Podstawą oceny jest skuteczność

opublikowano: 21-03-2018, 22:00

W polityce zagranicznej ciągłość jest kanonem sztuki dyplomacji.

Coroczna sejmowa informacja szefa MSZ na temat polityki zagranicznej od lat przebiega w stałym trybie. Rząd uprawia samochwalbę mocarstwowości i podmiotowości, opozycja natomiast zarzuca władzy poruszanie się w stylu słonia w składzie dyplomatycznej porcelany i dołowanie marki kraju. Tzw. dobra zmiana dodała nowe akcenty, albowiem nigdy w dziejach III RP rządzący nie podkreślali tak demonstracyjnie zerwania z poprzednikami. Wczoraj minister Jacek Czaputowicz apelował, by polityka zagraniczna była sprawą narodową i została wyłączona spod naturalnej w innych dziedzinach partyjnej rywalizacji. Pominął jednak okoliczność, że drugą stroną tego samego medalu jest ciągłość jako kanon sztuki dyplomacji.

Jacek Czaputowicz jako szef MSZ miał okazję przedstawić Sejmowi informację pierwszy raz.
Fot. Krystian Maj

Przypomnę dwa przykłady, w których kontynuacja przyniosła sukcesy skonsumowane przez obecną władzę. Szczyt NATO w 2016 r. sprowadził do Warszawy prezydent Bronisław Komorowski. Na tym fundamencie mógł się oprzeć jego następca Andrzej Duda, starając się o bardziej stabilną, chociaż wciąż rotacyjną obecność wojsk amerykańskich. Fundamentem objęcia przez Polskę rotacyjnego członkostwa Rady Bezpieczeństwa ONZ był natomiast chwyt ministra Radosława Sikorskiego — opóźnienie kandydatury Polski z pierwotnie planowanej kadencji 2010-11 (wtedy byśmy nie przeszli) na lata 2018-19. Dodatkową szczęśliwą okolicznością stało się oczywiście wycofanie się Bułgarii. Sam wynik głosowania 190:2 nad jedyną kandydaturą Polski na należne nam miejsce wyszedł fantastycznie, ale przecież świat w taki sposób docenił wieloletni dorobek całej III RP, a nie obecnych nuworyszy.

Podałem dwa przykłady pozytywne z obszarów, gdzie polskiej polityce zagranicznej idzie lepiej. Niestety, na drugim biegunie znajdują się relacje wewnątrz Unii Europejskiej — a to właśnie one mają decydujące znaczenie dla szeroko rozumianego rozwoju Polski. Rząd PiS realizuje doktrynę nieustającego konfliktu, którego ekstremum stanowiło oczywiście ubiegłoroczne osamotnienie 1:27 w głosowaniu nad przedłużeniem mandatu Donalda Tuska w Radzie Europejskiej. Tamten nokaut nie stał się jednak żadną nauczką. Elementy konfrontacyjne wobec instytucji unijnych znalazły się także w środowym wystąpieniu szefa MSZ. W starciu z Komisją Europejską o art. 7 traktatu unijnego nie ma mowy o jakimkolwiek kompromisie, którym byłoby np. choćby symboliczne wycofanie się z najbardziej piętnowanych przez społeczność unijną zapisów ustaw sądowych. Rząd PiS postawił na zmontowanie tzw. mniejszości blokującej (potrzeba sześciu państw, nie licząc Polski), która zastopuje wniosek KE na poziomie ministerialnej Rady UE. Takimi samymi obietnicami i nadziejami usypiani byli polscy przedsiębiorcy w sprawie niekorzystnej dyrektywy o pracownikach delegowanych. Gdy jednak przyszło do głosowania, na argumenty rządu politycznie wypięli się nawet tacy sojusznicy z Grupy Wyszehradzkiej, jak Czechy i Słowacja.

W niedługim czasie nieuchronnie rozstrzygną się wewnątrzunijne konfrontacje. Spór z KE o praworządność to jedno, na zupełnie innym polu przebiega rozgrywka — głównie z Niemcami, a także Austrią — o zatrzymanie budowy bałtyckiego gazociągu Nord Stream 2. Tematy odrębne, ale mające wspólny mianownik — polityce zagranicznej rządu PiS ocenę wystawi nie kierowane na użytek krajowy zmasowane uderzenie propagandowe, lecz skuteczność.

© ℗
Rozpowszechnianie niniejszego artykułu możliwe jest tylko i wyłącznie zgodnie z postanowieniami „Regulaminu korzystania z artykułów prasowych” i po wcześniejszym uiszczeniu należności, zgodnie z cennikiem.

Podpis: Jacek Zalewski

Polecane