Polacy mają słabość do dżdżownic, misiów, owoców oraz pozostałych żelków, a także krówek i innych cukierków. W ubiegłym roku zjedli ich za ponad 1 mld zł. A przed producentami jawi się coraz słodsza przyszłość.
— Statystyczny Polak je 1 kg cukierków, a Niemiec ponad 5 kg. Moglibyśmy więc spokojnie konsumować ich dwukrotnie więcej, nawet biorąc pod uwagę to, że niemieckie spożycie jest pochodną dochodowości i uwielbienia Niemców do wszelkiego typu pastylek np. na gardło — mówi Marek Przeździak, sekretarz generalny Stowarzyszenia Polskich Producentów Wyrobów Czekoladowych i Cukierniczych Polbisco.
Słodko-gorzki
Jednak ubiegły rok był dla producentów cukierków po raz pierwszy od wielu lat gorzki. Wartość rynku spadła o 1,7 proc. Jak przekonuje branża, to wypadek przy pracy. — Obecny rok zmotywował wiele firm do wypuszczenia na rynek limitowanych serii słodyczy, związanych z mistrzostwami w piłce nożnej, co może poprawić wyniki sprzedażowe, szczególnie w segmencie produktów impulsowych — ocenia Piotr Grauer, ekspert z firmy doradczej KPMG.
Zdaniem Marka Przeździaka, spożycie cukierków powinno rosnąć o 6-8 proc. rocznie, tak jak to było wcześniej. Najsilniejszą pozycję w segmencie mają żelki, których udziały sięgają 24 proc. W dalszej kolejności sięgamy po cukierki twarde (23 proc.), sugusy (22 proc.), pudrowe (14 proc.), krówki (8 proc.) i nadziewane (7 proc.). Natomiast to żelki mają najlepszą perspektywę.
— Segment ten niesie ze sobą spore możliwości kreowania produktów innowacyjnych, które są motorem dla rozwoju rynku. Ponadto żelki jako słodycze miękkie bardzo dobrze wpisują się w obecny trend prozdrowotny — wzbogacane dodatkowo naturalnymi sokami czy witaminami są odbierane przez konsumentów jako bezpieczna alternatywa dla tradycyjnych słodyczy — tłumaczy Marek Malinowski, prezes ZPC Mieszko.
— Duży udział we wzroście mają marki własne sieci handlowych oraz inni mniejsi gracze. Niska cena oraz większe opakowania pozwalają im na dynamiczny rozwój i przepływy wolumenu od dużych, markowych graczy — dodaje Urszula Florczyńska z Haribo.
Poszukujący nowego
Zdaniem Marka Przeździaka rosnąca popularność żelków i pianek wynika również z tego, że konsumenci w związku z trudną sytuacją ekonomiczną przestawiają się na produkty tańsze, czyli prostsze. Czy opłaca się więc myśleć nad kolejnymi produktami?
Numerem jeden na naszym rynku jest Haribo. Typowy konsument jego żelków to osoba poniżej 39. roku z wykształceniem średnim lub wyższym, częściej kobieta.
— W kategorii cukierków mamy też do czynienia z grupą klientów, która cały czas poszukuje nowości i stanowią oni, według naszych szacunków, nawet 20 proc. Dzięki temu cały czas jest tu miejsce na nowe produkty — twierdzi Marek Przeździak.
Tutaj również, według Piotra Grauera, przodowały żelki, bo to w tym segmencie pojawiło się ostatnim czasie najwięcej innowacji i nowości. Numerem jeden na naszym rynku jest Haribo. Typowy konsument jego żelków to osoba poniżej 39. roku z wykształceniem średnim lub wyższym, częściej kobieta (6 na 10).
— Niektóre produkty są siłą rzeczy wybierane przez matki z dziećmi, ponieważ zostały stworzone z myślą właśnie o nich — mówi Urszula Florczyńska. Równocześnie rośnie cały czas grupa konsumująca żelki pod markami własnymi sieci.
— W 2011 r. udziały wartościowe marek prywatnych były na poziomie 26 proc. Rozwój tej grupy może stanowić istotne zagrożenie dla graczy oferujących standardowe rozwiązania. Można jednak oczekiwać równoległego rozwoju produktów markowych — uważa Marek Malinowski.
— Udziały żelków pod marką własną sieci będę znacząco rosnąć, tak jak dzieje się to w innych segmentach spożywczych, bo klienci po prostu przenoszą się do dyskontów — przekonuje Bernard Węgierek, prezes ZPC Otmuchów, lidera marek prywatnych wśród żelków.