W biznesie jak w życiu — co jednego kręci, drugiemu może być obojętne. Tak wyglądają też rozmowy wokół budowy nowego połączenia gazowego, które w przyszłości ma połączyć Norwegię z Danią, a dalej Danię z Polską (to połączenie nosi nazwę Baltic Pipe). Najbardziej zależy na nim Polsce, najmniej — Norwegii.

— Bazując na ostatnich prognozach dotyczących produkcji gazu, nie widzimy w tej chwili zapotrzebowania na zwiększone moce przesyłowe. Rozumiemy jednak, że import norweskiego gazu może być atrakcyjny — odpowiedziała nam Lisbet Kallevik, odpowiedzialna za komunikację w Gassco, który jest norweskim operatorem systemu przesyłowego.
Norweski know-how
— Gassco mówi: „chcecie rury, to budujcie” — tak interpretuje odpowiedź Norwegów polski menedżer, zbliżony do PGNiG. Menedżer przekonuje, że w rozmowach z PGNiG Norwegowie prezentują zrozumienie dla polskich potrzeb. Skoro PGNiG ma w Norwegii 18 koncesji, na których prowadzi wydobycie, to ma prawo decydować, jak i gdzie ten surowiec dostarczy.
— Norwegowie po prostu pomogą nam i Danii to połączenie zaprojektować. To życzliwe zielone światło, bez ponadstandardowych warunków — tłumaczy przepytywany przez nas menedżer. Takie wnioski płyną też z odpowiedzi Gassco. Zapytaliśmy norweskiego operatora, jak widzi swoją rolę w projekcie łączenia złóż norweskich z Danią i, dalej, z Polską. Wychodzi, że Gassco oferuje know-how i nic więcej. — Współpracowaliśmy z Gaz-Systemem [polski operator gazowy — red.] i Energinet [duński operator — red.] przy przygotowaniu wstępnego studium wykonalności. Studium jest finansowane przez Gaz-System i Energinet — mówi Lisbet Kallevik.
Duńskie zainteresowanie
Większą motywację widać po stronie duńskiej. Wczoraj z wizytą w Warszawie był Lars Lokke Rasmussen, premier Danii. Spotkał się z Polską premier Beatą Szydło, i — jak chętnie podkreślała premier— rozmawiano o „strategicznej dla Polski inwestycji Baltic Pipe”. — Z satysfakcją odnotowuję, że jest zrozumienie dla realizacji tej inwestycji — podkreślała, cytowana przez PAP, Beata Szydło. Szef duńskiego rządu w swoim przemówieniu uwagę poświęcił raczej relacjom handlowym i inwestycjom duńskim w Polsce. Wspomniał też o energii.
— Ustaliliśmy wspólną deklarację dotyczącą tego, jak nasze stosunki bilateralne mogą przyczynić się do budowania wspólnego rynku energii w UE — dodał Lars Lokke Rasmussen. Dla Danii Baltic Pipe ma duże znaczenie, bo jej własne złoża gazu nie są bez dna. Ostatnio koncern Maersk Oil ogłosił, że przygotowuje rozwiązania, które miałyby podtrzymać żywotność złóż przy duńskim wybrzeżu. Gazową alternatywą dla Danii są głównie dostawy z Niemiec. I to właśnie zbliża ten kraj do Polski. Według naszych rozmówców, zbliżonych do PGNiG, Duńczycy nie chcą być uzależnieni od tylko jednego połączenia, a na dodatek od wielkiego sąsiada. Dlatego polska koncepcja nowego połączenia gazowego z Norwegią budzi ich zainteresowanie. Prawdziwą siłę ich motywacji poznamy jednak dopiero z końcem tego roku. Do tego czasu ma powstać studium wykonalności dla Baltic Pipe, przy którym pracują już ludzie z Gaz-Systemu, Energinet wraz z doradcami (Ramboll i E&Y). Ten dokument, w połączeniu z przedwstępnym studium, przygotowanym przez Gassco dla połączenia Norwegia-Dania, będzie podstawą do podjęcia decyzji. Energinet nie odpowiedziało na nasze pytania dotyczące współpracy z Polską.
Polska determinacja
Na tym tle wyróżniają się motywacje strony polskiej, która poza czynnikami ekonomicznymi zamierza też brać pod uwagę czynniki polityczne, związane z bezpieczeństwem energetycznym.
— Dzięki tej inwestycji bezpieczeństwo energetyczne Polski będzie dużo większe — podkreślała wczoraj premier Beata Szydło. Dla Polski, która kupuje ok. 10 mld m sześc. rocznie gazu z Rosji (krajowe zapotrzebowanie to ponad 16 mld m sześc.), uniezależnienie się od głównego dostawcy jest priorytetem. W książce „Energia i niepodległość” pisze o tym Piotr Naimski, pełnomocnik rządu ds. infrastruktury energetycznej i jednocześnie energetyczny strateg rządzącej partii Prawo i Sprawiedliwość. Barierą dla polskiej niezależności gazowej był dotychczas brak infrastruktury — jedyne duże gazowe połączenie, czyli gazociąg jamalski, łączy Polskę ze Wschodem. Sytuację zmieni dopiero komercyjne uruchomienie terminalu LNG w Świnoujściu, zaplanowane na lato. Skroplony gaz będzie mógł przypływać statkami z dowolnego kierunku. Rura z Polski przez Danię do Norwegii byłaby kolejną inwestycją uniezależniającą Polskę od gazu z Rosji. Mało się na razie mówi o kosztach inwestycji w nowe gazociągi, bo zostaną oszacowane dopiero w studiach wykonalności. Koszty Baltic Pipe szacowano dotychczas na ok. 200 mln EUR, ale projekt może liczyć na dofinansowanie z pieniędzy unijnych. Piotr Naimski przekonuje w swojej książce, że za bezpieczeństwo energetyczne warto płacić. Okaże się, czy Duńczycy podzielają ten pogląd.
Do projektu Baltic Pipe polskie władze podchodzą już po raz trzeci. Po raz pierwszy — w czasach rządu Jerzego Buzka (1997-2001), po raz drugi — w czasach rządu Kazimierza Marcinkiewicz i jego następcy Jarosława Kaczyńskiego (2005-07). Teraz mamy trzecią próbę. Za każdym razem w projekt zaangażowany był Piotr Naimski, dziś pełnomocnik rządu ds. infrastruktury energetycznej, a także Piotr Woźniak, który dziś jest prezesem PGNiG. Na razie szacuje się, że Baltic Pipe będzie miał 7 mld m sześc. przepustowości. Przedstawiciele PGNiG sygnalizowali dotychczas, że budowa może ruszyć w 2020 r. i zakończyć się przed końcem 2022 r. To ważne, bo wtedy kończy się długoletni kontrakt PGNiG z rosyjskim Gazpromem, w ramach którego polska firma musi kupować określoną ilość gazu ze Wschodu.