
W miniony poniedziałek (19.06), notowania jena japońskiego mierzone jako potencjał względem globalnych konkurentów zakończyły dzień na rekordowo niskim poziomie. Tak głębokiej przeceny japońska waluta nie notowała – jak wynika z danych Deutsche Banku – od co najmniej 2000 r. Wszystko przez rosnące dysproporcje w polityce banków centralnych. O ile amerykański Fed i Europejski Bank Centralny utrzymują jastrzębie nastawienie w swojej polityce pieniężnej, o tyle Bank Japonii (BOJ) pozostaje ultraluźny i gołębi.
Jen odnotował we wtorek wpierw niewielki spadek, by następnie odbić się do poziomu około 141,70 za dolara w handlu w Tokio, tuż obok najniższego poziomu od siedmiu miesięcy w stosunku do amerykańskiej waluty.
Tegoroczne osłabienie jena sięga około 7 proc. w relacji do dolara i 9 proc. w stosunku do euro.
Minister finansów Japonii Shunichi Suzuki powiedział we wtorek, że nadal uważnie obserwuje ruchy i - w razie potrzeby - podejmie odpowiednie działania w zakresie polityki walutowej. Później minister gospodarki Yasutoshi Nishimura ostrzegł, że urzędnicy zwracają uwagę na wszelkie nadmierne lub spekulacyjne ruchy na rynku.
Eksperci przyznają jednak, że w obecnych warunkach realna interwencja jest mało prawdopodobna. Dopiero przy gwałtowniejszym przekroczeniu progów 145 i 150 jenów za dolara stanie się bardziej realna. Na razie bowiem tańszy jen wspiera eksporterów z trzeciej pod względem wielkości gospodarki świata i póki nie będzie nadmiernie podwyższał inflacji, urzędnicy BOJ mogą akceptować dotychczasowy status quo.
W zeszłym roku osłabienie jena do poziomu 146 za dolara wywołało pierwszą interwencję Japonii w celu wsparcia waluty od 1998 r., zaś w okresie ją poprzedzającym powtarzały się oficjalne ostrzeżenia o akcjach bezpośrednich.