Polscy e-handlowcy są mało wiarygodni

Kamil Kosiński
opublikowano: 2000-12-11 00:00

Polscy e-handlowcy są mało wiarygodni

Polskie sklepy internetowe nie dotrzymują terminów dostaw towarów, wypierają się jakiejkolwiek odpowiedzialności za ich jakość oraz w tajemnicy umieszczają w komputerach odwiedzających szpiegowskie pliki cookie. Taki obraz polskiego handlu internetowego wyłania się z raportu Federacji Konsumentów.

Od czerwca do października 2000 roku Federacja Konsumentów prowadziła badania polskich sklepów internetowych. Były one wzorowane na projekcie Consumers International zrealizowanym w 1999 roku w Unii Europejskiej.

— Program Consumers International zakładał zakup jeansów. W Polsce nie jest to łatwe zadanie. Po dwóch dniach bezskutecznych poszukiwań jeansów zdecydowaliśmy się na buty. Po kolejnym dniu udało się nam znaleźć właściwą stronę, jednak wybór nie był duży. Wobec faktu, że nasze biuro mieści się w centrum Warszawy, zakupy internetowe ubrań nie mają większego sensu — podkreśla w raporcie Monika Kosińska z Federacji Konsumentów.

Według federacji nikt niepowołany nie przechwycił danych z wykorzystywanej w transakcjach karty kredytowej. Pojawił się za to inny problem.

Kłopotliwe karty

— Pieniądze z karty kredytowej pobierano od razu, natomiast rachunek za zakupiony towar dostarczano nam w najlepszym razie wraz z produktem, czyli często po kilku dniach. Jeden ze sklepów przysłał rachunek dopiero po miesiącu. Zgodnie z regulaminem sklepu uniemożliwiało to reklamację towaru — twierdzi Monika Kosińska.

Przynajmniej niektóre sklepy oferujące możliwość zapłaty kartą nie chcą przy tym ponosić żadnych kosztów takich transakcji.

— W regulaminie jednego ze sklepów znaleźliśmy zapis o tym, że w przypadku takich transakcji firma pobiera dodatkową opłatę wysokości 3-4 proc. wartości towaru, jako koszty operacji kartą — dodaje Monika Kosińska.

Czekanie na niespodziankę

Wszystkie sprawdzane sklepy umieszczały w komputerach klientów tzw. cookie, czyli pliki umożliwiające identyfikację internauty przy następnym połączeniu. Jednak tylko jeden sklep informował o tym użytkowników, którzy tak naprawdę najczęściej skazani są na kupowanie kota w worku.

— Ani razu nie zdarzyło się, aby sklep internetowy dotrzymał terminu dostawy podanego w regulaminie — zaznacza Monika Kosińska.

Wygląda przy tym na to, że przedstawiciele niektórych e-sklepów uważają, iż klienci w momencie składania zamówienia nie powinni wiedzieć, ile przyjdzie im zapłacić za dostarczony towar. Autentyczny cytat z regulaminu jednego ze sklepów internetowych brzmi bowiem tak: „cennik nie stanowi oferty handlowej w rozumieniu prawa”.