PayU prowadzi już ponad 1 mln kont, za pośrednictwem których ich posiadacze płacą za zakupy w internecie. Niejeden bank pozazdrościłby operatorowi płatności z grupy Allegro takiej liczby użytkowników, bo na rynku bankowym więcej rachunków prowadzi tylko dziewięć instytucji. Oczywiście konto w PayU to zupełnie co innego niż ROR i operator odżegnuje się od wszelkich skojarzeń z bankiem, podkreślając, że jest tylko pośrednikiem w płatnościach. Niemniej 1 mln osób, które za jego pośrednictwem płacą w sieci, to potężny atut w walce o rynek e-commerce.
Polski ewenement
Internetowy handel w Polsce dość specyficznie prezentuje się na tle innych rynków, na których za zakupy wirtualne płaci się po prostu kartą. U nas, ze względu na wysoki koszt interchange, powstał alternatywny sposób płatności — szybkie przelewy, czyli pay-by-link (PBL). Początkowo obsługiwały je same banki, ale potem — skoncentrowane na bardziej dochodowych źródłach przychodów — odpuściły rynek PBL, oddając go w ręce pośredników, jak PayU i zadowalając się niewielką częścią prowizji od przelewu.
Ten model biznesowy stanął pod znakiem zapytania, kiedy opłaty interchange spadły latem tego roku z 1,5 do 0,5 proc. wartości transakcji. Droga przez lata karta stała się instrumentem tańszym od pay- by-linka, od którego prowizja jest przeciętnie trzy razy wyższa. PayU przyznaje, że odsetek płatności kartowych rośnie. We wrześniu 2013 r. przypadało na nie 10 proc. obrotu w sieci, obecnie już 13 proc. Wojciech Czajkowski, dyrektor zarządzający w PayU, uważa jednak, że wzrost jest minimalny i za wcześnie na wyrokowanie, czy ma związek ze spadkiem prowizji kartowych. E-przelew pozostaje jednak niekwestionowanym liderem.
Z badań Millward Brown wynika, że wybiera go 68 proc. kupujących w sieci. Po kartę sięga 30 proc. internautów, a za pobraniem zakupy opłaca 27 proc. handlujących w internecie. Wojciech Czajkowski wyjaśnia, że o wyborze formy płatności decyduje wygoda.
— Widzimy, że im prostsza płatność, tym większa liczba pozytywnie zakończonych zakupów — mówi dyrektor zarządzający PayU.
Jedno kliknięcie
Internauci pytani przez Millward Brown, jakie narzędzia operator płatniczy powinien dostarczyć kupującym, żeby przyciągnąć ich do e-sklepu, uważają, że najważniejsze są: dostęp do historii transakcji (47 proc.), możliwość wykonania przelewu do dowolnego banku (37 proc.) i realizowanie płatności jednym kliknięciem (30 proc.). PayU maksymalnie skraca więc i upraszcza sposób płatności. Od kilku miesięcy użytkownik konta w tym serwisie może „podpiąć” do niego kartę i płacić nią w sieci jednym kliknięciem. Równie szybka jest transakcja za pośrednictwem usługi PayU Express, z której na razie mogą korzystać klienci Alior Banku, T-Mobile Usługi Bankowe i BNP Paribas.
Według naszych informacji, zaawansowane rozmowy na temat przyłączenia się do tego systemu płatności prowadzi Pekao. PayU pracuje też nad takim uproszczeniem usługi pay- -by-link, żeby również za jej pośrednictwem można było zapłacić jednym kliknięciem, bez konieczności logowania się do banku. Jeśli projekt się powiedzie, taka płatność nie będzie różnić się od kartowej niczym poza ceną, bo prowizje w ramach PBL nadal będą wyższe niż interchange fee.
— Na obronie usługi pay-by-link najbardziej powinno zależeć bankom, nie dostrzegam jednak determinacji po tej stronie. W ogóle nie widać ich zainteresowania rynkiem e-commerce. Wraz z narodzinami płatności mobilnych pojawiła się szansa na przejęcie handlu w internecie, odzyskanie relacji z merchantami i ograniczenie roli pośredników.
Można było sądzić, że ludzie z działów płatności zrobią wszystko, żeby wykorzystać nadarzającą się okazję. Do tego trzeba mieć jednak kompetencje, których w branży nie ma. Banki wciąż skoncentrowane są na rynku tradycyjnych transakcji kartowych i płaczą z powodu spadku interchange, nie widząc potencjału w rynku e-commerce. Widzi go PayU i pozycjonuje się w taki sposób, żeby utrzymać rolę pośrednika — niezależnie od tego, jakie narzędzie płatnicze wygra — mówi jeden z bankowców, który z bliska obserwował narodziny rynku PBL.