Ten rok powinien przynieść większy napływ inwestycji zagranicznych. Jedyną poważną przeszkodą mogą się okazać kampanie wyborcze.
Ekonomiści zgromadzeni na Panelu Ekonomicznym Amerykańskiej Izby Handlowej zgodnie stwierdzili wczoraj, że Polsce daleko do oczekiwanego po obniżce CIT boomu inwestycyjnego. Choć od wprowadzenia 19-proc. stawki upłynęło już kilkanaście miesięcy, trudno zauważyć oznaki poprawy. I prawdopodobnie najbliższe miesiące także jej nie przyniosą.
— Oczekiwany efekt zniwelowała niestabilność warunków gospodarowania, przede wszystkim niepewność polityczna — ocenia Katarzyna Zajdel-Kurowska, główny ekonomista Citibanku Handlowego.
Czy w 2005 r. sytuacja zmieni się na lepsze? Być może impulsem będą fundusze z Unii Europejskiej.
Ruszą inwestycje
— Do Polski powinno napłynąć około 3,2 mld EUR (13 mld zł) w ramach funduszy strukturalnych, głównie w drugiej połowie roku — ocenia Katarzyna Zajdel-Kurowska.
Według przewidywań, poziom inwestycji wzrośnie w bieżącym roku o 12 proc.
— To dałoby szansę na wzrost gospodarczy w granicach 4,5-4,7 proc. PKB — podkreśla ekonomista Citibanku Handlowego.
W ubiegłym roku wysoki poziom wzrostu PKB osiągnięto dzięki rosnącemu w siłę złotemu, a nie napływowi inwestycji, który w porównaniu z 2003 r. zwiększył się o 5 proc.
Zgubna niestabilność
Oprócz unijnych funduszy niezbędny jest napływ bezpośrednich inwestycji zagranicznych, a dla międzynarodowych koncernów stabilność polityczna jest jednym z najważniejszych czynników. Najbliższe miesiące nie wróżą jednak spokoju.
— Po wyborach parlamentarnych najistotniejsze będzie to, kto dołączy do przewidywanej koalicji PiS i PO. Zaraz potem nadejdzie kampania przed wyborami prezydenckimi — przewiduje Ryszard Petru, główny ekonomista Banku BPH.
Według ekonomistów, inflacja powinna w 2005 r. wynieść 3,4-3,5 proc., bezrobocie spaść do 17,5-18 proc., a PKB wzrosnąć o 4,7-4,8 proc.