Po szczycie na Azorach inwestorzy realizowali zyski

Piotr Kuczyński
opublikowano: 2003-03-18 00:00

Spotkanie USA, Wielkiej Brytanii i Hiszpanii na Azorach zakończyło się praktycznie postawieniem ultimatum. Zarówno dla Iraku, jak i dla Rady Bezpieczeństwa ONZ, która musiała wczoraj zdecydować, czy poprze stanowisko USA. Dyplomaci jeszcze prowadzili rozmowy telefoniczne i szukali możliwości osiągnięcia kompromisu. Była szansa na głosowanie rezolucji, bo gdyby można było izolować Francję, to USA z pewnością skorzystałyby z okazji. Do tego potrzebne by było jednak przynajmniej wstrzymanie się Rosji od głosu. Tuż po 16.00 nadeszła informacja, że głosowania nie będzie, co prawdopodobnie oznacza, że albo nie było większości, albo Rosja oświadczyła, że się nie wstrzyma.

Teoretycznie była jeszcze możliwość wypracowania kompromisu w RB ONZ w ostatniej chwili. Jednak Amerykanie już wówczas zapowiadali wystąpienie George’a W. Busha na godzinę 2.00 we wtorek (polskiego czasu), w którym prezydent USA miał postawić Irakowi ultimatum. Wojna powinna zacząć się w tym tygodniu — prawdopodobnie po środzie, bo w parlamencie tureckim będzie wówczas głosowana sprawa zezwolenia na wejście wojsk USA, które miałyby zaatakować Irak z północy.

Jeśli chodzi o giełdę, to zachowanie rynku amerykańskiego bardzo mi się w piątek podobało. Żadnego szaleństwa, po prostu konsolidacja. Dane makro, a szczególnie indeks nastroju Uniwersytetu Michigan (najniżej od 10 lat) były złe. Kilka tygodni temu wzbudziłyby przerażenie i olbrzymie spadki indeksów. Tym razem tak nie było. Za to po naradzie wojennej na Azorach początek sesji w Eurolandzie był bardzo słaby. Indeksy spadały tyle, ile w piątek rosły. Było to zachowanie lekko aberracyjne, bo przecież od piątku niewiele się zmieniło. Czego oczekiwali inwestorzy po spotkaniu na Azorach? Że przyniesie światu gałązkę oliwną? Oczekiwanie na duże spadki w USA wydawało się nierozsądne. Amerykanie popierają Busha i chcą już wyjaśnienia sytuacji. W drugiej połowie sesji spadki zresztą się zmniejszyły, a na niektórych rynkach indeksy nawet wyszły na plusy. Pomagała bardzo pozytywna reakcja giełd amerykańskich na informację, że głosowania w RB ONZ nie będzie, a prezydent Bush wystąpi z orędziem do narodu. Inwestorzy chcą, by wojna się już rozpoczęła (a najlepiej skończyła).

O naszym rynku i powodach, dla których zachowuje się słabo, już pisałem. Piątkowa sesja była deprymująca i podłamała morale w obozie byków. Wczoraj tym bardziej nie było sensu kupować, skoro rozstrzygnięcie ma być tuż-tuż. Poza tym media zachodnie zaczęły pisać o możliwym fiasku rozszerzenia UE, co nastroju nie poprawiało. Zachowanie rynku było fatalne, a jedynym pozytywem był mały obrót. Nie ma nawisu podażowego, więc zwrot rynku może być bardzo gwałtowny.

Dziś otrzymamy trochę danych makro, a o 20.15 swoją decyzję odnośnie do poziomu stóp procentowych poda FOMC. Nie oczekuję zmiany stóp. Fed powinien poczekać na rozstrzygnięcia w wojnie z Irakiem. Pewności, jaka będzie decyzja, jednak nie ma, więc rynki mogą na to wydarzenie czekać. W czasie naszej sesji (14.30) dowiemy się, jak wyglądał sektor nieruchomości w USA. Tym razem dane będą mocno obserwowane, bo budzi się niepokój, czy nie zbliża się koniec hossy na tym rynku. Prognoza mówi o tym, że w lutym wydano 1,745 mln pozwoleń na budowę domów i rozpoczęto budowę 1,755 mln. O 11.00 instytut ZEW poda swój raport o koniunkturze w marcu wraz ze swoim indeksem nastroju (prognoza), a o 12.00 dowiemy się, jaka była produkcja przemysłowa w Eurolandzie w styczniu. Wpływ tych wszystkich raportów powinien być mocno ograniczony. Nie to się nadal liczy.

Uważam, że rynki światowe będą z nadzieją czekały na szybkie zakończenie wojny. Jeśli nie powstanie zaniepokojenie możliwością fiaska wejścia do UE, to GPW powinna wkrótce zacząć zachowywać się podobnie. Gdyby to zaniepokojenie rosło, to będzie nas czekała duża przecena.