Pozostanie dziewięciu stalowych gigantów

Katarzyna Jaźwińska
opublikowano: 2005-05-04 00:00

Eksperci z World Steel Dynamics przewidują liczne fuzje hutniczych koncernów. Efektem będą cięcia kosztów oraz windowanie cen.

W ubiegłym roku światowa produkcja stali przekroczyła magiczną barierę 1 mld ton. W najbliższej dekadzie ma wzrosnąć o kolejne 400 mln ton. Eksperci przewidują bowiem znaczny wzrost popytu na stal. Koncerny hutnicze postawią wówczas na konsolidację, co pozwoli obniżyć koszty, ale także utrzymać ceny.

Mania scalania

Obecnie na świecie działa kilkadziesiąt, a może nawet kilkaset firm branży stalowej. Eksperci World Steel Dynamics przewidują, że w najbliższych latach koncerny hutnicze połączą się zaledwie w dziewięć, a może nawet w siedem silnych grup kapitałowych. Światowi eksperci to dążenie firm do konsolidacji określili angielskim terminem „merger mania” czyli mania scalania. Skąd ta skłonność do konsolidacji? — pytają analitycy WSD.

Bierze się z tego, że firmy hutnicze mają duże przepływy pieniężne — poza rynkiem chińskim — szacowane na 40 mld USD. Fuzje zaś gwarantują im wzrost wartości akcji. Kolejny argument to fakt, że konsolidacje i przejęcia są w hutnictwie tańszą formą rozwoju niż budowa stalowni od podstaw. Zarządy koncernów stalowych wiedzą też doskonale, że koncentracja przemysłu zmniejszy nacisk na dyskontowanie cen. Firmy dzięki konsolidacji będą mogły obniżyć koszty, jednak umacniając swoją pozycję nie będą skłonne obniżać cen.

Tak dla fuzji

Z opinią o nieuchronnej konsolidacji zgadzają się też eksperci branżowi, reprezentujący zarówno producentów jak i dystrybutorów wyrobów stalowych.

— Na świecie funkcjonuje kilka silnych koncernów, które są strategicznymi odbiorcami branży hutniczej. Logicznym krokiem jest więc dążenie do koncentracji także w naszym sektorze. Na światowym rynku pozostanie dziewięć, a może nawet siedem grup hutniczych. Firmy stalowe próbują zacieśnić współpracę ze swoimi strategicznymi odbiorcami — mówi Romuald Talarek, prezes Hutniczej Izby Przemysłowo-Handlowej.

Podkreśla, że konsolidacja ułatwi koncernom hutniczym współpracę z klientami, a także przyczyni się do obniżki kosztów — huty będą mogły oferować, obok zwykłej dostawy „surowej” blachy czy prętów — wyroby lepiej dostosowane do potrzeb odbiorców, na przykład przygotowane już do montażu samochodów, AGD itd. Uważa, że na rynku pozostaną też mniejsze huty — jako zakłady specjalistyczne.

— Tą drogą kroczą dziś producenci skandynawscy, specjalizujący się w produkcji niszowej — produkcji wyrobów ze stali specjalnych — na przykład nierdzewnej, ze stali żaroodpornych czy też kwasoodpornych — twierdzi prezes.

Dążenie do koncentracji popiera Andrzej Ciepiela, dyrektor Polskiej Unii Dystrybutorów Stali. Uważa jednak, że wyroby gotowe do montażu sprzedawać będą nie producenci, ale przede wszystkim niezależni dystrybutorzy.

— Producenci stali będą się łączyć, to zrozumiałe, skoro konsolidują się też ich strategiczni dostawcy. Na rynku działa przecież tylko kilku dostawców rud żelaza, łączą się producenci węgla czy koksu, więc w ślad za tym będzie podążała koncentracja hut. Nie widzę jednak powodu, by tego typu tendencje doprowadziły do wyeliminowania dystrybutorów — podkreśla Andrzej Ciepiela.

Zwraca on uwagę, że przecież pierwsza dziesiątka producentów stalowych kontroluje tylko 27 proc. rynku hutniczego, gdy na przykład w sektorze wydobycia rud żelaza do dziesięciu graczy należy 97 proc. rynku, a węgla koksującego — 71 proc. rynku.

Dyrektor Ciepiela uważa jednak, że to dystrybutorzy będą tworzyć centra serwisowe dostarczające odbiorcom wyroby gotowe do montażu.

Wojciech Rybka, prezes firmy Drozapol-Profil, podkreśla, że w ślad za łączeniem producentów idzie konsolidacja dystrybutorów — w Unii Europejskiej pozostało 15-20 dużych firm dystrybucyjnych, na blisko 100 funkcjonujących.

— Weszliśmy na giełdę właśnie po to, by uczestniczyć w konsolidacji sektora, ale są przecież także inne przypadki — wymienić można choćby Złomrex czy Boryszew, aktywnie włączające się w proces integracji pionowej czy też produktowej — dodaje Wojciech Rybka.

Tomasz Milas, prezes Polskiej Unii Dystrybutorów Stali, uważa jednak, że konsolidacja oprócz wielu plusów ma też i minusy.

— Monopol to problem dla odbiorców, choć sporo zależy od organizacji i zarządzania skonsolidowanym przedsiębiorstwem. W Polsce mamy przykłady, kiedy po konsolidacji współpraca z odbiorcami nie układa się dobrze, ale za to z największym w Europie Arcelorem relacje układają się doskonale. Myślę, że duże koncerny motoryzacyjne czy AGD będą obsługiwane przez duże grupy stalowe, ale ważną gałęzią pozostanie produkcja specjalistyczna — twierdzi Tomasz Milas.

Języczek u wagi

Przedstawiciele sektora opowiadają się za konsolidacją. Ciekawą sprawą jest jednak to, jak może ona wyglądać. Dla ekspertów WSD największą niewiadomą są huty ukraińskie. Łączą je zarówno z Mittal Steel (byłby to zaskakujący finał, bo obecnie firmy zaciekle walczą o majątek Huty Częstochowa), jak i Arcelorem, US Steel i Siewierstalem oraz Bao Steel.

— Na razie trudno wyrokować, jaką strukturę będzie miało nasze hutnictwo. Sami jeszcze nie wiemy, kto ostatecznie zostanie właścicielem naszych hut. To wyjaśni się do końca roku. Nie sądzę jednak, byśmy mogli połączyć się z Mittal Steel. W Polsce firma ta pokazała, że ma kłopot z relacjami z załogą i z wywiązaniem się z inwestycji — mówi Konstanty Litwionow, reprezentujący Związek Przemysłowy Donbasu w Polsce.

Dodaje jednak, że ukraińskie huty wcale nie muszą być przejęte przez globalnego gracza. Same bowiem mają aspiracje, by nim zostać.