Politycy nie zostawią banków w spokoju

Paweł Zielewski
opublikowano: 2000-02-21 00:00

Politycy nie zostawią banków w spokoju

PO CO TO PSUĆ: Ubiegłoroczny przyrost aktywów banków giełdowych świadczy o dobrej kondycji systemu. Twierdzenia, że rodzime banki przeżywają kryzys, nie mają podstaw.

Wydarzenia minionego tygodnia po raz kolejny, niestety, udowodniły, że mieszanie polityki z biznesem do niczego nie prowadzi. Stanęliśmy nawet przed widmem zachwiania kondycji całego polskiego systemu bankowego.

Z PROSTEGO powodu — emocje polityczne wzięły górę nad zdrowym rozsądkiem i prawami rynku: w sprawę przejęcia BIG Banku Gdańskiego przez Deutsche Bank zaangażowały się wszystkie polityczne autorytety: protestował prezydent Kwaśniewski, wtórował mu Marek Belka — jego doradca. Ze strony PSL popłynęły oświadczenia w stylu „gdybyśmy my rządzili, tobyśmy nie dopuścili”. Prawa strona sceny politycznej tradycyjnie zagrała na ksenofobiczno-antyniemiecką nutę. Nawet przewodniczący Krzaklewski, który uczciwie przyznał, że nie zna się na BIG BG, połowę środowej porannej rozmowy w Radiu Zet poświęcił na dywagacje na temat BIG.

NO DOBRZE, ale co ma do tego system bankowy — teoretycznie apolityczny. Ano ma. Politycy grający pod nadchodzące wybory sprowadzili w pewnym momencie realne niebezpieczeństwo zachwiania kondycją finansową całego systemu bankowego. Dlaczego? A dlatego, że w pewnym momencie Niemcy z Deutsche Banku stracili pewność, czy rzeczywiście uda im się wziąć BIG BG. Desperacja ma swoje granice. Poczucie honoru również. To, co stało się w Polsce, wymknęło się wszelkim normom. Na całym świecie wrogie przejęcia wzbudzają kontrowersje, ale nigdzie we wrogie przejęcie jednej instytucji nie mieszają się politycy. Przynajmniej na taką skalę i naładowani tak negatywnymi emocjami.

GDYBY DB odpuścił sobie BIG BG, naturalną koleją rzeczy zrezygnowałby z przejęcia BWR — banku, który jest zakałą całego systemu. O ile w przypadku upadłego Banku Staropolskiego zarząd, Komisja Nadzoru Bankowego i Bankowy Fundusz Gwarancyjny zdołały skutecznie ukryć fatalny stan jego finansów, o tyle w przypadku krakowskiej instytucji wszyscy wiedzieli o niej wszystko. Nie było wątpliwości — to bank, który działał tylko i wyłącznie dlatego, że ktoś się nad nim ulitował i nie odłączył kroplówki z obietnicą wprowadzenia tam inwestora — DB. Kiedy zaś inwestor zagroził, że może nie przyjść, jakoś nikt nie podjął tematu, że koszt upadku Banku Współpracy Regionalnej może sięgnąć nawet 400-600 mln zł. Tyle samo albo i więcej niż będzie kosztował polskie banki upadek Banku Staropolskiego. Kto by musiał go pokryć? Banki komercyjne, oczywiście — za pośrednictwem Bankowego Funduszu Gwarancyjnego. Ciekawe, co wtedy zrobiliby politycy? Z bardzo dużym prawdopodobieństwem można założyć, że to samo, co w przypadku Banku Staropolskiego — nic.

OBIE INSTYTUCJE, Staropolski i BIG Bank Gdański, łączy jedno — są to banki prywatne. Politykom nic do tego, jaką realizują strategię, w jaki sposób, gdzie i czy w ogóle szukają inwestora. Jeżeli — jak wynika z deklaracji, które padły w minionym tygodniu — politykom tak bardzo zależy na kondycji polskich banków, to niech odpowiedzą teraz na pytanie — dlaczego milczeli, gdy drobni ciułacze tracili swoje pieniądze powierzone Staropolskiemu.

MIMO WSZYSTKO, system bankowy jest chory. Bardzo chory, chociaż — co wyraźnie widać po świetnych wynikach banków za 1999 rok — nic poważnego mu nie dolega. Wymyśloną chorobę sprowadziło na niego „konsylium lekarzy-polityków”, którzy zawsze wiedzą, co dla banków jest najlepsze.

SYSTEM bankowy to finansowy krwiobieg kraju. Banki mają pieniądze. Pieniądze są potrzebne na kampanie wyborcze — prezydenckie, parlamentarne i samorządowe. Bank „swój” da kredyt szybciej i taniej. Bank „obcy” postawi takie same warunki, jak każdemu innemu klientowi. Na to rodzimi politycy nie mogą sobie pozwolić.

A W OGÓLE najchętniej nie wypuściliby z rąk tych bankowych lejców, które im jeszcze zostały. W piątek w Sejmie populistom o mało nie udało się ustawowo zablokować na długi czas prywatyzacji PKO BP, BGŻ i BGK, a przy okazji i PZU. Tylko niespotykana mobilizacja strony rządowej udaremniła (głosami 205:203!) ten plan, wywracający do góry nogami założenia tegorocznego budżetu państwa.