W obecnej sytuacji nawet znaczące ograniczenie konsumpcji gospodarstw domowych nie przydusi mocno drożyny. Inflacja i tak będzie rosła m.in. na skutek wojny, ale też obniżki podatków - czytamy w czwartkowej "Rz".
Rzeczpospolita donosi, że konsumenci przerażeni cenami w sklepach coraz częściej łapią się za kieszenie i zastanawiają się, jak oszczędzić na bieżących wydatkach.
"Mogą np. kupować mniej żywności, szukać tańszych zamienników czy rezygnować z usług, które nie są uznawana za niezbędne – np. restauracji czy podróży" - czytamy na łamach gazety.

"Rz" powołuje się na badania platformy UCE Research i Grupy BLIX, z których wynika, że ponad połowa Polaków zamierzała ograniczyć wydatki na bieżące zakupy w I kwartale tego roku.
"Oszczędzać będziemy także na wydatkach związanych ze Świętami Wielkanocnymi – głównie w postaci poszukiwania produktów o jak najniższych cenach, (jakość schodzi na drugi plan) - czytamy w czwartkowym wydaniu.
Gazeta informuje również, że badania GUS pokazują, iż konsumenci powoli zaczynają powstrzymywać się przed dokonywaniem poważniejszych zakupów. Przykładowo sprzedaż samochodów w lutym spadła realnie rok do roku o 20 proc., a mebli, elektroniki i sprzętu AGD – o 4,4 proc.
"Takie strategie oszczędnościowe mają na celu utrzymanie kondycji budżetów domowych czy dostosowania ich do spadającej siły nabywczej dochodów. I zwykle, w +normalnych+ warunkach, prowadzą do zdławienia inflacji, a przynajmniej do jej dużego przyhamowania" - donosi "Rz".
Ale jak twierdzą cytowani przez dziennik eksperci, obecna sytuacja jest szczególna. Ogromne ryzyko wzrostu cen płynie z trzech głównych rynków – energii, metali i żywności. Pożywką dla inflacji mają być też rosnące pensje i świadczenia.
Podpis: PAP