Polska i Ameryka Płd.: rynki OFE są podobne

Katarzyna Ostrowska
opublikowano: 2000-10-23 00:00

Polska i Ameryka Płd.: rynki OFE są podobne

Składki regularnie będzie płacić 55-60 proc. klientów

STANDARDY ŚWIATOWE: Wszędzie na świecie urzędy nadzoru nad funduszami emerytalnymi dbały o to, aby konsolidacja przebiegała zgodnie z prawem. Nigdzie nie próbowały ingerować, zmieniając warunki gry — mówi Marek Mazur, ekspert i współtwórca reformy emerytalnej. fot.MP

Drugi filar polskiego systemu emerytalnego jest bardzo zbliżony do istniejącego w krajach Ameryki Południowej — uważa Marek Mazur, ekspert i współtwórca reformy emerytalnej. Na polski rynek nie powinno się jednak automatycznie przenosić południowoamerykańskiej metody wyceny wartości funduszy.

Polski rynek funduszy emerytalnych nie jest rynkiem specyficznym — twierdzi Marek Mazur. Można znaleźć w nim wiele odniesień do rynków Ameryki Południowej. Przede wszystkim podobna jest struktura rynku. Zarówno w Polsce, jak i w Ameryce Południowej działają 3-4 duże fundusze, kilka średnich, resztę stanowią małe firmy. Podobna jest rola aktywnej sprzedaży. Polską specyfiką jest to, że prym na rynku wiodą te PTE, których głównymi akcjonariuszami są firmy ubezpieczeniowe (tylko na Węgrzech jest podobnie). W innych krajach były to głównie banki.

Fuzje wewnętrzne

Proces konsolidacji rynku emerytalnego przebiega w różnych krajach podobnie. Z reguły małe fundusze są przejmowane przez duże. Konsolidacje są też konsekwencją połączeń strategicznych, wejścia firm z zewnątrz lub sprzedaży.

— Jeśli chodzi o konsolidację, wyjątkowy jest rynek chilijski. Reforma została wprowadzona w 1981 r. Pierwsze połączenia rozpoczęły się w drugiej połowie lat 80. Na początku lat 90. na już ukształtowany rynek zaczęły wchodzić firmy do tej pory nieobecne. Efektem była agresywna walka o klienta, za jednego członka płacono nawet 1000 USD. Taka sytuacja panowała przez kilka lat. W końcu zareagował tamtejszy system nadzoru, wprowadzając ograniczenia, które spowodowały, że nowe firmy odpadły z gry. Jedynym znanym przypadkiem sukcesu firmy, która nie działała na rynku, a dopiero po latach zainwestowała w fundusze, jest hiszpański bank Santander. Utrzymał się na rynku nie tylko w Chile, ale także w Argentynie i Meksyku — mówi Marek Mazur.

Jego zdaniem, biorąc te doświadczenia pod uwagę, firmy z zewnątrz powinny bardzo starannie rozważyć uczestnictwo w konsolidacji w Polsce. Cena, jaką zapłacą za to przejęcie, będzie wysoka, a zwrot zainwestowanych pieniędzy trwać będzie długo.

Brak przełożeń

Cena za klienta w Ameryce Płd. — oprócz szczególnego okresu w Chile — wahała się od 180 do 500 USD i była ściśle związana z wysokością składki oraz regularnością jej wpływu. Tak powinno być również w Polsce. Zdaniem Marka Mazura, cen południowoamerykańskich nie powinno się jednak automatycznie przenosić na polski rynek, istnieje bowiem wiele rozbieżności. W Ameryce Południowej różnice między najwyższą a najniższą składką są ogromne — sięgają 2-2,5-krotności. W Polsce jest to 50 proc. W Ameryce Płd. dużo wyższe są jednak prowizje i przejęcie członka daje inne wpływy.

— W Polsce prowizja od wpłacanej do funduszu składki jest znacznie niższa, a koszty funkcjonowania zbliżone. Zatem porównanie warunków południowoamerykańskich z polskimi jest bardzo utrudnione. Poza tym w Ameryce Południowej, poza Meksykiem, nie jest pobierana opłata za zarządzanie aktywami. W związku z tym porównanie cen płaconych za członka funduszu jest trudne — mówi Marek Mazur.

Czas konsolidacji

Podobnie jak w Chile, Meksyku czy Argentynie, także w Polsce liczba klientów regularnie płacących składki wyniesie prawdopodobnie 55-60 proc.

— Nasz II filar obejmuje bardzo dużą liczbę osób. Wiele z nich z różnych przyczyn — bezrobocie, prace sezonowe, urlopy macierzyńskie, praca na własny rachunek — nie płaci składek. W efekcie współczynnik płacących składki będzie niski — uważa Marek Mazur.

W niektórych krajach konsolidacja zaczynała się 1,5 roku po ruszeniu systemu. W Polsce są już warunki ekonomiczne i prawne, aby ją rozpocząć. Tymczasem nasz urząd nadzoru zamiast czuwać nad fuzjami stara się do nich nie dopuścić, szczególnie wśród średnich funduszy.