Po wzmocnieniu euro dolar będzie jednak zwyżkował

Andrzej Sopoćko
opublikowano: 2000-06-14 00:00

Andrzej Sopoćko: Po wzmocnieniu euro dolar będzie jednak zwyżkował

KORZYSTNE RELACJE: Gospodarka amerykańska nadal rozwija się w szybszym niż w pozostałych krajach tempie, co wzmacnia pozycję dolara — uważa Andrzej Sopoćko. fot. JB

W związku w wejściem do obiegu euro, w 1999 r. powstała walutowa triada, no i oczywiście nasuwa się pytanie, jak będzie się kształtował między nimi układ sił. A jak finansiści mają pytania, to zarabiają przede wszystkim eksperci. Okazało się jednak, że mądrość ekspertów bardziej przydała się im samym niż tym, którzy ich prognozy zastosowali. Ci ostatni stracili, bo rzeczywiste relacje poszły w odwrotnym kierunku do oczekiwanych.

OBECNIE dość łatwo wyjaśnić, dlaczego tak się stało. Przyczyny tkwią w Stanach Zjednoczonych. Potęga gospodarcza tego kraju i — przede wszystkim — nieporównywalna z innymi rejonami świata siła systemu finansowego powodują, że podstawowe impulsy zmian wychodzą z USA. Choć i inne kraje stają się powodem drgnięcia finansów światowych, dzieje się to jednak tylko dlatego, że zachodzące tam zjawiska uznane zostają przez amerykańskich inwestorów za ważne. Można chyba powiedzieć, że zniknięcie np. Nowej Zelandii, jeśli nie byłoby zauważone na Wall Street, nie ruszyłoby dolara nawet o parę centów.

POTĘGA finansowa USA to nie tylko PKB (32 tys. USD na głowę). Potencjał tego rynku niech ilustruje choćby kapitalizacja giełdowa, wynosząca 170 proc. PKB. Szacuje się też, że 30 proc. obywateli USA lokuje część swoich zasobów na giełdzie. Choć indywidualni inwestorzy nie stanowią grupy dominującej (udział ich szacuje się na 30 proc.), to jednak jest to kilka razy więcej niż w Eurolandzie. Tak ich znacząca obecność dodaje animuszu rynkowi kapitałowemu, i tak nieporównywalnie bardziej dynamicznemu niż gdzie indziej.

W 1999 R. w USA wystąpiła para zjawisk na ogół dość osobliwa: wysoki wzrost gospodarczy i niska (wówczas) inflacja (odpowiednio: 4,1 i 2,7 proc.). Towarzyszyły temu początkowo dość niskie stopy procentowe. W pierwszej połowie roku osiągnęły wartość niewiele przekraczającą 4 proc., czyli mniej więcej — poziom średniej dywidendy z akcji. Giełdy stały się więc najbardziej atrakcyjnym obszarem lokat, mimo i tak dość wyśrubowanych wskaźników.

FINALNYM skutkiem tego procesu stało się nieoczekiwanie duże wzmocnienie dolara. Mimo że gospodarka Eurolandu ruszyła w czasie i sile przewidywanych przez ekspertów, ich prognozy relacji euro/dolar fatalnie rozminęły się z rzeczywistością. USA bowiem znacznie dłużej utrzymały rekordowe tempo wzrostu gospodarczego. Ponadto Allan Greenspan, mimo niskiego, grożącego inflacją, poziomu bezrobocia, powoli podwyższał stopy procentowe. Pozwoliło to utrzymać stabilny dopływ kapitału do USA. Deficyt obrotów bieżących jest co prawda spory jak na ten kraj (4,5 proc. PKB), nie powinien jednak niepokoić. Właśnie ze względu na potęgę systemu finansowego. Drogi dolar nie musi podciąć tamtejszej gospodarki, niezbyt zresztą uzależnionej od eksportu. Jego wysoki kurs zasysa światowe zasoby pieniężne. Inwestycje pozwalają utrzymać tempo modernizacji wyrobów, co z kolei podtrzymuje przewagę technologiczną. Gospodarka nadal rozwija się w szybszym niż w pozostałych krajach tempie.

TAKI MECHANIZM wygląda na perpetuum mobile, z natury rzeczy więc jest podejrzany. Założenie, że ten samozasilający motor zacznie parskać i zacinać się, jest niewątpliwie racjonalne, tyle że z europejskiego punktu widzenia. Gdyby to się zdarzyło po tej stronie oceanu, kryzys by wisiał w powietrzu. USA to jednak całkiem inny przypadek. Chłonność tutejszego systemu finansowego uodparnia gospodarkę na zagrożenia zewnętrzne. Obstawiałbym więc, że po przejściowym wzmocnieniu euro, w przyszłym roku znowu dolar będzie zwyżkował.

Andrzej Sopoćko jest profesorem Uniwersytetu Warszawskiego, wykładowcą Wydziału Zarządzania