Pomysł z marżami ułatwi wejście graczy z Zachodu

Kamil Kosiński
opublikowano: 2006-10-31 00:00

Nie chcą ich ani aptekarze, ani hurtownicy. A rząd forsuje sztywne marże na leki. Pomoże więc zaistnieć koncernom, które nie odniosły u nas sukcesów.

„Jako pierwsi w Polsce wprowadziliśmy system dopłat do leków” — chwali się na stronie internetowej Apteka przy Ratuszu — Centrum Farmaceutyczne.

Apteki pod tym szyldem należą do Marka Morusiewicza. Za nim poszli jednak inni, m.in. kontrolowana przez litewski kapitał sieć Euro-Apteka. Coraz częściej można kupić leki za jeden grosz. W skrajnych przypadkach pacjent, który przychodzi z receptą, sam nie płaci nic, a dostaje lek i jeszcze jakąś kwotę w gotówce. Jest tylko jeden warunek. Musi mieć receptę na preparat refundowany. W takich przypadkach Narodowy Fundusz Zdrowia (NFZ) oddaje aptece ustaloną cenę leku — np. 100 zł — w hurcie. Jeżeli aptekarz kupi preparat od hurtownika taniej niż inni, bo wynegocjuje wyższy rabat, i dostanie lek nie za 100, a za 80 zł — ma 20 zł zysku. Potem dolicza 12 zł ustawowej marży. Na opakowaniu zarabia 32 zł. Gdy cena leku wynosi 1000 zł, przy takim samym rabacie procentowym, aptekarz zarabia już 212 zł. Co zrobi z tymi pieniędzmi? Może je schować do kieszeni albo… podzielić się z pacjentem i część wypłacić mu w gotówce. Po co? By zdobyć klienta, i zabrać go konkurencji, czyli innej aptece. Zjawisko stało się jednak na tyle powszechne, że wykroczyło poza aptekarską konkurencję. Promocje typu „lek za 1 grosz” spowodowały niekontrolowany wzrost wydatków refundacyjnych państwa. Lekarze nie przejmują się bowiem tym, ile leków zapisują na recepcie i ludzie zaczęli kupować medykamenty bez uzasadnienia leczniczego, czyli np. na zapas.

— Według danych z jednego z oddziałów NFZ sprzedaż insulin podwoiła się. Czy to znaczy, że podwoiła się liczba cukrzyków? Nie. Nawet ilość recept zwiększyła się tylko nieznacznie. Lekarze zaczęli po prostu zapisywać dwa razy więcej opakowań tym samym pacjentom — opowiada Andrzej Wróbel, prezes Naczelnej Rady Aptekarskiej.

Państwo się zreflektowało

Aby przeciwdziałać zjawisku nieuzasadnionego wzrostu popytu na leki refundowane, Ministerstwo Zdrowia przygotowało nowelizacje kilku ustaw określających zasady obrotu medykamentami finansowanymi ze środków publicznych. Nowele te mają wprowadzić zakaz przyjmowania przez osoby prowadzące obrót lekami i wyrobami medycznymi „korzyści majątkowej” uzależnionej od poziomu obrotu lekami, zakaz różnicowania przez producentów cen leków i wyrobów medycznych podlegających refundacji w umowach z hurtowniami farmaceutycznymi oraz sztywne marże hurtowe i detaliczne (apteczne) z pozostawieniem producentom cen urzędowych o charakterze maksymalnym. Mówiąc wprost, to państwo ma ustalać nie tylko listę i ceny leków refundowanych, ale też marże, jakie mogą generować poszczególne ogniwa łańcucha dystrybucyjnego.

Dla dystrybutorów, problemem jest to, że jeśli te przepisy wejdą w życie, nie będą mogli marż obniżyć. Dotychczas jeśli cena urzędowa wynosiła np. 50 zł, to mogli sprzedać lek za 35 zł. Teraz nie będzie to dozwolone.

„Zastosowane regulacje w istotny sposób ograniczają możliwość kształtowania stosunków handlowych pomiędzy hurtowniami a aptekami, opierając się na podstawowej zasadzie prawa cywilnego — zasadzie swobody umów. Nie jest prawdą, że stosowanie w relacji hurtownia — apteka systemu bonifikat i rabatów w sztuczny sposób generuje popyt na leki refundowane. Re- zygnacja przez hurtownię z części zysku jest skierowana nie na zwiększenie obrotów lekiem refundowanym z konkretną apteką, lecz na stworzenie stałej relacji handlowej między podmiotami oraz na poszerzanie grona potencjalnych odbiorców wśród aptek. Stosowanie bonifikat i rabatów cenowych w odniesieniu do wyselekcjonowanej grupy najbardziej lojalnych kontrahentów stanowi dozwoloną praktykę handlową i wbrew uzasadnieniu projektu zmiany ustawy, nie tworzy sztucznego popytu na leki refundowane. (...) Nikt nie zwraca uwagi na fakt, że aptekarz w zakresie wydawania leku jest niejako związany z poleceniem lekarza, które jest zawarte w treści recepty” — napisał Andrzej Wróbel, prezes Naczelnej Rady Aptekarskiej, do Bolesława Piechy, wiceministra zdrowia.

W stanowisku samorządu aptekarskiego jest jednak minimalna różnica wobec oczekiwań hurtowników. Aptekarze chcą co prawda, by marże między poszczególnymi ogniwami łańcucha dystrybucyjnego funkcjonującymi między producentem a pacjentem były ustalane dowolnie, ale także by cena dla pacjenta była w każdej aptece taka sama.

„Wprowadzenie sztywnych cen (detalicznych — red.) umożliwi rozwój warunków uczciwej konkurencji pomiędzy aptekami, opartej m.in. na podnoszeniu poziomu fachowości i kultury obsługi pacjentów oraz optymalnym zaspokajaniu ich potrzeb. Zlikwidowane zostaną możliwości konkurowania cenami przez ich obniżanie przez apteki uczestniczące w realizacji tzw. programów lojalnościowych. (...) Popierana przez NRA propozycja wyeliminuje wymuszane, konieczne w celu przetrwania, obniżki racjonalnych marż przez apteki nie należące do sieci lub niebędące uczestnikami tzw. programów lojalnościowych, czego następstwem są upadłości tych aptek lub ich przejęcia przez dostawców leków. Ponadto zatarciu ulegnie utrwalany w świadomości pacjentów błędny pogląd o podziale aptek na lepsze, bo tańsze, oraz gorsze, bo droższe, a aptekarzy na uczciwych, bo tańszych, i nieuczciwych, bo droższych” — czytamy w piśmie do Bolesława Piechy.

Wirtualne miliardy

Dlaczego ceny leków refundowanych są tak ważne? Bo obrót nimi stanowi ponad połowę wartości polskiego rynku farmaceutyków. Rynku, na którym konkurencja jest ostatnio bardzo ostra. O ile w 1990 r. w kraju działało 3,8 tys. aptek, o tyle obecnie jest ich 12,8 tys. Do tego niektóre medykamenty trafiły do sprzedaży w takich miejscach, jak stacje benzynowe. Tak duży wzrost konkurencji odbił się na kondycji finansowej aptek oraz ich zdolności do regulowania zobowiązań. Według firmy analitycznej PharmaExpert, całkowity wzrost aptecznego rynku farmaceutycznego w roku 2005 wyniósł 7,3 proc. w porównaniu z rokiem poprzednim, ale obroty statystycznej apteki wzrosły tylko o 1 proc., czyli siedem razy mniej. Różne źródła szacują, że 30-45 proc. aptek jest zadłużonych. Ich przeterminowane należności dla głównych hurtowni przekraczają 0,5 mld zł. Do tego dochodzi zadłużenie w bankach. Stosunek zysku netto hurtowni do przychodów ze sprzedaży utrzymuje się na bardzo niskim poziomie — średnio w 2005 roku wyniósł on 1,2 proc. Oznacza to, że działają one na granicy opłacalności, a wzrost zysku uzyskują przede wszystkim dzięki zwiększaniu obrotów.

— Kruchość rynku jest olbrzymia. Około 2 mld zł istnieje tylko na fakturach — zaznacza Mirosław Ostrowski, przewodniczący rady nadzorczej spółki Domzdrowia.pl, sprzedającej medykamenty przez internet.

Charakterystyczną cechą polskiego sektora dystrybucji farmaceutyków jest też to, że zarówno na poziomie detalu, jak i hurtu jest on zdominowany przez polski kapitał — rodzinny lub pochodzący z giełdy, na której notowane są cztery największe hurtownie kontrolujące ponad połowę rynku. Tymczasem rynek europejski jest zdominowany przez zaledwie trzy firmy o zasięgu ponadnarodowym: Celesio, Phoenix i Alliance UniChem.

Po wprowadzeniu nowej listy refundacyjnej od 1 lipca 2006 r. firma PharmaExpert przeprowadziła symulację zmian rynku farmaceutycznego po wprowadzeniu sztywnych cen detalicznych dla leków refundowanych na poziomie maksymalnych cen urzędowych wraz z brakiem możliwości udzielania rabatów w łańcuchu dystrybucyjnym. Symulacja została przeprowadzona na rzeczywistych danych sprzedażowych, pochodzących z panelu aptek otwartych, dotyczących okresu od stycznia 2005 do maja 2006 r. Okazało się, że zmiana przepisów przyniesie przeciętnej aptece spadek marży z 15,1 do 13,2 proc.

Dokończenie na stronie XII

Dokończenie ze strony XI

Przy sprzedaży leków refundowanych na poziomie 65 tys. zł miesięcznie oznacza to obniżenie marży kwotowej o 1235 zł. To daje stratę 14,8 tys. zł rocznie. Siłą rzeczy uderzy to w aptekarzy, a pośrednio i w hurtowników.

Czas na nieobecnych

— Aptek jest obecnie za dużo, ale sukcesem jest to, że polska dystrybucja farmaceutyków zarówno na poziomie detalicznym, jak i hurtowym znajduje się w polskich rękach. Prawie w żadnej innej branży nie ma takiej sytuacji. A przez wprowadzenie sztywnych marż na każdym poziomie dystrybucji cały sektor będzie miał kłopoty i będzie większa dążność do sprzedaży firm graczom zagranicznym — przekonuje pragnący zachować anonimowość przedstawiciel branży.

Z drugiej strony, najsilniejsze rodzime hurtownie pozwoliły już sobie na aktywniejszą współpracę z aptekami. Np. Polska Grupa Farmaceutyczna już w 2001 roku, uruchomiła program partnerski „Apteki Dbam o Zdrowie”. Promuje on 1,5 tys. polskich aptek prywatnych, które korzystają na wspólnym marketingu i reklamie dzięki wykorzystaniu marki programu.

— Skupianie wokół siebie i pomoc ze strony dużych hurtowni niezależnym aptekom nie jest specyficznie polskim rozwiązaniem. Na tej zasadzie działają apteki w Stanach Zjednoczonych. Hurtowania CardinalHealth o rocznych obrotach na poziomie 65 mld USD współpracuje z aptekami oferując im możliwość korzystania z marki Medicine Shoppe. AmerisourceBergen o obrotach rzędu 50 mld USD oferuje program Good Neighbor Pharmacy. Jest więc szansa, że korzystając z tych wzorców polskie hurtownie zdołają odeprzeć atak zagranicznych konkurentów — komentuje Jacek Szwajcowski, prezes Polskiej Grupy Farmaceutycznej, największego hurtowego dystrybutora leków w Polsce.

O ile jednak zapis o tym, że jeden podmiot nie będzie mógł mieć więcej niż 1 proc. ogólnej liczby aptek w województwie zapewni Polakom kontrolę nad handlem detalicznym, o tyle w hurcie mimo wszystko wiele może się zmienić.

— W istniejących propozycjach marża hurtowa jest niepodzielna. Można ją naliczyć tylko raz, a rynek nie wygląda przecież tak, że producent sprzedaje hurtownikowi, a ten od razu detaliście. Zazwyczaj istnieją 2-3 szczeble hurtowe. Niepodzielna marża powoduje, że kolejne szczeble hurtu musiałyby działać z zerową marżą. Prowadzi to do eliminacji z rynku mniejszych podmiotów. Jeśli zaś rynek ulegnie konsolidacji, to zwiększy się jego dochodowość i tym samym zwiększy się też zainteresowanie wielkich europejskich koncernów przejęciami w Polsce — wyjaśnia Piotr Kula, prezes PharmaExpert.

Tylko internetowy dystrybu- tor, któremu rzucano dotychczas kłody pod nogi, się nie przejmuje.

— Apteki grały cenami leków refundowanych, działając wespół z hurtownikami. Mają więc, co chcieli. Każdy przeciętnie inteligentny przedsiębiorca wie, że cena jest ważna, ale samą ceną nie można walczyć. My dajemy np. dostawę do domu. Regulacjami dotyczącymi kwestii marż zanadto się nie przejmujemy, bo tak jak nasze zagraniczne odpowiedniki idziemy w kierunku koncentracji marży hurtowej i detalicznej w jednym ręku — podsumowuje Mirosław Ostrowski.