Polski boom gospodarczy

Mirosław KonkelMirosław Konkel
opublikowano: 2023-11-10 17:23

Polska przeżywa swój złoty wiek, będąc liderem wzrostu gospodarczego w Europie. To głównie zasługa przedsiębiorców, którzy pełni ambicji i innowacyjności zdobywają międzynarodowe rynki – mówi prof. Marcin Piątkowski z Akademii Leona Koźmińskiego w Warszawie.

Przeczytaj wywiad i dowiedz się:

  • co sprawiło, że Polska jest europejskim liderem wzrostu
  • jak zapełnić lukę w demografii i na rynku pracy
  • dlaczego polexit byłby dla zły dla polskiego rozwoju
Posłuchaj
Speaker icon
Zostań subskrybentem
i słuchaj tego oraz wielu innych artykułów w pb.pl
Subskrypcja

PB: Czy mają rację Brytyjczycy, bijąc na alarm, że Polska już niedługo dogoni ich w rozwoju gospodarczym i PKB?

Prof. Marcin Piątkowski: Brytyjczycy jeszcze przez jakiś czas nie muszą się zbytnio obawiać konkurencji Polski, natomiast Hiszpanie, Włosi i Japończycy powinni być bardziej czujni. Jeśli utrzymamy dotychczasowe tempo wzrostu PKB, możemy osiągnąć ich poziom dochodu z uwzględnieniem siły nabywczej do końca dekady. To będzie historyczny przełom, bo jeszcze w 1990 r. zarobki przeciętnego Włocha były prawie trzy razy wyższe od zarobków przeciętnego Polaka.

I nigdzie w Europie poziom życia nie rósł tak szybko w ostatnich trzech dekadach jak w Polsce?

Rzeczywiście, po 1989 r. zwiększyliśmy nasz dochód narodowy na mieszkańca o ponad trzy razy, najwięcej w Europie.

Co przyczyniło się do tego, że Polska stała się europejskim liderem wzrostu?

Jednym z kluczowych czynników naszego historycznie bezprecedensowego sukcesu po roku 1989 był odziedziczony po PRL inkluzywny i egalitarny system społeczny. Dał on, co do zasady, możliwość rozwinięcia skrzydeł wszystkim Polakom. Ważny był też konsensus społeczny co do konieczności „powrotu do Europy” i pełnej integracji z Zachodem, co znacząco odróżniało Polskę od innych krajów wschodnich. Ważne również było otwarcie się Zachodu na nas, szczególnie zaś umożliwienie Polsce wstąpienia do Unii Europejskiej. Bez tego naszego sukcesu by nie było.

Skoro mowa o początku transformacji ustrojowej, nie można pominąć reformy Balcerowicza. Jak ją pan ocenia?

Moje spojrzenie jest zniuansowane. Reformy w dużym stopniu wymusiła sytuacja gospodarcza Polski. Część programu stabilizacyjnego była konieczna, ale krytyka dotyczy głównie zbyt szokowego podejścia i niedostatecznego budowania instytucji oraz wsparcia dla społeczeństwa, a zwłaszcza tych grup, które najbardziej ucierpiały na transformacji.

Drogę do gospodarki wolnorynkowej utorował nie tylko plan Balcerowicza, lecz także słynna ustawa Wilczka z końca 1989 r., która promując zasady „co nie jest zakazane, jest dozwolone” oraz „pozwólcie działać”, zainicjowała rozwój polskiej przedsiębiorczości.

Tak, ale warto pamiętać, że była to przedsiębiorczość na bardzo podstawowym poziomie, symbolizowana przez bazary, na których z łóżek polowych i tzw. szczęk można było kupić niemal wszystko. „Dziki Zachód” z początku lat 90. potrzebował uporządkowania i ucywilizowania w kolejnych latach transformacji. Ale jedno nie ulega kwestii: ta ustawa otworzyła milionom Polaków drzwi do świata biznesu i odegrała kluczową rolę w kształtowaniu przekonania, że Polacy są gotowi na kapitalizm i mogą skutecznie funkcjonować w ramach gospodarki rynkowej.

Lektura menedżera
Złoty wiek
Jak Polska została europejskim liderem wzrostu i jaka czeka ją przyszłość
Marcin Piątkowski
Złoty wiek

Dlaczego niektóre kraje są bogate, a inne biedne? Dlaczego jedne potrafią wydobyć się z gospodarczego zacofania, a inne tkwią w biedzie?

Autor udziela odpowiedzi na te pytania na przykładzie Polski i jej bezprecedensowego sukcesu gospodarczego po 1989 roku, kiedy osiągnęliśmy najszybsze tempo wzrostu w Europie i jedno z najszybszych na świecie. Dzięki temu w ciągu życia zaledwie jednego pokolenia Polska dołączyła do wąskiej grupy krajów o wysokim poziomie dochodów i wkroczyła w swój gospodarczy złoty wiek. Prof. Marcin Piątkowski analizuje przyczyny wcześniejszego wielowiekowego zacofania państwa i podkreśla kluczową rolę inkluzywnych instytucji, kultury, idei i indywidualności jako źródeł polskiego sukcesu. Ponadto wskazuje na zagrożenia dla dalszego rozwoju i proponuje nowy model wzrostu, który pozwoliłby Polsce po raz pierwszy w historii dogonić Zachód.

Czy rządy różnych partii po 1989 r. stworzyły korzystne warunki dla rozwoju gospodarczego Polski?

Każdemu rządowi można coś zarzucić, jeśli chodzi o wpływ na gospodarkę, ale ogólny bilans jest zdecydowanie dodatni. Bez względu na poglądy polityczne wszystkie ekipy u władzy po transformacji ustrojowej przyczyniły się do naszego rozwoju. Oczywiście zawsze można by osiągnąć więcej, ale spoglądając na o wiele gorsze wyniki naszych sąsiadów — np. Węgrzy tylko podwoili swoje PKB na mieszkańca, a my je potroiliśmy — mamy prawo do odczuwania satysfakcji.

Czy gospodarce i biznesowi pomagał także rząd PiS, który wielu przedsiębiorcom kojarzy się z nadmiarem biurokracji, kontroli, podatków i przepisów?

Nie brakuje negatywnych opinii, często słusznych. Nie zmienia to jednak faktu, że polska gospodarka po roku 2015 rozwijała się szybciej niż inne i pozostała europejskim liderem wzrostu. Również po pandemii: najnowsze dane o wzroście PKB na koniec III kw. pokazują, że od końca 2019 r. polska gospodarka rozwinęła się najszybciej w Europie, z wyjątkiem Chorwacji. W tym samym czasie np. czeska gospodarka się skurczyła.

Często słyszałem narzekania, że rząd Morawieckiego, zamiast sprzyjać polskiemu sektorowi MŚP, wspiera międzynarodowe koncerny. Jak na dłoni widać to w małych miejscowościach, gdzie lokalne sklepy upadają pod naporem dużych sieci handlowych.

To złożona kwestia. Z jednej strony małe sklepy tracą w stosunku do sieci handlowych już od początku transformacji. Z drugiej strony rząd PiS podejmował działania wspierające MŚP, obniżając CIT, wprowadzając tarcze antykryzysowe w czasie pandemii czy hamując wzrost cen energii. Zgoda jednak co tego, że wsparcie dla międzynarodowych koncernów często utrudnia polskim firmom konkurowanie z nimi.

A może polskie firmy radzą sobie tak dobrze nie dzięki, ale pomimo tzw. elit politycznych?

Do tanga trzeba dwojga. Doceniając inicjatywę, zaradność i skuteczność polskich przedsiębiorców, nie można ignorować roli, jaką odgrywa infrastruktura, edukacja, ochrona zdrowia oraz stabilność makroekonomiczna, które zapewnia państwo. Dodajmy jeszcze przynależność do UE, otwarte granice, dostęp do unijnego rynku. Warunki, w jakich działają firmy, nigdy nie są całkowicie niezależne od otoczenia politycznego i gospodarczego.

Niektórzy ludzie sukcesu mówią, że nie otrzymali żadnej pomocy i zawdzięczają wszystko sobie.

Nic bardziej mylnego. Często się zapomina, że takie aspekty jak kraj urodzenia, płeć czy majątek rodziców mają znaczący wpływ na nasze życie zawodowe. Wyniki globalnych badań wskazują, że około dwie trzecie naszych zarobków w życiu zależy od kraju, w którym przyszliśmy na świat. Gdy ktoś się urodził w Ameryce lub Polsce — szczególnie zaraz przed upadkiem PRL— miał wielkie szczęście, w przeciwieństwie do urodzonych np. w Tanzanii czy Pakistanie, których szanse na sukces były i są marne. Nie ma więc tzw. self made menów, chociaż ciężka praca, talent i spryt mają oczywiście duże znaczenie.

Co może zniweczyć sukces gospodarczy, który Polska osiągnęła w ostatnich trzech dekadach?

Polska jest na tyle konkurencyjna, że będzie w dalszym ciągu doganiać Zachód co najmniej do końca dekady. Ale potem nasze doganianie może najpierw spowolnić, a potem się całkiem zatrzymać, jak to się stało np. w Hiszpanii, która w 2008 r. dogoniła średni unijny poziom dochodu, ale po globalnym kryzysie zaczęła szybko tracić impet. Dzisiaj hiszpański poziom dochodu wynosi tylko 85 proc. unijnej średniej. Żeby uniknąć losu Hiszpanii, już teraz powinnyśmy inwestować w fundamenty długoterminowego rozwoju — edukację, naukę, innowacje — by po 2030 r. nie znaleźć się w sytuacji Hiszpanii, ale dalej przeć naprzód i zrównać się z najlepszymi.

Czy rozwoju nie zahamuje demografia?

To kluczowe długoterminowe wyzwanie, bo do 2050 r. o 6 mln osób spadnie wielkość siły roboczej. Widzę trzy sposoby na zmniejszenie tej luki. Pierwszy to zwiększenie wskaźnika zatrudnienia do poziomu europejskich liderów. Rezerw kadrowych należy szukać szczególnie wśród osób starszych i kobiet, co mogłoby przynieść niemal 2 mln dodatkowych pracowników, czyli zniwelowałoby deficyt o jedną trzecią. Kolejne 2 mln rąk do pracy mogłaby nam zapewnić mądra polityka migracyjna, a konkretnie otwarcie się na młodych, zdolnych ludzi z całego świata. Moglibyśmy ich przyciągnąć, oferując 500 tys. zagranicznym studentom miejsca na polskich uczelniach i zachęcając co roku przynajmniej 100 tys. z nich do pozostania z nami.

To jeszcze brakowałoby nam 2 mln pracowników.

Powinnyśmy ich zastąpić automatyzacją i sztuczną inteligencją. To jednak wymagałoby skierowania polskiej gospodarki na tory jeszcze intensywniejszej transformacji cyfrowej i innowacyjności.

Czy naszego rozwoju nie zduszą takie kosztowne inicjatywy ekologiczne jak Fit for 55?

Te zmiany nie są tylko kosztami, ale także — i przede wszystkim —inwestycjami w przyszłość, które i tak należałoby podjąć. Fit for 55 postrzegam jako jeden z impulsów do działań, które w ciągu 10-15 lat pozwoliłoby nam osiągnąć niezależność energetyczną. Żebyśmy, co do zasady, nie musieli importować ropy i gazu nie tylko z autorytarnych krajów, ale też z przyjaznej nam Norwegii. Z kraju, w którym 70 proc. energii pochodzi z węgla, możemy stać się krajem bazującym na OZE i energetyce jądrowej, tworząc przy okazji nowe gałęzie przemysłu. Takie zmiany pomogą nam też osiągnąć przewagę konkurencyjną i polepszą warunki, w jakich działają przedsiębiorcy: coraz więcej międzynarodowych korporacji wymaga od swoich dostawców zielonych certyfikatów, więc Polska powinna dostosować się do tych standardów, zamiast stawiać im opór.

Kolejna obawa: czy w wyniku federalizacji Unii Polska nie ugrzęźnie w pułapce średniego wzrostu i nie straci pozycji lidera wzrostu?

Widzę pogłębioną integrację z Unią jako dodatkową trampolinę, a nie pułapkę. Mocniejsza Unia, bardziej otwarte rynki, w tym na usługi, w których przodujemy, a także wyższe wydatki na przydatną całej UE infrastrukturę —to wszystko może nam się tylko przydać. Jak bardzo zyskamy na takiej Unii, będzie jednak najbardziej zależeć od nas — m.in. od tego, czy uda nam się zbudować nowe, kreatywne przemysły, bez których nie wyrwiemy się z modelu rozwoju polegającego na byciu montownią świata. Stać nas na innowacyjność.

I żaden polexit nie wchodzi w rachubę?

To byłaby narodowa katastrofa. Sądzę, że Polacy o tym dobrze wiedzą i do tego nigdy nie dopuszczą.

Marcin Piątkowski

Profesor Akademii Leona Koźmińskiego w Warszawie i czołowy ekonomista (lead economist) w Banku Światowym w Waszyngtonie. Wykłada na prestiżowych uniwersytetach, np. Uniwersytecie Harvarda i London Business School. Były główny ekonomista PKO BP (2008). Doradca wicepremiera i ministra finansów RP (2002-03). Komentator ekonomiczny, publicysta w prasie polskiej i zagranicznej. Autor kilkudziesięciu prac naukowych. Uznanie przyniosła mu głównie książka „Złoty wiek. Jak Polska została europejskim liderem wzrostu i jaka czeka ją przyszłość“ (anglojęzyczne wydanie ukazało się w 2018 r. nakładem Oxford University Press pod tytułem „Europe’s Growth Champion. Insights from the Economic Rise of Poland”).