Lampy oświetlające skandynawskie domy i ogrody staną się polskie. Fundusz Avallon przejął kontrolę nad produkującą oświetlenie zewnętrzne grupą Norlys: nowosądeckim zakładem produkcyjnym i spółkami dystrybucyjnymi w Norwegii, Szwecji i we Francji.
Wartości transakcji nie ujawniono. Avallon kupuje 75 proc. akcji Norlysu od dwóch norweskich głównych właścicieli. Resztę mają menedżerowie, którzy pozostaną w spółce - przede wszystkim Leszek Kordek, prezes nowosądeckiego zakładu.
- Norwescy właściciele, synowie twórcy spółki, już od jakiegoś czasu rozglądali się za kupcem. Ja nie chciałem wychodzić z biznesu. Miałem nadzieję, że uda się pozyskać inwestora, który uszanuje to, co zastanie w spółce, a jednocześnie wesprze nas doświadczeniem i kontaktami w realizacji strategii rozwoju. Polecono mi Avallon, z którym dało się uzgodnić warunki transakcji – mówi Leszek Kordek, który teraz będzie kierował całą grupą.
Dlaczego fundusz zdecydował się na zakup?
- Branża oświetlenia jest atrakcyjna, a Norlys ma w niej mocną pozycję dzięki silnej marce w segmencie premium, zwłaszcza w krajach skandynawskich. Spółka ma nowoczesną bazę produkcyjną i potencjał do zwiększania sprzedaży, przede wszystkim w krajach zachodnioeuropejskich. Zakładamy, że po kilku latach stanie się łakomym kąskiem dla dużych inwestorów branżowych - mówi Agnieszka Pakulska, partnerka w funduszu Avallon.

Skromne początki
Leszek Kordek dla Norwegów zaczął pracować ponad 30 lat temu.
- Na początku odpowiadałem za nadzorowanie produkcji w europejskich zakładach, które pracowały dla Norlysu, m.in. we Włoszech, byłem też głównym konstruktorem lamp. Wtedy cała produkcja była outsourcowana. Szybko doszedłem do wniosku, że można robić to lepiej, chciałem też wrócić do Polski i pracować bliżej domu - wspomina prezes Norlysu.
Norlys, działający od ponad 50 lat, specjalizował się w oświetleniu zewnętrznym, sprzedawanym głównie na rynku skandynawskim. Wymogi były specyficzne ze względu na klimat – niskie temperatury i duże zasolenie powietrza przy wybrzeżu. To powodowało, że lampy szybko korodowały.
Weź udział w warsztacie online “Inwestycje w spółki portfelowe ASI - umowy inwestycyjne” >>
- Zacząłem tworzyć krok po kroku bazę produkcyjną w Nowym Sączu - na początku nie tyle w celu produkcji oświetlenia, ile realizacji zleceń dla Norwegów w innych obszarach, np. stolarki. Pod kątem branży oświetleniowej najpierw uruchomiłem lakiernię, wykorzystując moją wiedzę z czasów technikum chemicznego w Oświęcimiu oraz doświadczenie polskich inżynierów z firm państwowych, które nie przetrwały próby czasu – mówi Leszek Kordek.
Od technika do właściciela
Na bazie tych doświadczeń stworzono linię zabezpieczenia antykorozyjnego do aluminium i stali.
- Dzięki temu produkty okazały się tak dobre, że wytworzone prawie 30 lat temu lampy nie są skorodowane do dziś mimo trudnych warunków - mówi Leszek Kordek.
Żartuje, że za każdym razem, żeby napić się piwa, musiał kupować browar.
- Po lakierni wybudowaliśmy tłocznię stalowych lamp, ocynkownię ogniową itd. - wyjaśnia prezes.

Nowosądecki zakład od początku budowany był „na wyrost".
- Na start miałem 1,2 tys. m kw. powierzchni, z której połowę wynająłem. Po roku musiałem wykupić dzierżawców, bo potrzebowałem miejsca na obsługę popytu. W końcu cała produkcja Norlysa przeniosła się do Nowego Sącza. Teraz mamy bardzo dobrze doinwestowaną bazę produkcyjną na powierzchni 18 tys. m kw., prawie 300 pracowników, najnowocześniejsze maszyny i moce, które z powodzeniem mogłyby obsłużyć zamówienia o 35-40 proc. większe - mówi Leszek Kordek.
Rosnący biznes
W 2020 r. cały Norlys miał blisko 18 mln EUR przychodów (83 mln zł). Jego polska spółka wykazała 56,7 mln zł przychodów (wzrost o 4 proc. rok do roku), 7,4 mln zł czystego zysku i ponad 13 mln zł na poziomie EBITDA. W ostatnich latach marża EBITDA oscylowała między 19 a 23 proc.
- W tym roku przychody grupy powinny sięgnąć 19,5 mln EUR [ok. 90 mln zł – red.]. Sprzedaż rośnie, a spółka na tle branży wyróżnia się wysoką rentownością – mówi Agnieszka Pakulska.
Produkcja oświetlenia zewnętrznego nie jest jedynym źródłem przychodów Norlysu. Za ok. 15 proc. sprzedaży odpowiada branża automotive, a konkretnie firma Wabco, która w ubiegłym roku weszła w skład niemieckiej grupy ZF. Na zlecenie Wabco w Nowym Sączu wytwarzane są skomplikowane podzespoły do samochodów ciężarowych.
- To poboczna działalność, pozwalająca zagospodarować niewykorzystywane moce produkcyjne. Fundamentem biznesu spółki jest i pozostanie produkcja oświetlenia zewnętrznego - mówi Agnieszka Pakulska.
Ekspansja na zachód
Obecnie za 70 proc. sprzedaży Norlysu odpowiadają rynki nordyckie: głównie Norwegia i Szwecja, w mniejszym stopniu Dania i Finlandia.
- Baza produkcyjna jest zabezpieczona, więc teraz będziemy skupiali się na rozwoju sprzedaży i rozbudowie asortymentu - tak, by trafiać w zmieniające się gusta. Nasze lampy sprzedawane są głównie w sklepach specjalistycznych, o ich wyborze decydują architekci, projektujący domy i ogrody. Około 20 proc. sprzedaży to elementy oświetlenia na potrzeby większych inwestycji deweloperskich czy rewitalizacji obszarów miejskich - tu odpowiednie dopasowanie lamp i ich mocy jest bardzo ważne, by z jednej strony zadbać o estetykę, a z drugiej nie śmiecić światłem - mówi Leszek Kordek.
Poza rynkami nordyckimi znacząca część sprzedaży realizowana jest we Francji, gdzie Norlys ma spółkę dystrybucyjną. Firma nie zamierza na tym poprzestać.
- Chcemy rozwinąć sprzedaż m.in. w Wielkiej Brytanii i we Włoszech, liczymy też na zamożniejszych klientów w takich krajach jak Rosja i Ukraina. Do zagospodarowania pozostaje również e-commerce. Z jednej strony planujemy ekspansję geograficzną, a z drugiej produktową - mówi Agnieszka Pakulska.
Dla Avallonu Norlys to druga akwizycja w ramach trzeciego funduszu o wartości 137 mln EUR, którego zbieranie zakończono w tym roku. Wcześniej łódzki inwestor kupił produkującą środki czystości spółkę Clovin. Kiedy przewiduje następne zakupy?
- Prowadzimy zaawansowane rozmowy w sprawie kilku transakcji, kolejnych zakupów można spodziewać się w pierwszym kwartale 2022 r. - mówi Agnieszka Pakulska.
Rynek transakcji typu MBO w Polsce cały czas jest na początkowym etapie rozwoju – obserwujemy kilka tego typu transakcji rocznie. Dla porównania, w Niemczech mamy do czynienia z ok. 50. transakcjami wykupów menedżerskich w skali jednego roku. Transakcje z udziałem menedżerów najczęściej spotykamy, gdy większe holdingi wydzielają określone grupy aktywów. Zarządy przejmują też stosunkowo często firmy należące do przedsiębiorców, u których zabrakło sukcesji rodzinnej. Z uwagi na otoczenie makroekonomiczne wielu inwestorów korporacyjnych prowadzi przegląd aktywów. Możemy spodziewać się, że część będzie przeznaczona do sprzedaży, co może stworzyć okazję do transakcji typu MBO. Ponadto wielu polskich przedsiębiorców, którzy zakładali firmy w latach 90-tych, zbliża się do wieku emerytalnego - to również może pozytywnie wpłynąć na możliwości przejęcia biznesów przez zarządy. Czy to nastąpi, będzie zależało przede wszystkim od skłonności menedżerów do podejmowania ryzyka związanego z działaniem na własny rachunek oraz dostępności finansowania, zarówno bankowego, jak i z udziałem funduszy private equity. Do tej pory pieniądze często była istotną barierą dla wykupów menedżerskich.