i słuchaj tego oraz wielu innych artykułów w pb.pl
Siódmy prezydencki szczyt Trójmorza, który 20-21 czerwca gości Ryga, z oczywistych powodów przebiega w atmosferze zupełnie innej, niż sześć poprzednich.
Po napadzie Rosji na Ukrainę pierwotna agenda została skorygowana, ponieważ w obliczu wojny tuż przy granicy obszaru Trójmorza wszystkie plany muszą jej konsekwencje uwzględniać. Przypomnę, że polityczno-inwestycyjna inicjatywa zintegrowania zlewni trzech mórz – Bałtyckiego, Czarnego i Adriatyckiego – zawiązana została w 2016 r. na szczycie w Dubrowniku, zaś na kolejnym warszawskim w 2017 r. wsparł ją nawet prezydent Donald Trump. Rozpięcie infrastrukturalnego pomostu nad sporą połacią Europy wymyślili wybrani w 2015 r. prezydenci Andrzej Duda i Kolinda Grabar-Kitarović z Chorwacji. W 2020 r. podpora chorwacka przegrała jednak reelekcję, jej socjaldemokratyczny następca Zoran Milanović (niegdyś premier) nie tylko nie czuje się współpatronem, lecz wyraża się o Trójmorzu bardzo krytycznie. Dlatego Chorwację obecnie reprezentuje chadecko-konserwatywny premier Andrej Plenković, co decyzyjnie wychodzi nawet… korzystniej.
Artykuł dostępny dla subskrybentów i zarejestrowanych użytkowników
REJESTRACJA
SUBSKRYBUJ PB
Zyskaj wiedzę, oszczędź czas
Informacja jest na wagę złota. Piszemy tylko o biznesie
Poznaj „PB”
79 zł5 zł/ miesiąc
przez pierwsze dwa miesiące później cena wynosi 79 zł miesięcznie
Cały artykuł mogą przeczytać tylko nasi subskrybenci.Tylko teraz dostęp w promocyjnej cenie.
przez pierwsze dwa miesiące później cena wynosi 79 zł miesięcznie
Od jakiegoś czasu nie masz pełnego dostępu do publikowanych treści na pb.pl. Nie może Cię ominąć żaden kolejny news.Wróć do świata biznesu i czytaj „PB” już dzisiaj.
i słuchaj tego oraz wielu innych artykułów w pb.pl
Siódmy prezydencki szczyt Trójmorza, który 20-21 czerwca gości Ryga, z oczywistych powodów przebiega w atmosferze zupełnie innej, niż sześć poprzednich.
Po napadzie Rosji na Ukrainę pierwotna agenda została skorygowana, ponieważ w obliczu wojny tuż przy granicy obszaru Trójmorza wszystkie plany muszą jej konsekwencje uwzględniać. Przypomnę, że polityczno-inwestycyjna inicjatywa zintegrowania zlewni trzech mórz – Bałtyckiego, Czarnego i Adriatyckiego – zawiązana została w 2016 r. na szczycie w Dubrowniku, zaś na kolejnym warszawskim w 2017 r. wsparł ją nawet prezydent Donald Trump. Rozpięcie infrastrukturalnego pomostu nad sporą połacią Europy wymyślili wybrani w 2015 r. prezydenci Andrzej Duda i Kolinda Grabar-Kitarović z Chorwacji. W 2020 r. podpora chorwacka przegrała jednak reelekcję, jej socjaldemokratyczny następca Zoran Milanović (niegdyś premier) nie tylko nie czuje się współpatronem, lecz wyraża się o Trójmorzu bardzo krytycznie. Dlatego Chorwację obecnie reprezentuje chadecko-konserwatywny premier Andrej Plenković, co decyzyjnie wychodzi nawet… korzystniej.
Fundamentalnym założeniem Trójmorza od początku było objęcie tą inicjatywą tylko państw Unii Europejskiej. Chodziło nie tylko o czytelność polityczną, lecz jeszcze bardziej – o transparentność finansową w odniesieniu do programu inwestycyjnego. Inicjatywa zrzesza 12 unijnych państw naszego regionu: czwórkę wyszehradzką (Polskę, Czechy, Słowację, Węgry), trójkę bałtycką (Litwę, Łotwę, Estonię), czwórkę bałkańską (Słowenię, Chorwację, Rumunię, Bułgarię) oraz alpejską Austrię. Dlatego Ukraina oraz Mołdawia dotychczas w ogóle nie były na Trójmorze zapraszane. Po wybuchu wojny sytuacja jednak radykalnie się zmieniła. Zarówno napadnięta Ukraina, jak też realnie zagrożona Mołdawia najprawdopodobniej na szczycie Rady Europejskiej (RE) 23-24 czerwca zmienią wreszcie status z państw jedynie stowarzyszonych z UE na oficjalnych kandydatów.
Niesformalizowane Trójmorze nie opiera się na żadnym traktacie, wyłącznie na politycznym porozumieniu udziałowców. Wydawałoby się zatem, że szczyt w Rydze to idealna wręcz okazja do jednomyślnego przyjęcia Ukrainy, a przy okazji i Mołdawii. Postulat „Niechby Trójmorze przyłączyło Ukrainę” zawarłem w tytule komentarza po niedawnym forum w Davos. Taki symbol miałby gigantyczne znaczenie polityczne, zwłaszcza że uprzedziłby o trzy dni spodziewaną w czwartek jednomyślną (inna nie wchodzi w grę) decyzję szczytu RE. Oczywiście skomplikowałoby to rozliczanie inwestycji infrastrukturalnych Trójmorza, ponieważ budżet UE nie może finansować niczego w państwach nieczłonkowskich. Ale przecież kandydaci standardowo obejmowani są funduszami przedakcesyjnymi, zatem wystarczałoby księgowe rozgraniczenie dwóch unijnych źródeł.
Tym bardziej zdumiewa, że prezydenci Trójmorza – zamiast wykonać prosty, przyjacielski krok – poszli ścieżką pokrętną. Specjalnie dla Ukrainy stworzona została ad hoc całkiem nowa kategoria tzw. partnerstwa uczestniczącego, czyli formuła jeszcze inna, niż tzw. partnerstwo strategiczne z Niemcami, USA czy Japonią. Notabene Mołdawia została w Rydze całkiem pominięta, może co najwyżej ustawić się w kolejce, podobnie jak Gruzja czy np. Bośnia i Hercegowina. Przemawiając do uczestników szczytu z ekranu prezydent Wołodymyr Zełenski powiedział: „Powinniśmy być uczestnikiem Trójmorza. Nie powinno być tak, że nasze państwo pozostaje poza granicami tej inicjatywy. Znajdźmy format, w którym moglibyśmy do niej dołączyć”. Raczej nie chodziło mu o przyjacielską protezę.
Spośród uczestników szczytu w Rydze tylko dwóch prezydentów – litewski Gitanas Nausėda i rumuński Klaus Iohannis – będzie uczestniczyło w posiedzeniu Rady Europejskiej, pozostałe państwa reprezentują premierzy.