Polskie firmy walczą o swoje
Zasadę swobody przepływu dóbr i usług w obrębie UE niektórzy jej członkowie traktują bardzo swobodnie. To mocno komplikuje życie naszym przedsiębiorcom
25-procentowe cło na stal i 10-procentowe na aluminium, wprowadzone niedawno przez Stany Zjednoczone, a nałożone w szczególności na produkty sprowadzane z UE to klasyczny przykład działania protekcjonistycznego. Gdyby któryś z członków unijnej wspólnoty próbował odgrodzić się od eksportu swojego unijnego krewniaka barierą tego typu, z pewnością szybko ustawiono by go do pionu. Mamy przecież „swobodę przepływu ludzi, towarów, usług i kapitału”, czyli wolny rynek, a to zobowiązuje. Problem w tym, że w praktyce obowiązuje jeszcze jedna zasada, a przynajmniej część unijnej społeczności jej stosowanie wzięła sobie mocno do serca.

FOT. GK
— Nasi konkurenci stosują taką zasadę, że co nie jest zabronione, jest dozwolone, i starają się poszerzać obszar swobody — mówił Tomasz Pisula, prezes Polskiej Agencji Inwestycji i Handlu (PAIH), na czwartkowej konferencji.
Drugie oblicze protekcjonizmu
Podczas spotkania zaprezentowano najnowszy raport Warsaw Enterprise Institute (WEI) przygotowany we współpracy z PAIH „Bariery i utrudnienia dla polskich firm w Unii Europejskiej”. A w nim m.in. nowa definicja protekcjonizmu, po europejsku. „Protekcjonizm w Unii ma oczywiście nieco inne oblicze niż w reszcie świata. Nie stosuje się tu wysokich ceł ani kontyngentów.
Tu protekcjonizm ma twarz urzędnika sprawdzającego, czy opis produktu jest zgodny ze szczegółowymi wytycznymi dotyczącymi opakowań. Unijny protekcjonizm to dziś dyskusja, czy polski kierowca może nocować w wygodnej kabinie nowoczesnej ciężarówki, czy „musi wypoczywać” w hotelu” — czytamy w raporcie. W publikacji znajdziemy wiele przykładów barier, z którymi zmagają się polscy przedsiębiorcy na europejskim rynku. Konkretnych i z życia wziętych. Jeden z przykładów: „Bywa, że polskie okna w Niemczech lub polskie łóżka w Wielkiej Brytanii są w stanie konkurować z niemieckimi tylko dzięki temu, że występują pod marką dawno zbankrutowanej, lokalnej konkurencji”.
Trzeba walczyć o swoje
Eksperci z WEI na sporządzeniu listy barier nie poprzestali. Przedstawiają także wiele rekomendacji (główne punkty w ramce), adresowanych przede wszystkimdo szeroko rozumianych polskich organów administracji państwowej. Te mogłyby w szczególności zapewnić merytoryczną pomoc dyskryminowanym firmom. Na przykładzie branży spożywczej chodzi np. o przygotowanie analiz dotyczących jakości polskiej żywności, jej walorów smakowych i zdrowotnych, aby w przypadku działań ograniczających zagraniczną ekspansję polskich firm z tej branży nadciągnąć z merytoryczną odsieczą. W stanie gotowości muszą być w szczególności nasze służby dyplomatyczne. Bez tego nie zareagują na informacje o stosowaniu jakichkolwiek barier administracyjnych wobec naszych firm ani szybko, ani zdecydowanie. W gąszczu rekomendacji próżno szukać za to stwierdzeń typu: podnoszenie jakości polskich produktów. Zamiast tego mamy „budowęprzekonania o nowoczesności i wysokiej jakości polskich firm i produktów”.
— Nie mamy powodów do wstydu, potwierdzają to zagraniczni konsumenci. Inaczej nie rósłby nasz eksport — podkreślał Kamil Rybikowski, ekspert WEI.
— Polskie towary są bardzo wysokiej jakości. 70 proc. naszego eksportu trafia na wysokorozwinięte rynki UE, a prawie 30 proc. na rynek niemiecki — mocno wyśrubowany, o wysokich standardach — dodał Tomasz Pisula.
Na pocieszenie warto podkreślić, że kłody pod nogi rzucane są prawdopodobnie nie tylko polskim przedsiębiorcom. Tak przynajmniej uważa Kamil Rybikowski.
— Nie sądzę, aby kraje, które wprowadzają protekcjonistyczne rozwiązania (…), były przesiąknięte antypolską fobią — powiedział ekspert WEI. © Ⓟ
Jak bronić nasze firmy przed dyskryminacją
Rekomendacje ekspertów z Warsaw Enterprise Institute
Aktywniejsza działalność służb dyplomatycznych
Bieżące informowanie o zagrożeniach dla polskich interesów gospodarczych
Poprawa jakości ekspertyz prawnych tworzonych w Polsce
Stworzenie mechanizmów współpracy między biznesem a organami państwa w sytuacjach zagrożenia interesów gospodarczych Polski
Stworzenie know-how dla polskich służb
Budowanie przekonania o nowoczesności i wysokiej jakości polskich firm i produktów
Poprawa form dystrybucji informacji
Państwo powinno zapewnić merytoryczną pomoc dyskryminowanym firmom
OKIEM EKONOMISTY
Przyczajone polskie tygrysy
MARCIN MROWIEC, główny ekonomista Banku Pekao
Polski rynek charakteryzuje się wysokim poziomem konkurencji. Wynika to przede wszystkim z tego, że gdy wraz z przystąpieniem do UE zdecydowaliśmy się na wolny rynek, to on rzeczywiście jest wolny. To oznacza, że — w przeciwieństwie do tego, co obserwujemy w wielu krajach Europy Zachodniej — nasze firmy nie mają żadnej taryfy ulgowej, a zagraniczne mogą bez problemu wchodzić na nasz rynek. Brak barier w połączeniu z wielkością polskiego rynku i jego atrakcyjnym położeniem sprawia, że zagraniczni przedsiębiorcy, którzy myślą o ekspansji w regionie Europy Środkowo-Wschodniej, w pierwszej kolejności wybierają Polskę.
Myślę, że wysoki poziom konkurencji to niedoceniana cecha naszego systemu gospodarczego. Niedoceniane jest w szczególności to, że nasze firmy, które przetrwały i wzrosły w stosunkowo trudnych warunkach, są naprawdę dobre. Często bowiem, gdy zdecydują się na ekspansję na zagraniczne rynki, okazuje się, że tam znacznie łatwiej prowadzi się im biznes. Mówiąc obrazowo – u nas mieli tak wysoki poziom konkurencji, że pozbyli się tłuszczu, a nabyli mięśni. Ważne, żeby pomagać tym firmom zaistnieć na rynkach zagranicznych, bo mają ku temu przesłanki. Przetrwały bardzo zimny wychów i jeśli tylko wspomóc je w kompetencjach lepszego zrozumienia innych rynków, to mają przesłanki aby i tam rosnąć, wytrzymując konkurencję znacznie większych graczy.
© ℗Podpis: Justyna Dąbrowska