Ponad 60 polskich robotników zatrudnionych przez polską firmę Westbud przy budowie centrum handlowego w Brunszwiku (Dolna Saksonia) domaga się wypłacenia zaległych wynagrodzeń - łącznie 200 tys. euro. Prezes Westbud Marian Karolczak zapewnił w czwartek, że pracownicy otrzymają pieniądze.
Informację o proteście pracowników podał dziennik "Braunschweiger Zeitung", a w rozmowie z PAP potwierdziła ją przedstawicielka Europejskiego Stowarzyszenia Pracowników Wędrownych Agnes Jarzyna. W środę Polacy zorganizowali demonstrację przed brunszwickim ratuszem.
Karolczak mówi, że według jego informacji protestuje tylko 10 pracowników, którzy domagają się wypłaty za maj. "Faktycznie, kontrola z głównego urzędu celnego wykazała nieprawidłowości, w związku z tym zablokowano nam konta, na których jest 800 tys. euro i musieliśmy zejść z budów w Niemczech. Nie mówię, że nie dostaną wynagrodzenia, ale sytuacja się mocno skomplikowała" - powiedział Marian Karolczak.
Polska firma, mająca siedziby we Wrocławiu i Cottbus, działała jako podwykonawca niemieckiego koncernu budowlanego Hochtief w Essen. W Niemczech firma zatrudniała 120 osób, z których większość wróciła do kraju. Westbud, obecny za zachodnią granicą od 17 lat, ostatnio działał na dwóch budowach, w Brunszwiku i Hamburgu.
Jak twierdzi szef regionalnej organizacji związku zawodowego IG Bau Horst Anutha, pracodawca nie przestrzegał przepisów o wynagrodzeniu minimalnym w branży budowlanej. W Dolnej Saksonii obowiązuje stawka minimalna w wysokości 12,30 euro za godzinę. Kontrole przeprowadzone przez niemiecki urząd celny wykazała nieprawidłowości. Za 280 godzin przepracowanych w miesiącu polscy robotnicy otrzymywali 1100 euro, zamiast co najmniej 3444 euro - powiedział Anuth. Dodał, że konta Westbudu zostały zablokowane, a firmie grozi kara finansowa.
Karolczak zapewnia, że zaległe wynagrodzenie zostanie wypłacone w ratach, a pierwsza transza wpłynie na konta pracowników w najbliższy poniedziałek.