Kilkuset pracowników Stoczni Gdańskiej uczestniczyło w czwartek w wiecu przed siedzibą kierownictwa firmy domagając się m.in. dokapitalizowania stoczni i dbania o interesy jej pracowników.
Protestujący ustawili przed budynkiem drewniane dyby, w których zakuto przebrane w garnitury kukły m.in. obecnego prezesa Grupy Stoczni Gdynia SA Jerzego Lewandowskiego i byłego szefa tej firmy Janusza Szlanty. Nad ich wyciętymi z papieru głowami wisiały haki rzeźnicze oraz napis "Sąd ślepy - my nie!". Zebrani skandowali m.in. "Złodzieje", co kilka minut wybuchały petardy.
"Rząd dał polskim stoczniom 2,5 miliarda złotych, z czego ani jedna złotówka nie wpłynęła do Stoczni Gdańskiej" - mówił podczas wiecu przewodniczący komisji zakładowej NSZZ "Solidarność" Stoczni Gdańskiej" Roman Gałęzewski. Oprócz "S" manifestację zorganizowali także Związek Zawodowy Pracowników Stoczni oraz Związek Zawodowy Inżynierów i Techników Stoczni.
Gałęzewski zarzucił kierownictwu Grupy Stoczni Gdynia, w którego skład wchodzi Stocznia Gdańska, wykorzystywanie finansowe Stoczni Gdańskiej i działanie na jej niekorzyść. Jego zdaniem, Stocznia Gdynia winna jest gdańskiemu zakładowi ponad 33 mln zł.
Gałęzewski podkreślił również, że prezes Grupy Stoczni Gdynia Jerzy Lewandowski, podobnie jak jego poprzednik Janusz Szlanta, traktuje gdański zakład jak "śmietnik kosztów". Według szefa stoczniowej "S", Lewandowski nie zgadza się na to, aby w radzie nadzorczej Stoczni Gdańskiej zasiadł niezależny przedstawiciel ze strony Skarbu Państwa, który mógłby kontrolować działalność przedsiębiorstwa.
Wśród postulatów protestującej załogi znalazło się także żądanie ukarania winnych w kierownictwie Stoczni Gdańskiej za spowodowanie strat w wysokości sześciu milionów złotych przy budowie statku dla Stoczni Remontowej w Gdańsku. Stoczniowcy domagają się również od sądów i prokuratury "sprawiedliwego i obiektywnego rozliczenia afer związanych z zakupem i zarządzaniem Stocznią Gdańską".
Występujący na wiecu wiceprezes Stoczni Gdańskiej Maciej Wierzbicki obiecując rozliczenie osób odpowiedzialnych za straty przy inwestycji dla Stoczni Remontowej, zaapelował jednocześnie do protestujących o spokój, gdyż "zadymy" nie służą zakładowi.