Polski przemysł znajduje się w głębokiej recesji, przynajmniej pod względem produkcji, która spada w szybkim tempie. Ale żeby dobrze zinterpretować sytuację, trzeba dostrzec, z jakiego poziomu spada produkcja. Ona pomimo spadku znajduje się wciąż wyżej niż trend historyczny.
Więc mamy specyficzną recesję, polegającą na korekcie nadmiernych przyrostów z poprzednich lat. To może też w jakiejś mierze tłumaczyć, dlaczego zatrudnienie jest stabilne pomimo spadających wolumenów sprzedaży.
Dane o produkcji to pierwsze twarde dane statystyczne za drugi kwartał. GUS podał, że w kwietniu produkcja obniżyła się aż o 6,4 proc. rok do roku, wobec spadku o 3 proc. w marcu. To jest głęboki dołek, głębszy niż ten obserwowany w czasie kryzysu w strefie euro w 2012 r. i niewiele płytszy od tego z czasów kryzysu finansowego z 2008/2009 r.

Są dwie kategorie produktów, które notują największe spadki. Po pierwsze, są to wyroby energochłonne – chemiczne, papierowe, metalowe, budowlane. Spadki wynikają zapewne z faktu, że wiele firm ograniczyło skalę produkcji w reakcji na drastyczny wzrost cen energii pod koniec 2022 roku, a restartu nie da się przeprowadzić szybko. Po drugie, są to półprodukty. Tu spadki są efektem tzw. destockingu, czyli redukcji zapasów komponentów przez wytwórców wyrobów gotowych. Oba zjawiska recesyjne – wysokie ceny energii i destocking – powinny wkrótce złagodnieć, choć proces ten trwa ewidentnie dłużej, niż oczekiwano, i może się przeciągać jeszcze kilka miesięcy.
Jednocześnie jest jeden sektor, który notuje wyraźne przyrosty produkcji – motoryzacja. Roczna dynamika produkcji wyniosła w tym obszarze 7 proc. Tutaj pomocne jest obniżenie napięć w łańcuchach dostaw i przyspieszenie sprzedaży przez niemieckie koncerny, co rozlewa się po łańcuchu dostaw w całej Europie Środkowej.
Warto zauważyć, że pomimo spadków wolumen produkcji ogółem jest bardzo wysoki. Zobaczmy samo przetwórstwo. W kwietniu produkcja była wprawdzie niższa o 6,6 proc. rok do roku, ale jednocześnie była o 5 proc. wyższa niż dwa lata temu i 14 proc. wyższa niż cztery lata temu. Produkcja spada z bardzo wysokiej górki.
Średnio rzecz biorąc moce produkcyjne są wykorzystywane w relatywnie wysokim stopniu. Z ostatniego badania GUS (raportowanego przez Eurostat) wynika, że stopień wykorzystania zdolności wytwórczych w przemyśle wynosi 78,8 proc., wobec średniej z ostatniej dekady na poziomie 77,6 proc. (warto wiedzieć, że stopień wykorzystania mocy w cyklu nie waha się gwałtownie: w okresach recesji zwykle spada do ok. 70 proc., a w momentach rozgrzania niewiele przekracza 80 proc.). I zapewne z tego powodu spadek produkcji nie pociąga za sobą dużego spadku zatrudnienia – w kwietniu zatrudnienie w przetwórstwie było o 1 proc. niższe rok do roku, przy czym z miesiąca na miesiąc nie widać istotnych zmian zatrudnienia, a część ujemnej rocznej dynamiki wynika ze zmian w próbie statystycznej GUS.
W poniedziałek GUS podał też interesujące dane z rynku pracy. Wskazują one, że zatrudnienie jest bardzo stabilne i nie potwierdza pewnych negatywnych sygnałów z poprzednich miesięcy. Jednocześnie płace nominalne rosną szybko, pozwalając płacom realnym na powolne wyjście z dołka.
W kwietniu zatrudnienie w sektorze przedsiębiorstw było o 0,4 proc. wyższe rok do roku wobec wzrostu o 0,5 proc. w marcu. Analizując uważnie zmiany z miesiąca na miesiąc, można dostrzec, że po dwóch miesiącach lekkiego spadku zatrudnienia w kwietniu doszło do stabilizacji. Nie ma zatem sygnałów, by redukcja etatów przybierała na sile – raczej przeciwnie. Nie potwierdza się na razie moja obawa, że w momencie przyspieszenia realnych wynagrodzeń (czyli gdy dynamika cen będzie słabła w relacji do dynamiki płac) firmy zaczną zwalniać ludzi, choć na razie jesteśmy dopiero na początku procesu.
Jednocześnie przeciętne nominalne wynagrodzenie brutto w sektorze przedsiębiorstw wzrosło w kwietniu o 12,1 proc. rok do roku, wobec 12,6 proc. w marcu. Roczna dynamika płac jest wciąż niższa niż inflacja, ale z miesiąca na miesiąc poziom przeciętnego realnego wynagrodzenia – po usunięciu sezonowości – wyraźnie się poprawia. Z moich szacunków wynika, że odsezonowane realne wynagrodzenie w ostatnich trzech miesiącach zwiększało się średnio o 0,5 proc. miesięcznie, najwięcej od października 2020 r. (moment wybicia z dołka po pandemii). To może mieć znaczenie dla wszystkich firm, które sprzedają towary i usługi dyskrecjonalne dla konsumentów, czyli takie, które nie należą do kategorii produktów pierwszej potrzeby.
Obraz wyłaniający się z tych wszystkich danych jest umiarkowanie optymistyczny. Gospodarka jest w stagnacji, czy nawet recesji, ale firmy nie mają chęci, by redukować zatrudnienie. Aktywność nie jest niska na tle historycznym, a recesja wynika częściowo z reakcji na przerosty z poprzednich lat, a częściowo stanowi dostosowanie do warunków droższej energii.
Podpis: Ignacy Morawski