Państwowy bank nie chce być zwykłą instytucją komercyjną, ale chce jej dorównać wynikami.
W 2006 r. BGK, jedyny bank w 100 proc. należący do skarbu państwa, wypracował 165 mln zł zysku netto, ponadtrzykrotnie więcej niż w 2005 r. W tym chce go niemal podwoić.
— BGK jest w stanie zarobić 250-300 mln zł. Czekamy na akceptację strategii przez radę nadzorczą — mówi Wojciech Kuryłek, prezes BGK.
Zysk w dużym stopniu zależy od strategii rozwoju funduszy pomocowych, którymi bank zarządza.
Podobnie jak w ubiegłym roku, gdy Wojciech Kuryłek obejmował bank, potrzebne jest doinwestowanie. Priorytetem jest rozwój sprzedaży, a także systemów informatycznych i oceny ryzyka.
Prezes chce zmotywować załogę do pracy dzięki zarządzaniu przez cele. Chce także uporządkować zarządzanie produktami. Już w ubiegłym roku udało się obniżyć wskaźnik kosztów do dochodów do 40,3 proc., czyli do poziomu porównywalnego do osiąganego przez dużych rywali. Zwrot z kapitału ROE wzrósł do 15,5 proc. Nie jest więc źle.
Zarząd BGK musi się też zastanowić nad detalem.
— Niebawem przedstawimy strategię rozwoju na tym rynku na 4-5 lat — mówi Wojciech Kuryłek.
Ocenia, że bez zainwestowania kilkuset milionów duża skala działania będzie niemożliwa. Tymczasem skarb państwa ma węża w kieszeni. Prezes nie wie, co zrobi, gdy kapitału zabraknie. Myśli o różnych formach jego zdobycia, np. sekurytyzacji należności.