Polskie firmy stracą na równej płacy w UE

opublikowano: 23-04-2017, 22:00

Każde przekroczenie granicy przez pracownika dla wykonania obowiązków służbowych ma być uznane za delegowanie — i regulowane nowymi zasadami

Być może już tej jesieni będą znane ostateczne zmiany w dyrektywie regulującej zasady delegowania pracowników do innych państw Unii Europejskiej. Pracuje już nad nimi Parlament Europejski (PE). Pierwsze głosowanie odbędzie się najprawdopodobniej w lipcu w Komisji Zatrudnienia i Spraw Socjalnych (EMPL). Już teraz jednak wydaje się pewne, że polscy przedsiębiorcy muszą liczyć się z wprowadzeniem rozwiązań budzących ich obawy i wątpliwości od chwili, gdy je zapowiedziano.

DELEGOWANY TRANZYT: Jedną z grup, których dotyczy najwięcej wątpliwości związanych z delegowaniem, są kierowcy ciężarówek. W krajach UE uznaje sie ich za pracowników delegowanych, dlatego wożą ze sobą kopie wszystkich wymaganych dokumentów związanych z zatrudnieniem i tranzytem, przetłumaczonych na języki państw, przez które przejeżdżają.
Bloomberg

Już tylko 24 miesiące

Ograniczenie czasu delegowania w to samo miejsce oraz zasada równej płacy (w zakresie nie tylko wysokości, ale też składników wynagrodzenia) za tę samą pracę w tym samym miejscu to dwie główne zmiany do dyrektywy 96/71/WE Parlamentu Europejskiego i Rady z 16 grudnia 1996 r. dotyczącej delegowania pracowników w ramach świadczenia usług, proponowane przez Komisję Europejską (KE). Eksperci twierdzą, że po roku od ogłoszenia projektu nowelizacji, w miarę prowadzenia prac legislacyjnych nad nim, staje się on coraz ostrzejszy i mniej precyzyjny. Według Komisji, ponieważ zdarzają się przypadki, że pracownicy są delegowani w te same miejsca przez wiele lat, należy przyjąć, że jeżeli łączny czas przekroczy 24 miesiące, wówczas za państwo, w którym normalnie świadczona jest praca, uważać się będzie państwo przyjmujące. Przekroczenie tego okresu ma być zatem traktowane tak, jakby pracownik delegowany był zatrudniony w państwie, do którego został delegowany. Tymczasem zgodnie z art. 8 ust. 2 rozporządzenia Rzym I, dotyczącego stosowania prawa właściwego dla zobowiązań umownych, takie stwierdzenie oznacza, że pracownik delegowany straci ochronę wynikającą z przepisów państwa, z którego jest delegowany.

Ograniczenie swobody usług

Zdaniem Roberta Lisickiego, eksperta Lewiatana, takie propozycje wprowadzają w rzeczywistości ograniczenie czasowe w korzystaniu ze swobody świadczenia usług, co może naruszać postanowienia traktatu o działaniu Unii Europejskiej. Zwraca na to uwagę także stowarzyszenie Inicjatywa Mobilności Pracy (IMP), skupiające środowiska pracodawców, naukowców, pracowników i urzędników. W swoim oficjalnym stanowisku podkreśla ono, że ograniczenie okresu delegowania do 24 miesięcy, po których strony będą pozbawione możliwości podlegania prawu pracy państwa, w którym pracodawca ma siedzibę, a pracownik zamieszkuje i zazwyczaj pracuje, jest naruszeniem rozporządzenia Rzym I oraz swobody świadczenia usług określonej w art. 56 Traktatu, przez nałożenie nieproporcjonalnej i nieuzasadnionej pośredniej bariery. Oznacza ona bowiem w rzeczywistości wprowadzenie czasowego ograniczenia długości wykonywanej usługi, podczas gdy traktatowe swobody przepływu osób, kapitału, towarów i usług takich ograniczeń mieć nie mogą. Co ważne, z projektowanej rewizji dyrektywy nie wynika, jak należy liczyć okres 24 miesięcy. Nie wyjaśniono, czy są to miesiące występujące bezpośrednio po sobie, czy nie.

— Obecnie komisja nie precyzuje tego. Np. Francuzi uważają, że ten limit jest przyznany na całe życie, czyli gdy pracownik po jakimś czasie znów się pojawi w tym samym miejscu, to czas pracy nie będzie liczony od początku — wyjaśnia Stefan Schwarz, prezes IMP. Jednocześnie zaproponowano, aby czas pracy w tym samym miejscu nie był liczony tylko z perspektywy pracownika, ale również z perspektywy miejsca. Oznacza to, że w dane miejsce mogą być delegowani pracownicy łącznie tylko przez 24 miesiące, nawet jeśli pracują w innych firmach i przyjechali z różnych krajów.

Kłopotliwa kumulacja

Jak mówi Stefan Schwarz, zasada kumulacji będzie najbardziej dotkliwa dla firm budowlanych, ale również firm świadczących usługi opieki domowej, gdzie czas jej świadczenia zależy od stanu zdrowia pacjenta.

— Wyobraźmy sobie firmę, która montuje rusztowania na dużych obiektach budowlanych. Takie kontrakty mogą trwać lata. W miarę postępu prac na budowie rusztowania są stawiane i rozbierane wraz z realizacją kolejnych etapów inwestycji. Po zmianie dyrektywy każdy kolejny pracownik, który przyjedzie na taką inwestycję, po upływie 24-miesięcy od rozpoczęcia projektu będzie traktowany jak pracownik zatrudniony na miejscu i będzie podlegał lokalnym przepisom prawa pracy — mówi prezes IMP. Według niego, taki system kumulowania okresu delegowania może prowadzić do absurdu.

— Np. Holendrzy mogą stwierdzić, że każdy polski kierowca przejeżdżający tranzytem przez ich terytorium jest kierowcą, który wykonuje takie same czynności jak inny delegowany kierowca przejeżdżający tą samą drogą wcześniej. O przekroczenie limitu 24 miesięcy będzie zatem bardzo łatwo i w rezultacie każdy polski kierowca może być traktowany jak pracownik zatrudniony w państwie, przez które przejeżdża — wyjaśnia Stefan Schwarz. Według niego absurdem jest już samo traktowanie kierowców ciężarówek jako pracowników delegowanych. W konsekwencji wożą oni ze sobą kopie wszystkich wymaganych dokumentów związanych z ich zatrudnieniem i tranzytem, w tym wydrukowanych kopii przelewów ich wynagrodzeń przetłumaczonych na języki wszystkich państw, przez które przejeżdżają. Jeżeli przyjęte zostaną wszystkie proponowane obecnie zmiany, pracowników delegowanych trzeba będzie również wynagradzać według innych zasad. Obecnie polski pracownik za granicą musi otrzymywać co najmniej płacę minimalną obowiązującą w kraju, do którego został skierowany. Komisja zmierza do tego, aby w wypłacie uwzględniano wszystkie elementy należności za pracę przewidziane w lokalnym prawie pracy czy miejscowych układach zbiorowych.

— Według poprawek wniesionych do projektu noweli dyrektywy pracownicy delegowani mają być wynagradzani według tych samych zasad co lokalni. To otwiera pole do dyskryminacji. Aby wyeliminować pracowników delegowanych przez zagraniczne firmy, wystarczy, aby zakładowy związek zawodowy wynegocjował wpisanie do wewnętrznego regulaminu dodatku, który w praktyce obejmie tylko pracowników delegowanych. Przykładowo, może to być miesięczna premia 5 tys. EUR za pracę w odległości większej niż 500 km od miejsca stałego zamieszkania — podkreśla Stefan Schwarz. Według niego, a także Konfederacji Lewiatan, zasada równego wynagradzania nie musi prowadzić do dyskryminacji, ale pod warunkiem, że pozostałe obciążenia i koszty ponoszone przez konkurujących ze sobą usługodawców są porównywalne. Tymczasem w praktyce polscy pracodawcy już obecnie obarczeni są ogromną biurokracją nałożoną na nich przez unijne prawo. Lokalne przepisy w państwach członkowskich są bardzo zróżnicowane nie tylko w poszczególnych krajach, ale również w jednostkach samorządowych, branżach czy zakładach pracy. Zapoznanie się z nimi jest niemal niemożliwe. A za każde naruszenie przewidziane są nieproporcjonalnie wysokie kary dochodzące do 500 tys. EUR. — W konsekwencji wymuszona dyrektywą równa płaca za tę samą pracę w tym samym miejscu nie doprowadzi do wyrównania zarobków, ale do wykluczenia z rynku pracy tych, którzy nie są „równi” — ocenia w swoim stanowisku IMP.

Nierówne podejście

Nie wiadomo, jakie ostatecznie zmiany zostaną przyjęte. Nie wszystkie państwa opowiadają się za proponowanymi ograniczeniami. Różne też w praktyce mogą mieć do nich podejście. Dyrektywa nie jest aktem takim jak rozporządzenie, które musi być bezpośrednio stosowane przez kraje członkowskie. Proponowane w dyrektywie rozwiązania mogą być przez państwa różnie rozumiane. Według Stefana Schwarza, np. Niemcy są relatywnie najbardziej przyjazne delegowaniu i nie uważają konkurencji ze strony zagranicznych firm usługowych za zagrożenie, jeżeli tylko przestrzegają one prawa. Inaczej jest we Francji, gdzie polskie firmy regularnie poddawane są kontrolom odstraszającym, których wyłącznym celem jest zniechęcenie ich do aktywności gospodarczej na terenie tego kraju. — Przyjęcie zaproponowanych przez Komisję zmian oznacza szeroką uznaniowość państw członkowskich co do kształtowania warunków zatrudnienia pracowników delegowanych. To otworzy furtkę do blokowania polskim firmom dostępu do zagranicznych rynków usług — prognozuje Robert Lisicki z Lewiatana. Jego zdaniem, zmiany nie zapowiadają równych warunków działania dla wszystkich przedsiębiorstw, m.in. z uwagi na niejasne sformułowania projektowanych rozwiązań. Uważa, że przybędzie formalności i wydatków, tworząc nierówności i dodatkowe bariery formalne w swobodzie świadczenia usług i prowadzące do wielu sytuacji spornych, wzrostu kosztów wykonywania usług za granicą oraz ich cen w Unii Europejskiej.

 

1,92 mln Tylu pracowników było delegowanych w ramach UE w 2014 r. — wynika z danych Komisji Europejskiej. 428 tys. osób pochodziło z polskich firm.

0,7 proc. Taką część zatrudnienia unijnego stanowi delegowanie.

44,4 proc. O tyle wzrosła liczba pracowników delegowanych w Europie od 2010 do 2014 r.

© ℗
Rozpowszechnianie niniejszego artykułu możliwe jest tylko i wyłącznie zgodnie z postanowieniami „Regulaminu korzystania z artykułów prasowych” i po wcześniejszym uiszczeniu należności, zgodnie z cennikiem.

Podpis: Iwona Jackowska

Polecane