Minister obrony Jaak Aaviksoo powiedział w czwartkowym wydaniu gazety, że "w powstałej sytuacji najmądrzej byłoby odpowiedzieć +nie+" na prośbę spółki Nord Stream o zbadanie estońskiej strefy w związku z budową rurociągu.
"Rząd odpowie prędzej +nie+ niż +tak+. Powiemy nie i zobaczymy, co będzie dalej" - dodał Aaviksoo.
Minister przyznał przy tym, że odpowiedź będzie umotywowana raczej względami politycznymi niż prawnymi. Jego zdaniem, "mocnych czysto prawnych podstaw brak, ale zważywszy na ogromny sprzeciw społeczny, ważna jest także argumentacja polityczna".
Opinię ministra obrony podziela szef resortu gospodarki i komunikacji Juhan Parts. Przypomniał, że wraz z ministrami Polski, Łotwy i Litwy napisał list do Komisji Europejskiej, w którym wyrażono pogląd, że w Bałtyku nie należy niczego budować, dopóki nie zostaną przeanalizowane alternatywy.
"Eesti Paeevaleht" przypomina, że wszystkie pozostałe państwa nadbałtyckie, których strefy ekonomiczne ma przecinać Gazociąg Północny, już dały zgodę na przeprowadzenie badań.
Estonia powinna udzielić odpowiedzi do 30 września.
Wcześniej zamierzano ułożyć gazociąg w wodach fińskich, ale okazało się, że dno jest tam zbyt nierówne i 31 maja spółka Nord Stream zwróciła się do Estonii z prośbą o zbadanie jej wód.
Nord Stream jest spółką, w której rosyjski Gazprom ma 51 proc. akcji, a niemieckie koncerny BASF i E.ON po 24,5 proc. Jej radą nadzorczą kieruje były kanclerz Niemiec Gerhard Schroeder.
Polska jest przeciwna budowie gazociągu. Powodem są
nie tylko zastrzeżenia ekologiczne, lecz także obawa, że omijająca Polskę
rosyjsko-niemiecka rura wpłynie negatywnie na bezpieczeństwo energetyczne kraju.
(PAP)