Choć w ciągu ostatniego roku aż trzy kraje strefy euro – Grecja, Irlandia i Portugalia – zwróciły się o pomoc, menedżer oczekuje, że następna faza kryzysu będzie przebiegała w zupełnie inny sposób.
- Zamiast efektu domina, który pogrąży również kraje będące w nieco lepszej sytuacji, prośba Portugalii najprawdopodobniej spowoduje przybliżenie w czasie restrukturyzacji zadłużenia trzech przebywających na unijnym OIOM-ie krajów – pisze El-Erian w komentarzu rynkowym, przytaczanym przez agencję Bloomberg.
- Nie oczekujemy, aby którykolwiek inny kraj potrzebował wsparcia finansowego – zgadza się z nim Francesco Garzarelli, strateg Goldman Sachs.
Według El-Eriana za tym, że więcej krajów nie będzie zmuszonych do dołączenia do mechanizmu stabilizacyjnego, przemawia poprawa warunków, na jakich finansowanie pozyskuje sektor bankowy. Sukcesem zakończyło się dotychczas m.in. podniesienie kapitałów przez niemiecki Commerzbank oraz włoską Intesę.
- Jeżeli ta tendencja będzie się utrzymywać, a ja w to wierzę, Unia Europejska, EBC oraz MFW mniej będą się skupiać na kwestii płynności, a bardziej na kwestii wypłacalności, a dojść do tego może już znacznie wcześniej niż w 2013 r. – dodaje El-Erian.
Jak podkreśla, strategia pomagania kolejnym krajom nieuchronnie prowadzi do dalszego wzrostu zadłużenia rządów. To natomiast, zwiększając obciążenia dla podatników, osłabia fundamenty pod trwały wzrost gospodarczy w regionie. Dlatego polityka taka jest według niego nie do utrzymania w dłuższej perspektywie.
- Na pierwszy rzut oka pomoc dla Portugalii może wyglądać jak powtórka z Grecji, czy Portugalii, ale nie dajcie się zwieść pozorom – przestrzega El-Erian.
Jak podsumowuje, wszystko przemawia bowiem za rychłą zmianą paradygmatu w polityce antykryzysowej, zwłaszcza jeżeli proces odbudowywania kapitałów przez banki okaże się trwały. Wtedy politycy skupią się na wypłacalności, a to oznacza koniczność restrukturyzacji zadłużenia krajów znajdujących się na kroplówce instytucji międzynarodowych.