładnej kwoty, wiadomo jednak, że bank potrzebuje co najmniej kilkudziesięciu milionów złotych. Akcjonariusz zdecydował jednak, że nie będzie sięgać do kieszeni. W lipcu WZA przegłosowało uchwałę, że strata za 2017 r. zostanie pokryta z przyszłych zysków.
Czyszczenie kadr
Od kiedy właściciel wszedł do rady nadzorczej, w banku zaczęły się zmiany kadrowe. W październiku odszedł z Plusa prezes Wojciech Papierak oraz członek zarządu odpowiedzialny za finanse (obydwaj pracę zaczęli wiosną 2018 r.). Obowiązki szefa przejął delegat z rady nadzorczej, który jesienią wszedł do zarządu. W tym samym czasie do kierownictwa został dokooptowany dyrektor finansowy. W marcu tego roku jednak obaj odeszli z zarządu. Zostały w nim trzy osoby, a w kwietniu już tylko dwie — bez szefa ryzyka. Na stronie internetowej bank wciąż jednak uwzględnia go w składzie, bo — według naszych informacji — menedżer zrezygnował z pracy, ale później zdecydował się na powrót. Obecnie zarząd liczy pięć osób, w tym dwóch delegatów z rady nadzorczej, z których jeden pełni obowiązki prezesa.
Kadrowa zawierucha nie ominęła rady nadzorczej. Do gruntownej zmiany doszło latem ubiegłego roku, kiedy właściciel wymienił cały skład nadzoru. W nowym rozdaniu do rady, oprócz Zygmunta Solorza, wszedł Grzegorz Kowalczyk, prawnik, którego nazwisko pojawiło się w związku z aferą podsłuchową w KNF. Ówczesny przewodniczący komisji miał nakłaniać Leszka Czarneckiego, żeby zatrudnił mecenasa w Getinie. Po wybuchu afery rzecznik Zygmunta Solorza poinformował, że Grzegorz Kowalczyk został powołany do rady z rekomendacji szefa komisji.
„W celu zapewnienia pełnej transparentności działań banku właściciel, jak i przedstawiciele Rady Nadzorczej wyrazili pełną chęć i gotowość do współpracy z urzędem, jakim jest Komisja Nadzoru Finansowego, w tym między innymi poprzez wyznaczenie przez KNF swojego przedstawiciela w radzie nadzorczej banku” — wyjaśnił bank w komunikacie.
Czyszczenie banku
Misja nieoficjalnego przedstawiciela KNF w banku nie przyniosła chyba spodziewanych efektów, skoro 31 maja komisja wysłała do Plus Banku oficjalnego reprezentanta — kuratora. W uzasadnieniu czytamy, że ma on zapewnić „efektywny przepływ informacji” z nadzorem oraz „stworzyć możliwość bieżącego monitorowania podejmowanych w Plus Banku działań restrukturyzacyjnych”. Dwuakapitowy komunikat dość znacząco różni się od informacji o powołaniu kuratora w Idea Banku w połowie maja. Nadzór napisał wtedy, że jednym z zadań umyślnego ma być „wsparcie procesu opracowywania działań naprawczych i ich realizacji przez aktualny zarząd banku, co może przyczynić się do zwiększenia zaufania do banku i jego władz”. Nasi rozmówcy z rynku bankowego twierdzą, że warto czytać między wierszami. O ile do Idei nadzór delegował wsparcie, o tyle do Plusa wysłał zwiad, który ma zbadać sytuację.
— Plus Bank jest instytucją od dłuższego czasu dryfująca na obrzeżach rynku finansowego, która do tej pory nie przykuwała uwagi nadzoru ze względu na niewielkie rozmiary i wiarygodnego akcjonariusza. Paradoks polega na tym, że mamy do czynienia z biznesem, który od lat się nie rozwija, a należy do jednego z najbardziej prężnych inwestorów. Właściciel musi określić, jakim bankiem ma być Plus. Bank potrzebuje trzech rzeczy: kapitału, strategii i ludzi. Na razie nie ma żadnego z tych elementów — mówi osoba zbliżona do nadzoru.
Wprowadzenie kuratora do banku jest jednym z najmniej dolegliwych narzędzi nadzorczych, ale z nieoficjalnych informacji wynika, że KNF gotowa jest sięgnąć po bardziej dotkliwe środki — zarówno wobec banku, jak i akcjonariusza.
Plus ma plan
Tomasz Matwiejczuk, rzecznik Zygmunta Solorza, przekonuje tymczasem, że bank „ma plan i pomysł na dalszy rozwój i działanie, których podstawą są wyzwania technologiczne i postępująca cyfryzacja bankowości”. Jeżeli chodzi o kwestie kapitałowe, to „akcjonariusze banku podjęli już stosowne uchwały umożliwiające podniesienie kapitału banku”. Nie wiadomo jednak, czy chodzi o ubiegłoroczne decyzje walnego w sprawie pokrycia straty z przyszłych zysków, czy o inne.
Na pytanie, kiedy rada nadzorcza wskaże prezesa banku, Tomasz Matwiejczuk odpowiada, że „może zostać powołany dopiero po zgodzie KNF”. Do tego czasu obowiązki pełni Marcin Ginel, który „posiada bogate doświadczenie i wiedzę w obszarze finansów”. Z długiego CV, obejmującego pracę w dziale podatkowym PwC, posadę w Ministerstwie Finansów oraz funkcję p.o. prezesa ZE PAK (listopad 2018 — kwiecień 2019) wynika, że nigdy nie pracował w banku.