W końcówce zeszłego tygodnia wydawało się, że inwestorzy amerykańscy już pogodzili się z wybuchem wojny, że mniej więcej znają rozkład jazdy. Przecież to, że będzie projekt nowej rezolucji ONZ ułożony przez USA i Wielką Brytanię, że po (i tak przełożonym o tydzień) nowym raporcie Blixa na 99 proc. będzie wojna było jasne dla każdego obserwatora sceny geopolitycznej. Można było oczekiwać, że skoro indeksy rosną to inwestorzy się już z tym pogodzili.
Okazało się jednak, że rynek jest bardziej schizofreniczny niż mi się wydawało. Oczywiście jakieś powody dla spadku można było i wczoraj znaleźć, ale przede wszystkim odpowiedzialna była znowu geopolityka. Trzeba czekać na reakcję wskazująca bardziej jednoznacznie, że rynek pogodził się już z tym, że wybuchnie wojna. Gorzej, jeśli się nie doczekamy. Nie ma bowiem możliwości powtórki z pierwszej wojny w zatoce – jeśli rynek nie będzie starał się wyprzedzić wybuchu wojny wzrostami to będzie oznaczało, że nie będzie rósł i po jej wybuchu, a jeśli nawet — to będzie to ruch dwusesyjny.
Ja jednak nie tracę nadziei, że ten roller coaster zakończy się w tym tygodniu wzrostami. Nie jestem bykiem. Uważam, po prostu, że rynki będą się starały wyprzedzać to, co nieuniknione – wojnę. W tym przekonaniu utwierdza mnie również statystyka z Amerykańskiego Stowarzyszenia Indywidualnych Inwestorów (AAII) – już trzeci tydzień z rzędu AAII podaje, że na rynku jest 21 proc. byków i 58 proc. niedźwiedzi. To jest niewątpliwie sygnał kupna, jeśli jest się kontrarianem.
Sesje w Eurolandzie zakończyły się również spadkiem. Powodem była oczywiście geopolityka i to, że holenderski Ahold poinformował, że jego raporty finansowe z ostatnich 2 lat były nierzetelne (kurs spadł o 66 proc.). Martwiło to, że nie było widać wpływu wypowiedzi W. Duisenberga - prezes ECB co prawda powiedział, że nie oczekuje ożywienia gospodarczego w Eurolandzie w tym roku, ale to była jednocześnie zapowiedź, że stopy w przyszłym miesiącu będą obniżone. Nasz rynek nadal spał. Obroty były małe, a nastroje z Europy przeniosły się i do nas, chociaż rynek był nieco mocniejszy.
Dzisiaj o 10.00 dowiemy się jaki było odczyt indeksu oczekiwań biznesu niemieckiego według instytutu Ifo (prognoza: 87,2 pkt.). Nie oczekiwałby dużej reakcji, nawet gdyby był niekorzystny. Dopiero o 16.00, co wyklucza grę pod te dane podczas naszej sesji, dowiemy się jakie było zaufanie konsumentów w lutym (prognoza to spadek z 79 do 77 pkt.) oraz jak wyglądała sprzedaż istniejących domów (prognoza to spadek o 1 proc.). Dane z rynku nieruchomości nie będą miały znaczenia. Jeśli chodzi o indeks zaufania to będzie lepszy odczyt wywoła wzrosty, a gorszy zostanie zlekceważony. Wydaje się, że ze strony danych makro zagrożenia nie ma, ale rynki mogą na nie czekać.
RPP rozpoczyna dzisiaj posiedzenie (komunikat jutro), ale nie spodziewam się wzrostu przed obniżką stóp – chyba, że byłby to pretekst do wywołania zwyżki w przypadku, jeśli nastroje po sesji w USA były pozytywne, a Euroland nie znajdzie sobie nowego powodu do spadku.