Prezydent uzyskał pretekst do weta wobec reprywatyzacji

Kacper Krasicki
opublikowano: 2001-03-08 00:00

Kacper Krasicki: Prezydent uzyskał pretekst do weta wobec reprywatyzacji

Po trzykrotnym odkładaniu głosowania, żenujących sporach proceduralnych oraz zniesieniu obowiązku zachowania dyscypliny w największym klubie poselskim AWS — Sejm odrzucił wczoraj najważniejsze poprawki Senatu do ustawy o reprywatyzji. Druga izba parlamentu między innymi chciała rozszerzenia kręgu beneficjentów ustawy także na tych byłych właścicieli, którzy niekoniecznie posiadali w dniu 31 grudnia 1999 r. obywatelstwo polskie. Poza tym senatorowie nie zgadzali się ze skróceniem listy spadkobierców.

W jednym głosowaniu nad hurtowym odrzuceniem siedmiu senackich poprawek — stosunkiem 311:101, przy 8 wstrzymujących się i 40 nieobecnych — ustawa została w ostatecznym kształcie zawężona i nabrała akcentów antysemickich. Ucierpi na tym międzynarodowy autorytet Polski. Decyzja Sejmu nie jest zrozumiała. Jeżeli zwolennicy ograniczenia reprywatyzacji myśleli, że przysporzą sobie głosów wyborców — to się mylą. Byli właściciele i ich spadkobiercy dobrze zapamiętają, czemu może nie dojść nawet do tak ograniczonej reprywatyzacji. Natomiast kręgi ideologicznie jej niechętne i tak uznają, że to SLD pomógł storpedować ustawę.

Polska od dziesięciu lat winna jest reprywatyzację — zarówno swoim obywatelom, jak i spadkobiercom byłych obywateli. To, co Czechy, Węgry czy wschodnie landy Niemiec uczyniły już dawno, u nas było tylko przedmiotem swarów, debat, nie kończących się politycznych i pseudoekonomicznych przepychanek. Przez całą dekadę transformacji nasz kraj był sceną dziwacznego spektaklu: odbywała się prywatyzacja bez reprywatyzacji. Państwo, niczym paser, dysponowało mieniem, do którego prawo mieli wszyscy — poza jego byłymi właścicielami!

Tak było na przykład z ziemią. Miliony hektarów bezpańskich gruntów, po upadku PGR-ów administrowane przez AWRSP, czekały na prawowitych właścicieli. Tak samo było z licznymi zakładami przemysłowymi. Nie należały do nikogo, przestawały wytwarzać — ale kolejne rządy III RP wolały pośpiesznie, często niekorzystnie i nieudolnie, prywatyzować je, niż zwracać prawowitym właścicielom. Również setki tysięcy Zabużan daremnie oczekiwały na elementarną sprawiedliwość. Umocowani w prawie międzynarodowym i krajowym, nie doczekali się zadośćuczynienia za mienie utracone na Wschodzie.

Mimo wszystkich zastrzeżeń, samo uchwalenie ustawy można jednak uznać za doniosły moment polskiej transformacji. Aby jednak sukces ten stał się faktem prawnym — ustawę musi jeszcze podpisać prezydent. Aleksander Kwaśniewski stoi przed niełatwym wyborem. Z jednej strony jest ewidentnie niechętny jakiejkolwiek reprywatyzacji, z drugiej zaś — wielokrotnie wyrażał poglądy świadczące, iż stara się nie być zakładnikiem własnej formacji politycznej. Jednak po odrzuceniu słusznych poprawek Senatu prezydent może, a w opinii wielu środowisk wręcz powinien ustawę zawetować. Dlatego byli właściciele przyjmują wczorajsze głosowanie Sejmu z mieszanymi uczuciami. Zakończyło ono prace nad ważną i od dawna oczekiwaną ustawą, ale dało też pretekst do weta.

odmowa podpisania ustawy (czego Sejm raczej nie odbije) spowoduje, że dawni właściciele zaczną masowo zgłaszać swe roszczenia. Administracja państwowa nie będzie już miała pretekstu, by odsyłać ich z kwitkiem. Reguły gry będą przejrzyste, choć katastrofalne dla Skarbu Państwa: ustawa o reprywatyzacji połowicznej zawetowana, zatem zgłaszający roszczenia zachowują prawo do pełnego zadośćuczynienia i rekompensaty!

Kacper Krasicki jest doradcą Polskiej Unii Właścicieli Nieruchomości