
Na rynku ropy ewidentnie trwają obecnie rozgrywki polityczne. Wczoraj w USA prezydent Joe Biden zgodnie z oczekiwaniami poinformował o tym, że stopniowe uwalnianie rezerw ropy naftowej będzie trwało jeszcze do końca grudnia br. Wynika to głównie z faktu, że latem sprzedaż ropy z rezerw postępowała wolniej niż planowano, więc pewna nadwyżka może zostać sprzedana w grudniu (dotychczas zakładano, że sprzedaż zakończy się w listopadzie). Niemniej, administracja amerykańska ma także inny cel w przedłużonym procesie uwalniania rezerw ropy – korzystny wynik w wyborach mid-term do Kongresu 8 listopada. A to łatwiej będzie osiągnąć przy założeniu niższych cen paliw, korzystniejszych dla konsumentów.

Z kolei relacje na linii USA-OPEC są obecnie napięte, także za sprawą skomplikowanych relacji obu stron z Rosją. Kraje G7 pracują obecnie nad planem ustanowienia górnej granicy dla cen ropy naftowej z Rosji – został on zatwierdzony jeszcze we wrześniu, ale obecnie wymaga dopracowania prawnego. To wywołało w OPEC obawę o taki sam ruch skierowany w kierunku kartelu. Według niektórych spekulacji, to właśnie te plany G7 w dużym stopniu przyczyniły się do decyzji OPEC+ o cięciu produkcji ropy. Niemniej, wczoraj USA zapewniły OPEC, że takich planów nie ma, co ma na celu załagodzenie napięć politycznych.
Nie zmienia to faktu, że polityka rządzi obecnie cenami ropy naftowej. W poprzednim tygodniu Międzynarodowa Agencja Energetyczna oceniła, że ruch OPEC+ przyspieszy drogę globalnej gospodarki w kierunku recesji. Jest w tym wiele racji, bowiem wysokie ceny surowców energetycznych (wywołane mimo wszystko głównie wojną wywołaną przez Rosję) utrudniają funkcjonowanie zarówno przedsiębiorstwom, jak i konsumentom.
