Gdyby krótkoterminowy kapitał rzeczywiście się bardzo zaniepokoił to złoty osłabłaby o kilkanaście procent.
Z Ameryki
Skończył się uznawany za najsłabszy dla giełd miesiąc i Amerykanie rzucili się do kupowania akcji. Trzy sesje wystarczyły, by prawie odrobić straty z II połowy września. Na początku miesiąca fundusze zawsze dostają świeże pieniądze, więc dziwił nie tyle wzrost indeksów, ile jego skala. Poza tym nastąpił wbrew w większości słabym danym makro. Dane o rynku pracy też były słabe, mimo że mówi się inaczej. Dzięki słabym danym spadły rynkowe stopy procentowe. Niskie stopy pomagają gospodarce, ale powstaje pytanie, co jest prawdziwym obrazem gospodarki czy ożywienie gospodarcze, któremu powinna towarzyszyć zwyżka rentowności czy też stagnacja, która utrzymuje rentowność pod kontrolą. Obawiam się, że to drugie.
Uspokoiła się nieco sytuacja na rynku walutowym. Ostatnio często interweniował Bank Japonii. Ciekawa była wtorkowa interwencja za pośrednictwem amerykańskiego Fed. USA żądają, by inne kraje nie interweniowały, a same Japonii w tym pomagają. Walka Japonii o słabego jena jest zrozumiała. Gdyby się wzmocnił do poziomu równowagi, to wywołałby kolejną recesję w Japonii. Wystąpił klasyczny pat — Japonia chce słabego jena, a politycy w USA przed wyborami chcą słabego dolara. Zazwyczaj wygrywali Amerykanie, ale to może być pyrrusowe zwycięstwo. Jeśli Japonia zrezygnuje z obrony dolara to nie zdziwię się, jeśli jego kurs spadnie o 25 proc. To dobiłoby gospodarkę światową, a inwestorzy wycofywaliby kapitały z giełdy amerykańskiej.
Sprzedających akcje pracowników spółek jest najwięcej w historii. Podobnie jest z długimi pozycjami inwestorów indywidualnych i krótkimi instytucji. Okazuje się, że „ulica” wygrywa z zawodowcami. Po ostatnim tygodniu na rynkach panuje przekonanie, że od teraz obowiązywać będzie jedynie północny kierunek ruchu. Ta jednolitość opinii jest najbardziej niebezpieczna. Trzeba jednak brać pod uwagę fakt, że kompletny brak podstaw fundamentalnych nie oznacza, że indeksy nie będą rosły. Dopóki kapitału coś naprawdę nie przestraszy można udawać, że wierzy się w świetlaną przyszłość gospodarki USA nadmuchując kolejny balon spekulacyjny. Rozpoczyna się sezon wyników kwartalnych, więc rynki będą reagowały zarówno na te raporty jak i na ewentualne ostrzeżenia spółek. Wydaje się, że negatywnych niespodzianek będzie mało, bo bardzo mało było ostrzeżeń. Skoro tak, to decydować będą nastroje, bo na wynik zgodny z prognozami kurs może reagować zarówno wzrostem jak i spadkiem w zależności od nastroju na rynku. Nastroje są dobre a to przemawia za wzrostami, podstaw fundamentalnych od dawna nie ma, a to przemawia za spadkami. W tej sytuacji zostawmy decyzję rynkowi. Sygnałem kupna byłoby pokonanie przez S&P 500 poziomu 1040 pkt, a sprzedaży 996 pkt.
Z Polski
Nasz rynek na początku tygodnia cierpiał przede wszystkim z powodu zawirowań na rynku walutowym. Fundusze polują na kapitały powracające na przełomie października i listopada z lokat antypodatkowych, ale obawiam się, że spadki indeksów nie zachęcą oszczędzających do zainwestowania w rynek akcji. Ludzi przyciągają długotrwałe wzrosty indeksów, a nie dzikie wahania.
W czasie kończącego wrzesień weekendu rząd przyjął projekt budżetu na 2004 r., a to rozpętało burzę. Nie jestem entuzjastą sposobu, w jaki ministrowie komunikują się z rynkami, ale twierdzę, że Andrzej Raczko, szef resortu finansów, ma sporo racji mówiąc, że rynki finansowe są niestabilne, a to przenosi się na Polskę. Spójrzmy na liczby. Od 27.08, kiedy złoty rozpoczął swój ostatni trend spadkowy, do szczytu w końcu września, złoty do euro osłabł o 6,2 proc., do dolara wzmocnił się o jeden proc., a euro do dolara wzmocniło się o 7,2 proc. Opowieści o tym, że widzi się przerażenie w oczach inwestorów zagranicznych są bajkami o żelaznym wilku. Gdyby krótkoterminowy kapitał rzeczywiście się zaniepokoił to w kilka dni mielibyśmy spadek wartości złotego o kilkanaście proc. Krótkoterminowi inwestorzy zagraniczni wiedzą, że problemy mogą pojawić się dopiero w 2006 r. A jak sama nazwa „krótkoterminowi” mówi jest to dla nich odległy termin.
Pisałem ostatnio o słowach premierów kierowanych do analityków i prawdę mówiąc zaczynam się niepokoić. Wygląda na to, że Jerzy Hausner, najbardziej wpływowy człowiek w polskiej gospodarce, zaczyna się gubić. Wypowiedzi na temat „Tele-Foniki”, analityków czy Bogusława Grabowskiego nie miały nic wspólnego z polityczną poprawnością, która powinna cechować premiera rządu. Obawiam się, że minister nie ma również doświadczenia w postępowaniu ze spekulantami, na co wskazywały jego wypowiedzi. Jerzy Hausner mówi o „psychozie” rynków i bardzo się dziwi. Rynki finansowe kierują się przede wszystkim, psychologią, a nie fundamentami, które mają znaczenie w okresach wieloletnich. Warto o tym pamiętać komunikując się z inwestorami.
W tym kontekście zachowanie Leszka Balcerowicza było wzorcowe. Tak powinien zachowywać się człowiek, który wie, że jego słowa mogą wywołać mocne reakcje na rynkach. Najważniejsze było oczywiście stwierdzenie, że sytuacja „nie jest obecnie porównywalna z krajami, gdzie można było mówić o kryzysie”. Uważam, że ocena projektu budżetu też była rzetelna, a z pewnością daleka od histerii, którą prezentują niektórzy ekonomiści. RPP obniżyła stopę rezerwy obowiązkowej, co zwiększy płynność sektora finansowego. W ten sposób rada chciała pomóc gospodarce i chwała jej za to. Banki będą miały więcej pieniędzy na kredyty. Obawiam się jednak, że będą po prostu kupowały więcej obligacji szczególnie, jeśli ich rentowność będzie rosła.
Nie wiem czy hasło „Nicea albo śmierć”, które uważam za wyjątkowo nierozsądne, nie popsuje nastrojów w nadchodzących tygodniach. Niby nie powinno, bo do Unii i tak wejdziemy, ale walka w stylu, który prezentujemy, o niejasne cele (może oprócz ilości głosów) zrodzi kolejnych wrogów naszego kraju, co odbije się potem na sprawach finansowych. Gdybyśmy rzeczywiście zawetowali konstytucję UE to zupełnie nie wiadomo, gdzie by nas to doprowadziło. Informacje o tym, że KE chce zmniejszyć pomoc regionalną też nam nie pomagają. Gdyby jednak sprawa konstytucji nie miała wpływu to po prezentacji programu cięć budżetowych, sytuacja powinna się wyjaśnić, złoty się uspokoi, a GPW dołączy do innych giełd światowych. Kierunek jak zwykle pokażą giełdy amerykańskie, ale rynkowi należy się odbicie, a jeśli funduszom śni się przejęcie kapitałów powracających z lokat antypodatkowych to najpóźniej w połowie października musi zacząć się trend wzrostowy.