POLA GOLFOWE ZARABIAJĄ NA SZWEDACH
Golf jest sportem uważanym w naszym kraju za nowinkę, która przyszła z Zachodu. Zapowiada się jednak sporo inwestycji w budowę nowych pól. Być może oznacza to, że Polacy powoli nabierają zaufania do tej gry. Na razie jednak krajowe pola golfowe zarabiają przede wszystkim na szwedzkich turystach.
Przed 1939 r. funkcjonowały w Polsce 3 pola golfowe. Po wojnie sport ten zupełnie u nas zanikł. Powrócił z końcem lat 80. i powoli zdobywa sobie popularność. Dzisiaj mamy 6 pól golfowych zarejestrowanych w Polskim Związku Golfa.
W golfa gra obecnie w naszym kraju 5 tys. osób, z czego tylko 1 tys. to Polacy. Ponad 80 proc. golfistów zrzeszonych jest w 9 klubach. Przez ostatnie dwa lata rozwój krajowego golfa określano porównaniem „dwa kroki w tył i jeden do przodu”. W 1998 r. coś jednak zaczęło się zmieniać i wydaje się, że czeka nas prawdziwa ekspansja golfowych inwestorów. Zaplanowano bowiem około 15 przedsięwzięć mających na celu budowę nowych pól. Jednak tylko 6 potwierdzono w Polskim Związku Golfa.
— Często docierają do nas lakoniczne informacje o planowanych inwestycjach w budowę pola. Ale na tym zwykle się kończy, chociaż zawsze staramy się dołożyć wszelkich starań, by takie wiadomości potwierdzić — relacjonuje Piotr Kozłowski, prezes Polskiego Związku Golfa.
Jak twierdzi Andrzej Person, wiceprezes PZG, w ciągu najbliższych 5 lat przybędzie w Polsce blisko 15 pól golfowych. Zaznacza jednak, że są to jego własne przypuszczenia.
Jak do jeża
Wielu biznesmenów zainteresowanych inwestycją w pole golfowe ma tzw. polski problem z zakupem ziemi. A właśnie ziemia jest w tym przypadku najważniejszym elementem. Golfowe ośrodki otwiera się najczęściej w pobliżu dużych miast. W Polsce nie ma terenów o powierzchni około 100 ha, które miałyby jednego właściciela. I tu pojawia się problem, bo nie wszyscy chcą sprzedać grunt.
— Wielu właścicieli gruntu często nie zgadza się na proponowaną przez inwestora stawkę — mówi Andrzej Person.
Dodatkowym utrudnieniem było do tej pory stanowisko gmin.
— Do niedawna podchodziły one do pól golfowych trochę jak do jeża. Ale dzisiaj ich stosunek do posiadania na swoim terenie pola się zmienił. Widzą w tym po prostu dobry interes — komentuje Andrzej Person.
Dodaje, że wójt gminy może dowolonie ustalać wysokość podatku od sprzedanego gruntu. Tymczasem w Unii Europejskiej nie ma podatków od gruntów rekreacyjnych. Lobby golfowe próbuje podobno to zmienić poprzez naciski w Ministerstwie Finansów i parlamencie.
Atrakcyjny golf
W naszym kraju prowadzenie pola golfowego przynosi dużo większe zyski niż w innych krajach europejskich. Dobrym przykładem jest podwarszawski Rajszew.
— Oprócz normalnych funkcji sportowych, pole pełni funkcję miejsca organizacji firmowych spotkań. Obecnie golf jest w Polsce pewnego rodzaju nowością, nie tylko sportową. Dlatego dużą atrakcją w polskim świecie biznesu jest organizacja imprezy na polu golfowym. Takich imprez jest naprawdę dużo i przynoszą niezłe zyski — twierdzi Andrzej Person.
Dla porównania, w Londynie i jego okolicach jest prawie 1500 klubów. Tam jednak nikomu nie imponują imprezy na polu golfowym. W Polsce, podobno, jeszcze przez kilkanaście lat będą one nie lada atrakcją.
Długi okres
Pomimo tak korzystnych warunków, większość polskich klubów ma trudności z utrzymaniem swoich pól. Inwestycje w pola golfowe, zdaniem specjalistów, zaczynają się zwracać po 7 latach.
— Inwestycja w pole golfowe to bardzo złożony proces. Jeżeli mówimy o naprawdę wysokim standardzie, to na samą budowę pola trzeba wydać ponad 3 mln USD. Do tego dochodzą koszty budynku 50-100 tys. USD, i ziemi, a te są bardzo różne. W sumie inwestycja pochłania średnio 4-5 mln USD — mówi Wojciech Słupeczański, kierownik klubu The Warsaw Golf International w Rajszewie.
Krajowe pola prezentują wystarczająco wysoki poziom, by korzystali z nich zagraniczni goście. Te, które powstaną, również będą musiały spełniać podobne warunki. Walka toczy się bowiem o tzw. golfowych turystów.
Szwedzka pasja
— Na razie w Polsce nie ma kto grać w golfa, niewielu jest profesjonalnych graczy. Dlatego większość klubów dokłada do interesu — narzeka Wojciech Słupeczański.
Podobno Polacy po prostu jeszcze nie zrozumieli golfa. Żeby tak się stało, muszą w ogóle zacząć myśleć o rekreacji. To już powoli następuje, bo coraz więcej osób zaczyna poświęcać czas na odpoczynek i uprawianie sportu.
— Polacy na razie trochę się boją, a być może trochę się wstydzą golfa — stwierdza Andrzej Person.
Dzisiaj najlepiej zarabiają pola z północno-zachodniej Polski. Ich biznesplan oparty jest głównie na graczach ze Szwecji i Niemiec. Są to typowe kluby nastawione na gości z zewnątrz. Ich zyski pokrywają jednak tylko koszty utrzymania golfowego przybytku.
— Obecnie mamy 257 członków, z czego blisko 65 proc. to Polacy. Po dwóch latach ta struktura się zmieniła, bo wcześniej mieliśmy 50 proc. krajowych graczy. Ale nadal mamy dużo zagranicznych gości. Są nimi głównie Szwedzi i inni mieszkańcy Skandynawii. Z nich się utrzymujemy — potwierdza Małgorzata Marchelak, kierownik Amber Baltic Golf Club.
Szwedzi oczywiście chętnie graliby u siebie. Ale tam, jak twierdzą nasi rozmówcy, jeżeli chodzi o pola golfowe, podaż nie nadąża za popytem. W Szwecji jest obecnie około 300 pól. Golf stał się tam sportem nr 1. Są kluby, liczące ponad 1 tys. członków. Mówi się, że w kraju tym panuje wręcz reglamentacja pól golfowych.
— W ciągu godziny można obsłużyć maksymalnie 24-28 graczy. Zakładając, że pole czynne jest 10 godzin, daje to około 300 osób dziennie. A co z resztą? Dlatego Szwedzi przyjeżdżają do nas — komentuje Wojciech Słupeczański.
GRACZE: Golfistami nie są żadni giganci przemysłowi, tylko zarażeni chorobą golfową zwykli ludzie. Kogo ten bakcyl dopadnie, ten jest trafiony na całe życie — twierdzi Wojciech Słupeczański, kierownik klubu The Warsaw Golf International w Rajszewie. fot. BS
TAM, GDZIE NIE MA KOMÓREK: Golf był kiedyś sportem dla bogatych, dzisiaj jest to sport dla typowej klasy średniej. Pole golfowe stało się miejscem, gdzie nie dzwonią komórki, świeci słońce i można się wspaniale odprężyć — zapewnia Andrzej Person, wiceprezes Polskiego Związku Golfa. fot. GK
Wojciech Surmacz