Między zarządem Polskiej Agencji Żeglugi Powietrznej (PAŻP) a kontrolerami iskrzy od kilku tygodni. Poszło o nowy system wynagrodzeń.
— Część z kontrolerów z Warszawy nie zgadza się na wdrażane reformy i żąda przywrócenia stawek sprzed kryzysu, gdy ich pensje były najwyższe w historii. Nowe będą wynosić 20-45 tys. zł miesięcznie. Jest to jedyna grupa pracowników, która uznaje te warunki za niesatysfakcjonujące. Większość pozostałych pracowników, w tym kontrolerzy z ośrodków regionalnych, pozytywnie odpowiedziała na przedstawiane propozycje i obecnie 80 proc. zatrudnionych pracuje według nowych zasad — mówi Agata Król, rzeczniczka PAŻP.
167 z 260 warszawskich kontrolerów się nie zgadza
PAŻP informuje, że zmiana wynagrodzeń jest konieczna, bo kryzys w lotnictwie spowodował, że agencja musiała posiłkować się kredytem z BGK [kredyt obrotowy wysokości 250 mln zł i kredyt inwestycyjny wysokości 550 mln zł — red.]. Obecnie w agencji pracuje 600 kontrolerów, z czego 260 w Warszawie. Koszt wynagrodzeń w PAŻP to ponad 570 mln zł, a w 2030 r. ma to być 856 mln zł. Zarząd agencji liczy, że uda się je zmniejszyć.
— Do spełnienia oczekiwań finansowych kontrolerów, a więc pensji o 100 procent wyższych od proponowanych, potrzeba 165 mln zł w ciągu trzech lat, co oznacza, że każdy z kontrolerów żąda dla siebie w tym czasie dodatkowego miliona złotych — twierdzi Agata Król.

28 stycznia do PAŻP wpłynęły pisma od 112 kontrolerów ruchu lotniczego, którzy odmówili przyjęcia zaproponowanych warunków pracy.
— Składając te oświadczenia pracownicy dokonali przekształcenia wypowiedzeń zmieniających w wypowiedzenia definitywne, a umowy tych pracowników ulegną rozwiązaniu z upływem okresów wypowiedzenia. 26 osób zostało poproszonych o wykorzystanie urlopów wypoczynkowych, a następnie zostaną zwolnione z obowiązku świadczenia pracy do końca okresu wypowiedzenia — mówi rzeczniczka agencji.
31 stycznia oświadczenia o odmowie przyjęcia nowych warunków złożyło 10 kontrolerów, a 45 wypowiedziało umowy z trzymiesięcznym okresem wypowiedzenia.
Posypały się donosy
To nie wszystko.
— Agencja zgłosiła do prokuratury zawiadomienie o możliwości popełnienia przestępstwa w związku z podżeganiem przez Związek Zawodowy Kontrolerów Ruchu Lotniczego do podjęcia akcji sabotażowej w celu wywarcia presji na pracodawcy i wywalczenia wyższych pensji dla kontrolerów — informuje Agata Król.
Chodzi o „zgłaszane niedyspozycje, zwolnienia lekarskie lub niepodejmowanie kontaktu z pracodawcą w sytuacji potrzeby wezwania na dyżur, które były powodom opóźnień, do jakich doszło w ostatnich dniach grudnia”.
Pracownicy nie pozostają dłużni.
— Od końca listopada alarmujemy Urząd Lotnictwa Cywilnego i Ministerstwo Infrastruktury o tym, że pracodawca na każdym kroku łamie własne zasady przestrzegania bezpieczeństwa, ignoruje raporty i zalecenia. 20 stycznia złożyliśmy do prokuratury zawiadomienie o popełnieniu przestępstwa, polegającego na niedopełnieniu obowiązku dbania o bezpieczeństwo i higienę pracy, narażeniu pracowników na bezpośrednie niebezpieczeństwo utraty życia albo uszczerbku na zdrowiu oraz uporczywym naruszaniu praw pracowniczych. Wystosowaliśmy też pismo do ministra Andrzeja Adamczyka, bo to niedopuszczalne, żeby za grudniowe opóźnienia winić kontrolerów. Winna jest wadliwa organizacja pracy w PAŻP — mówi Maciej Sosnowski, przewodniczący Związku Zawodowego Kontrolerów Ruchu Lotniczego.
Nowy system wynagrodzeń jest jego zdaniem niekorzystny dla części kontrolerów (warszawskich, pozostali na nim zyskają).
— To nie będzie 45 tys., tylko 18-31 tys. zł brutto. Nie ma dodatków za pracę w nocy czy święta. Ze względu na długi staż mam wysokie wynagrodzenie — netto 26-27 tys. zł, a zaproponowano mi wynagrodzenie zasadnicze 30 tys. zł, czyli 17 tys. zł netto. Jednocześnie bardzo duża kwota zostanie przeznaczona na nagrody, które będą przyznawane uznaniowo przez prezesa — mówi Maciej Sosnowski.
Twierdzi, że to nie mniejsze wynagrodzenie jest powodem, dla którego część kontrolerów nie chce nowych warunków pracy.
— Pracodawca kładzie nacisk na efektywność kosztową i do grafiku wpisuje minimalną liczbę kontrolerów, którzy pracują ciężej, a to zagraża bezpieczeństwu — uważa Maciej Sosnowski.