Nawiasem mówiąc nieco od tego czasu zmieniłem zdanie. Byłem zbytnim idealistą. Potężnie zadłużona Grecja ogłaszając niewypłacalność pociągnęłaby za sobą inne kraje (pierwsze na liście to Portugalia i Hiszpania). Analitycy JP Morgan i Royal Bank of Scotland zapowiadają konieczność wysupłania z unijnej kasy 600 mld euro w obronie najsłabszych państw strefy euro. Gdyby te pieniądze się nie znalazły to kolejne bankructwa uderzyłyby w sektor bankowy strefy euro i USA, a to zaszkodziłby ciągle jeszcze bardzo słabemu globalnemu sektorowi finansowemu, co rozpoczęłoby kolejną odsłonę kryzysu. Dużo gorszą od tej z lat 2007 - 2008. Inaczej mówiąc - można zgrzytać zębami, ale znowu nie było wyjścia. Unia musiała szybko Grecji pomóc.
Politycy od lutego zbierali się do przygotowania pakietu pomocowego, ale szło to bardzo opornie. A euro ciągle w stosunku do dolara traciło, co bardzo podobało się niemieckim eksporterom. W końcu, w marcu podczas wiosennego szczytu Unii uzgodniono, że w razie problemów pomocy udzieli wspólnie strefa euro i MFW. Chodziło o 45 miliardów euro. Mówiono (wtedy wydawało się, że słusznie), że ta pomoc nie zostanie nigdy uruchomiona, bo przecież spekulanci się wystraszą, oprocentowanie greckiego długu spadnie i Grecja będzie mogła pożyczyć brakujące pieniądze na rynku.
Problem w tym, że spekulanci się nie wystraszyli. Dlaczego? Dlatego, że politycy pomagali im tak jak mogli. Konkretne procedury przyznawania pomocy były ciągle w fazie tworzenia, a niemieccy politycy ciągle ostrzegali, że do pomocy może nie dojść, Politycy greccy też pomagali twierdząc, że Grecja nie będzie potrzebowała tej pomocy. Spekulacji wiedzieli lepiej, a sytuacja na rynku greckiego długu ciągle się pogarszała. W końcu kwietnia obligacje 10. letnie greckie miały rentowności gorsze od wenezuelskich, argentyńskich czy rumuńskich (kilkanaście procent). Coraz gorsze warunki uzyskiwania kredytów i zaciągania długów za pomocą rynku obligacji zmusiło w końcu Grecję do wystąpienia 23 kwietnia o pomoc. Wydawało się, że to na dłuższy czas kończy temat (bo według mnie za 2-3 lata Grecja jednak ogłosi niewypłacalność).
Nic z tych rzeczy. Chyba (prawie) nikt nie przewidział tego, że Unia jest taka nieruchawa, a kanclerz Angela Merkel (mająca w perspektywie 9 maja wybory regionalne w Nadrenii Północnej-Westfalii) będzie zdobywała głosy wyborców dla swojej partii wyrażając sceptycyzm i mnożąc warunki, pod którymi Grecja może dostać pomoc. Gdyby tę pomoc otrzymała dwa miesiące temu problem zostałby na pewien czas zduszony w zarodku, a teraz mamy już nie tylko problem Grecji. Jest problem wiarogodności strefy euro. Owszem, Grecja i Portugalia to maleńkie gospodarki, ale za chwilę panika może sięgnąć Hiszpanii i Włoch, a wtedy całą strefa po prostu się zawali.
Europejscy politycy w szczycie paniki kompletnie nie rozumieli powagi sytuacji i mówili o szczycie UE w okolicach 10 maja (sic!), kiedy to mieliby pomóc Grecji. Dominique Strauss-Kahna, szef MFW powiedział, że rozmowy są prowadzone, negocjacje będą krótkie, ale szczegółowego planu jeszcze nie ma. Praktycznie to samo powtórzył w czwartek 29 kwietnia Olli Rhen, komisarza UE ds. monetarnych. Wypowiedzi wspierające pomoc dla Grecji było zresztą dużo więcej, mnożyły się jak króliki (Horstem Kohlerem, prezydent Niemiec, Nicolas Sarkozy, prezydent Francji, opozycja SPD w Niemczech i wielu innych). Okazało się też, że Niemcy gotowi są nawet przez 3 lata wspierać Grecję. Źródła twierdziły, że przez te trzy lata MFW i strefa euro wyda na ten cel nawet 130 mld euro. Politycy po prostu zbierali rozsypane zabawki i próbowali uspokoić rynki. Wydaje się, że na razie to się udało, ale na jak długo takie wypowiedzi wystarczą?
Osobne słowa „uznania" należą się agencjom, a raczej agencji ratingowej. Agencja ratingowa Standard & Poor's rozpoczęła ostrą fazę tego greckiego kryzysu obniżając ratingi dla gospodarek Portugalii (o dwa poziomy) i Grecji (o trzy poziomy) do statusu śmieciowego. Perspektywa ratingu Grecji również została określona jako negatywna. Grecja jest pierwszym krajem ze strefy euro, którego dług utracił rating inwestycyjny. Trudno było nawet wyobrazić sobie, że jedna z trzech agencji ratingowych odważy się na taki ruch. Obniżano przecież ratingi Grecji, robiły to wszystkie trzy agencje, ale nigdy w takim pakiecie, o tyle poziomów, wspólnie z innym krajem i w takim momencie. A moment był szczególny, bo rynki były na granicy paniki. Jeśli ktoś cokolwiek rozumie z tego, co dzieje się na rynkach finansowych, jakie mechanizmy nimi rządzą to wie dobrze, że decyzja agencji w tej akurat chwili musiała doprowadzić do paniki. Następnego dnia, w środę 28 kwietnia ta sama agencja dodała do listy Hiszpanię.
Można sobie tylko wyobrazić jak kolosalne pieniądze wpadły po tych decyzjach agencji do kieszenie graczom, którzy obstawiali upadek Grecji i problemy innych krajów PIIGS. Rola agencji ratingowych od dawna była na cenzurowanym, a po tej decyzji powinna być badana jeszcze dokładniej. Jeśli pamięta się jak reagowały agencje na kryzys azjatycki (do ostatniej chwili nie reagowały), czy na ostatnią odsłonę kryzysu (do jego początku utrzymywały nierealne ratingi obligacji CDO) to można naprawdę zacząć się zastanawiać, do czego i komu są one potrzebne. Nic dziwnego, że w USA senacka komisja odkryła, że niektóre agencje współpracowały z bankami inwestycyjnymi dostając olbrzymie wynagrodzenie za ratingi, które ryzykowne aktywa czyniły bezpiecznymi.
Inny temat to rola rynku instrumentów pochodnych. Gracze wykorzystywali instrumenty (CDS), które teoretycznie chronią przed upadłością państw czy firm, a które doskonale są wykorzystywane do doprowadzenie do takiego upadku. Jeśli CDS szybko drożeją to inwestorzy wnioskują z tego, że rośnie prawdopodobieństwo upadku danego podmiotu. Klienci i dostarczyciele gotówki szybko ten podmiot opuszczają, a to w przyspieszonym tempie prowadzi do dalszego wzrostu ceny CDS. Tworzy się sprzężenie zwrotne z dużym wzmocnieniem. To musi doprowadzić do upadku. Tak jak doprowadziło do upadku Lehman Brothers i doprowadziłoby do upadku wielu innych, dużych banków, gdyby tej pętli sprzężenie zwrotnego nie przerwało uruchomienie przez Henry Paulsona, wtedy sekretarza skarbu USA, w październiku 2008 roku programu TARP. Prawdą jest, że Grecja w dużej mierze sama jest sobie winna, bo prowadziła kompletnie nieodpowiedzialną politykę. Jednak rynek CDS doprowadził błyskawicznie prawie do jej upadku. W ten sam sposób może doprowadzić do upadku prawie każde państwo/firmę, które ma chwilowe problemy.
Wszyscy pamiętamy rolę, jaką odegrały instrumenty pochodne (CDO i CDS) w szybkim rozkręceniu się pierwszej fazy kryzysu (lata 2007 - 2008). Tym razem swoją siłę pokazały w odniesieniu do państw. Rynek instrumentów pochodnych wymaga szybkiego uregulowania. Będą z tym jednak problemy. W poniedziałek 26 kwietnia Demokraci porozumieli się w Senacie co do zakresu regulacji rynku instrumentów pochodnych. We wtorek okazało się jednak, że Republikanie zablokowali prace toczone w Senacie nad reformą systemu finansowego. Demokraci mieli przewagę (57:41), ale trzeba mieć 60 głosów, żeby przeciwnik nie wprowadził zasady filibuster, która do nieskończoności przedłuża dyskusje nad ustawami. W ten sposób Republikanie (nie pierwszy raz) przysłużyli się sektorowi finansowemu, ale tylko w krótkim okresie. W długim brak regulacji doprowadzi do kolejnego kryzysu.
Wszyscy gracze/inwestorzy działający na rynkach finansowych wiedzę, że w tej fazie słowami nie uspokoi się trwale sytuacji. Trzeba przeciwdziałać warunkom do powstawiania paniki. Jeśli się już pojawi to trzeba gasić ją twardymi faktami. Można postawić pytanie: za co euro-politycy i ich doradcy (szczególnie doradcy) dostają duże pieniądze? Każdy inwestor giełdowy wie, że opanowanie paniki na rynku finansowym jest bardzo trudne. Lekarstwo jest tylko jedno: nie tworzyć sytuacji, które do paniki mogą doprowadzić. Czy naprawdę tak trudno to zrozumieć? Skoro jednak politycy nie rozumieją, że tylko szybkie reakcje uchronią rynki przed reakcją łańcuchową to sytuacja naprawdę jest poważna, a rozpoczęcie drugiej fazy kryzysu wcale nie jest wykluczone.
Niedługo sprawdzimy jak sytuacja się rozwinie. W Niemczech między 7 a 9 maja (daty w zależności od tego, czy mówi o tym Frank-Walter Steinmeier, przewodniczący opozycyjnej SPD, czy Wolfganga Schaeuble, minister finansów Niemiec) Bundestag i Bundesrat powinny zatwierdzić pakiet pomocy dla Grecji. 10 maja (lub nawet wcześnie) ma się odbyć nadzwyczajny szczyt UE poświęcony uruchomieniu pomocy dla Grecji. Do 19 maja Grecja musi wykupić obligacje o wartości 8,1 mld euro, a do końca roku około 30 mld euro. Grecji pomoc dostanie, mimo że nie chce się zgodzić na wszystkie warunki kredytodawców (np. nie chce obniżyć płac w budżetówce). Pytanie jest tylko jedno: czy przed udzieleniem tej pomocy rynki finansowe nie postawią kolejnego kraju w tej samej sytuacji, w której jest teraz Grecja? Jeśli postawią to rozpoczniemy nowy rozdział Kryzysu. Trzymajmy kciuki, żeby nie miały na tyle siły.
Zapraszam na zaprzyjaźniony ze mną portal: http://studioopinii.pl/
