
Notowania jena osłabiły się w czwartek aż o 1 proc. schodząc do pułapu 141,50 za dolara. To najniższy kurs wymiany od listopada ubiegłego roku. Tym samym jen przebił dołki z ubiegłego miesiąca, a to o tyle znaczące wydarzenie, że poprzednio skłoniły czołowych przedstawicieli rządu do deklaracji o podjęciu – jeśli zaistnieje taka konieczność - działań mających zapobiegać nadmiernym wahaniom wyceny.
Sytuację komplikuje „strona amerykańska”. Choć wczoraj FOMC powstrzymał się od podwyżki stóp procentowych po serii 10-ciu z rzędu zaostrzeń swojej polityki, ostrzegł równocześnie, że już w lipcu może ponownie podnieść stawki i prawdopodobnie do jeszcze jednaj oraz wyklucza ich obniżenie jeszcze w tym roku. Oznacza, to że w dalszym ciągu utrzymywać się będzie presja na umocnienie dolara.
Tymczasem dzisiaj Europejski Bank Centralny po raz kolejny podniósł stawki o 25 pb, wzmacniając euro.
Niemal wszyscy ekonomiści oczekują, że w trakcie piątkowego (16.06) posiedzenia Bank Japonii nadal utrzyma swoją ultraluźną politykę pieniężną.
Tendencja do osłabienia jena przy niezmienionej polityce Banku Japonii, w połączeniu z bardziej jastrzębim Fed, prawdopodobnie utrzyma się przez jakiś czas – ocenił Tsutomu Soma, handlowiec obligacjami i walutami w Monex.
W ubiegłym roku spadek jena do 146 za dolara wywołał pierwszą interwencję Japonii w celu wsparcia waluty od 1998 r., chociaż w okresie poprzedzającym ten okres wielokrotnie pojawiały się oficjalne ostrzeżenia o akcjach bezpośrednich. Japońska waluta straciła w tym roku ponad 7 proc.