Polski biznes powinien bacznie obserwować polityczną zmianę w Rumunii

Marek Chądzyński
opublikowano: 2024-11-25 20:00

Zaskakujący wynik pierwszej tury wyborów prezydenckich w Rumunii to nie tylko polityczna ciekawostka. Dla ponad 1700 polskich firm obecnych na tamtym rynku to również ważna informacja biznesowa.

Z tego tekstu dowiesz się:

  • ile pieniędzy zainwestowały polskie firmy na rumuńskim rynku
  • czy wynik pierwszej tury wyborów prezydenckich w Rumunii powinien niepokoić polski biznes
  • dlaczego pierwszą turę wygrał polityk, który w sondażach miał zaledwie kilka procent poparcia
Posłuchaj
Speaker icon
Zostań subskrybentem
i słuchaj tego oraz wielu innych artykułów w pb.pl
Subskrypcja

Najlepszy wynik w pierwszej turze wyborów prezydenckich w Rumunii uzyskał Calin Georgescu, polityk o prorosyjskich sympatiach i krytyk NATO. Dostał niemal 23 proc. głosów. To duże zaskoczenie, bo przed wyborami sondaże dawały mu ledwie kilka procent poparcia.

Calin Georgescu zmierzy się teraz w drugiej turze z centroprawicową polityczką Eleną Lasconi, która reprezentuje proeuropejski nurt rumuńskiej polityki. Głosowanie, które odbędzie się 8 grudnia, będzie bacznie obserwowane na Zachodzie, bo i kontekst tych wyborów jest niezmiernie istotny. Rumunia graniczy z Ukrainą, jest więc, jak Polska, krajem przyfrontowym.

Polski biznes w Rumunii

Dla Polski wybory będą istotne również z innego powodu. Nasz biznes jest obficie reprezentowany na rumuńskim rynku. Według danych Polsko-Rumuńskiej Bilateralnej Izby Handlowo-Przemysłowej w Rumuni obecnie działa 1726 firm z polskim kapitałem. Szacuje się, że przedsiębiorstwa znad Wisły zainwestowały tam 410 mln EUR, a szczególnie dobrze radzi sobie polski sektor handlu detalicznego. Pokazuje to duża liczba krajowych marek, jak CCC, marki z grupy LPP (Reserved, Mohito, itp.), Żabka otwierająca od tego roku w Rumunii sklepy pod szyldem Froo, Wittchen, Coccodrillo czy Martes Sport.

Lista polskich firm inwestujących w Rumunii jest jednak znacznie dłuższa i obejmuje takie przedsiębiorstwa jak m.in. Maspex, Atlas, PKO Bank Polski, BLIK, Polenergia, Elemental Holding, Scallier Group, ZUE, Profix, InterCars, PESA Bydgoszcz, Selena, JNT Group, Grupa Raben czy Tuplex.

- Jeśli chodzi o perspektywy rozwoju i możliwości inwestycyjne dla polskich firm, to z pewnością branża rolno-spożywcza i budowlana mogą z powodzeniem szukać szans w Rumunii – mówi Adam Sobieszkoda, dyrektor izby.

Żółta kartka dla mainstreamu

Kamil Całus, ekspert Ośrodka Studiów Wschodnich (OSW), tłumaczy, skąd tak zaskakujący wynik rumuńskich wyborów. Jak mówi, tak duże poparcie dla Calina Georgescu wynika przede wszystkim ze zmęczenia elektoratu dotychczasowym politycznym mainstreamem. Rumunia przez ostatnie 30 lat była rządzona praktycznie bez przerwy przez układ polityczny złożony z dwóch środowisk.

- Z jednej strony była partia socjaldemokratyczna, czyli postkomuniści rumuńscy wywodzący się w prostej linii z partii komunistycznej sprzed 1989 r. Z drugiej strony były środowiska centroprawicowe, reprezentowane głównie przez Partię Narodowo-Liberalną PNL. Te partie rządziły krajem na zmianę, czasem w koalicji – mówi Kamil Całus.

Według eksperta OSW ewentualne zwycięstwo Calina Georgescu w drugiej turze nie musi co prawda oznaczać skrętu Rumunii w kierunku Rosji, ale faktem jest, że w Rumunii coraz mocniej przebija się „narracja narodowo-godnościowo-suwerenistyczna” o potrzebie doceniania rumuńskiej tradycji, kultury i konieczności wzmocnienia pozycju kraju na arenie międzynarodowej.

Coraz więcej Rumunów uważa, że ich kraj nie jest odpowiednio reprezentowany i powinien zajmować lepszą pozycję niż obecnie. Zaś biorąc pod uwagę swój rozmiar i rosnącą pozycję gospodarczą, Rumunia powinna być bardziej wpływowa na arenie międzynarodowej i unijnej.

- Rumuni nie mieli poczucia, że którakolwiek z dotychczas rządzących partii to realizuje. W związku z tym zaczęli zwracać się ku ugrupowaniom prawicowym, radykalnie prawicowym i eurosceptycznym, które mówią o Rumunii jako państwie dumnym, niezależnym, z tradycjami wartymi kultywowania – mówi Kamil Całus.

Czy polski kapitał jest zagrożony?

Ekspert zwraca uwagę, że partie radykalnie prawicowe i eurosceptyczne często podnoszą argument zbyt dużej obecności kapitału zagranicznego, przede wszystkim zachodniego, w Rumunii.

- Panuje przekonanie, że zachodnie firmy nie płacą podatków tak, jak powinny, prowadzą gospodarkę rabunkową i odpowiadają za niszczenie środowiska naturalnego. Istnieje poczucie, że zachodni kapitał w Rumunii przynosi więcej problemów niż korzyści, uderza w przyrodę rumuńską i stanowi nieuczciwą konkurencję dla rodzimych firm - wymienia Kamil Całus.

Czy to oznacza, że polski biznes w Rumunii ma powody do obaw? Tu Kamil Całus uspokaja: jest za wcześnie, żeby stawiać takie tezy, szczególnie w kontekście wyborów prezydenckich, bo prezydent w Rumunii nie ma kompetencji i mocy, by wpływać na kwestie polityki handlowej. Musiałby się zmienić rząd na radykalnie prawicowy i izolacjonistyczny, czego ekspert na razie nie zakłada. Póki co w retoryce politycznej dominują hasła protekcjonistyczne, a nie izolacjonistyczne.

- Mimo ewentualnego skrętu w prawo, Rumunia pozostanie krajem otwartym dla inwestorów. Przyciąganie inwestycji jest dla tego kraju nadal ważne z punktu widzenia rozwojowego. Nie sądzę, żeby to się miało zmienić mimo haseł pojawiających się w przestrzeni publicznej – mówi Kamil Całus.

Jego zdaniem mało prawdopodobne jest też, by władza w ciągu najbliższych lat w pełni przeszła w ręce ugrupowania o profilu jednoznacznie prawicowym.

- Być może dojdzie do pewnej korekty polityki gospodarczej, ale nie w kierunku ograniczającym dostęp firm zagranicznych, szczególnie z Unii Europejskiej, do rynku rumuńskiego - konkluduje ekspert OSW.